Jeszcze 2 minuty czytania

Maria Poprzęcka

NA OKO: Dwie plaże

Maria Poprzęcka

Maria Poprzęcka

Trudno oprzeć się pokusie porównywania dwóch wydarzeń, które zakładały przeniesienie plaży do rzeczywistości artystycznej: weneckiego „Sun & Sea” i o 50 lat wcześniejszego happeningu „Kwarc”

Jak wiadomo, zwycięzcą Biennale Arte 2019 była prezentacja narodowa Litwy autorstwa trzech artystek: Liny Lapelyte, Vaivy Grainyte i Rugile Bardziukaite. Praca „Sun & Sea (Marina)”, gatunkowo określona jako opera-performans na 13 głosów, była zainstalowana w jednym z budynków Marina Militare, na rozległym terenie Arsenału, który od lat 80. jest obszarem ekspansji rozprzestrzeniającego się Biennale. Zwycięską litewską prezentację opisywano na bieżąco w korespondencjach i recenzjach z imprezy, więc tylko krótkie przypomnienie.

Sytuacja przypominała ekspozycje archeologiczne, gdzie odseparowanie publiczności na wysokiej galerii pozwala dobrze zobaczyć fragmenty cennych wykopalisk, chroniąc je zarazem przed zadeptaniem. Tyle że tu z góry oglądano nie odkryte pozostałości antycznej świątyni czy rzymskiej mozaiki, lecz odgrywany na żywo wycinek współczesnej rzeczywistości wakacyjnej. Piach, kolorowe ręczniki, na nich ludzie różnego wieku i cielesnej kondycji, grzebiące w piasku dzieci, wszelkie plażowe utensylia, psy, dmuchane ryby i krokodyle. Ludzie przeglądający kolorowe tabloidy, skrolujący smartfony, dziobiący fast food z plastikowych pojemników. Żadnej akcji ani interakcji. Banał i nuda. W bezczynną plażową atmosferę wdzierał się ludzki głos – performerzy mieli mikroporty. Solowe arie przechodziły w zbiorowy śpiew, raz musicalowy, raz kościelnie zawodzący. Monotonnie dudnił elektroniczny akompaniament, który chwilami narastał, zagłuszając wszystko.

fot. Jean-Pierre Dalbéra CCfot. Jean-Pierre Dalbéra CC

Uroczystość wręczenia weneckiego Złotego Lwa kobiecej litewskiej ekipie odbyła się 11 maja 2019 roku, w dniu inauguracji Biennale. Majowa data przypomina wydarzenie, które odbyło się pół wieku wcześniej, dokładnie 22 maja 1969 roku. Był to happening Drugiej Grupy Krakowskiej „Kwarc” w Galerii Krzysztofory. Jak opisuje uczestnik Jacek Maria Stokłosa:

Zdarzenie „Kwarc” w maju 1969 roku polegało na przewrotnym przeniesieniu atrybutów morskiej plaży do piwnicy Krzysztoforów. Podłoga wysypana toną piasku, koce, parasole plażowe, czepki pływackie, okulary słoneczne, tranzystory, napoje, silne światło kwarcówek, nasza trójka w kąpielówkach, nasze dziewczyny w kostiumach bikini i olbrzymie ilości rozpryskujących się kremów do opalania. Wokół widzowie, muzyka, relaks.

Tyle opisu, a teraz wykładnia zamierzeń:

Happening „Kwarc” ilustrował zestawienie dwóch rzeczywistości – plaży (co odtwarzaliśmy na piasku) i kawiarni, gdzie odbywał się happening. Silne światło kwarcowe (stąd nazwa happeningu), podobnie jak głośna muzyka z radia, miały przybliżyć sytuację plaży do nowej rzeczywistości artystycznej – w galerii. Często przy tego typu działaniach dochodzi do niezaplanowanych, niekontrolowanych wydarzeń. Takim okazały się minieksplozje opakowań z olejkiem do opalania w aerozolu, co spowodowało intensyfikację i dodanie sporej dozy autentyczności do artystycznej prezentacji.

Oczywiście bzdurą byłoby dopominanie się o pierwszeństwo Grupy Krakowskiej w przenoszeniu plaży do nowej rzeczywistości artystycznej. I nie daj Boże dezawuowanie „Sun & Sea” jako wtórnego wobec tego, co nasi dawno temu wymyślili. Natomiast trudno oprzeć się pokusie porównywania dwóch artystycznych wydarzeń w istocie dość podobnych. Założenie obu było takie samo, wspólne zresztą wielu współczesnym artystycznym dążeniom – wywrotowo zmienić rzeczywistość wbrew przeciwnym okolicznościom. W tym wypadku – przemienić w słoneczną plażę miejsce zamknięte i ciemne.

fot. Fotografia pochodzi z tomu „Tadeusz Kantor i artyści teatru Cricot 2. Dokumenty i materiały”, t. I,
red. J. Chrobak, J. Michalik, Kraków 2009, fot.  Monika Piotrowicz-Stokłosa 
 

Gra podobieństw i różnic jest pociągająca też dlatego, że pozwala na wnioski wychodzące poza proste zestawienia działań, które dzieli pół wieku. Główna różnica między happeningiem „Kwarc” a weneckim performansem to oczywiście charakter i skala przedsięwzięcia. Z jednej strony niszowa galeria i klubowa publiczność, z drugiej – globalna impreza, przyciągająca ponad pół miliona widzów. Plażowicze w Krzysztoforach wyłożyli swoje ciała wśród stłoczonej do niemożliwości rozbawionej grupy znajomych. Było interaktywnie, choć nie istniało wtedy to słowo. W Wenecji anonimowa publiczność oglądała plażę jak teatralno-operowy spektakl – z dystansu wysokiej galerii. Przyznając Złotego Lwa Litwinkom, jury doceniło element zaskoczenia, jakim było wykorzystanie obskurnej przestrzeni magazynowej do zainscenizowania słonecznej plaży. Tu wyższość należy przyznać Grupie Krakowskiej, bo upchnięcie plaży w piwnicy jest posunięciem znacznie bardziej radykalnym. W Wenecji jednak do wody niedaleko. Nieporównywalna była skala trudności logistycznych, choć litewskim artystkom i kuratorom też nie było łatwo. Jednak zrzucić tonę piachu do piwnicy służącej sztuce i konsumpcji – to jest coś, czego dzisiejszy artysta nie wykonałby bez wsparcia grantów i sponsorów. Uderza natomiast podobieństwo plażowego wyposażenia – bikini, parasole, kocyki, okulary słoneczne, kremy – właściwie nic się nie zmieniło. Tylko służby ppoż. zareagowałyby natychmiast na wybuchające aerozole, kładąc kres zabawie, nie zważając na „dużą dozę autentyczności”. Tranzystorowe radyjka Unitry ustąpiły miejsca smartfonom, ale to prosta pochodna zmian technologicznych.

Największa różnica tkwi bowiem nie w nośniku, ale w roli muzyki. W Krzysztoforach byli po prostu „widzowie, muzyka i relaks”. Tu jest opera na 13 głosów, od wibrujących sopranów po głębokie barytony. I to one niosą sens przedstawienia. Z wypełniających przestrzeń dźwięków: żywych ludzkich głosów, nużącej, głuchej elektroniki, przechodzącej w wycie alarmów płynęły lęk, poczucie bezsensu i zagubienia. 

I tu nasuwa się najważniejsze pytanie: po co, na przekór wszystkiemu, stworzono te opaczne światy? Próba odpowiedzi wiele mówi o tym, jak zmienił się świat przez minionych lat pięćdziesiąt. Plaża w krzysztoforskiej piwnicy była absurdalną zgrywą. Absurd, jako na stałe wpisany w peerelowską rzeczywistość kończącej się „małej stabilizacji”, był oswojony, przyswojony, nawet jeśli cenzurowany. Absurd można było obśmiać, opić i jakoś dawało się żyć. Natomiast – w zgodnych opiniach widzów – „Sun & Sea” przenikało niewytłumaczalne przeczucie katastrofy. Nie ma w tym nic odkrywczego – sztuka wciąż nas straszy bliską apokalipsą. Siłą litewskich artystek było znalezienie szokującej formy, dającej poczuć grozę zamaskowaną pozorami bezczynnego plażowego bytowania. Jeśli na tej plaży dojdzie do „niezaplanowanych, niekontrolowanych wydarzeń” , nie będzie to tylko eksplozja spraju do opalania.

Cytaty pochodzą z tekstu Jacka Marii Stokłosy „O Drugiej Grupie”, zawartego w tomie „Tadeusz Kantor i Artyści teatru Cricot 2.Dokumenty i materiały”, t. I, red. J. Chrobak, J. Michalik, Kraków 2009.