Sushi nie ma związku z 
moją twórczością

Rozmowa z Janem Hřebejkiem

Osoby, których problem współpracy z komunistycznym reżimem dotknął bezpośrednio, często używają argumentów w stylu: „Nie potrafisz sobie nawet wyobrazić, jak wtedy było”. Moi rówieśnicy nie zadowalają się takimi tłumaczeniami

Jeszcze 1 minuta czytania

PIOTR CZERKAWSKI: Czeski błąd” opowiada o wpływie ustroju komunistycznego na życie aż trzech pokoleń. Dla kogo przede wszystkim nakręcił Pan swój film?
JAN HŘEBEJK:
Oczywiście, poruszany temat jest najbardziej żywy dla moich rówieśników, a więc ludzi koło czterdziestki. W filmie reprezentuje ich główna bohaterka – Lucia. Osoby, których problem współpracy z komunistycznym reżimem dotknął bezpośrednio, najczęściej już się z nim uporały, usprawiedliwiły go w swoich wnętrzach.

Gdy o tym mówią, bardzo często używają argumentów w stylu: „Nie potrafisz sobie nawet wyobrazić, jak wtedy było”. Moi rówieśnicy nie zadowalają się takimi tłumaczeniami, żądają uczciwych i bardziej szczerych odpowiedzi. Tymczasem, dla pokolenia najmłodszego – reprezentowanego u mnie przez córkę Lucii – okres komunizmu jest już historią, równie dobrze mógłby mieć miejsce 100 lat temu. To zupełnie naturalne.

W Europie Środkowej powstaje coraz więcej filmów o rozliczaniu się z komunizmem. Wystarczy wspomnieć polską „Rysę” lub niemieckie „Życie na podsłuchu”. Co konkretnie zainteresowało Pana w tym coraz mocniej eksploatowanym temacie?

W naszym regionie nie da się uciec od podobnej problematyki. Jest zbyt dramatyczna. W państwach bloku wschodniego ubecja nie zadowalała się werbowaniem do współpracy sympatyków komunizmu albo tchórzy. Chodziło im głównie o to, by złamać ludzi o silnym charakterze. Właśnie ten paradoks wydał mi się najciekawszy i skłonił do realizacji filmu.

Jan Hřebejk

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych czeskich reżyserów filmowych i teatralnych. Urodził się w 1967 roku. Wraz ze scenarzystą Petrem Jarchovskym studiował scenopisarstwo w praskiej szkole filmowej w latach 1987-1991. Od tamtej pory współpracują niemal przy każdym filmie. Pierwsze etiudy zrealizował jeszcze w czasie studiów ("Rok 1948"). Jego najsłynniejsze filmy to m.in.: „Pod jednym dachem”, „Musimy sobie pomagać” (Sześć Czeskich Lwów oraz nominacja do Oscara), „Na złamanie karku”, „Piękność w opałach”, „Niedźwiadek”, „Do Czech razy sztuka”. Jego najnowszy film, „Czeski błąd” podejmuje temat lustracjyjnej gorączki.

W swoich filmach, albo – jak w „Musimy sobie pomagać” zajmuje się Pan najnowszą historią Czech, albo – jak w „Piękności w opałach – pokazuje kraj zwrócony ku przyszłości. Jak na tym tle wypada „Czeski błąd”, którego akcja ma miejsce w czasach współczesnych, ale odwołuje się do przeszłości?
Podział, o którym Pan mówi jest dość płynny. „Musimy sobie pomagać” jak dla mnie wcale nie opowiadało o wojnie. Kręciliśmy ten film 10 lat po upadku komunizmu i razem ze scenarzystą Petrem Jarchovskym chcieliśmy potraktować go jako wstęp do dyskusji o tym dlaczego wciąż nie rozliczyliśmy się z przeszłością.

W „Czeskim błędzie” opowiadam o wydarzeniach sprzed lat przez pryzmat ich późniejszych konsekwencji. Robię tak, ponieważ uważam, że historia jest najbardziej interesująca, gdy zastanowimy się w jaki sposób wpływa na teraźniejszość i jakie wywołuje refleksje wśród różnych ludzi. Dlatego staraliśmy się z Jarchovskym pokazać, jak ten sam temat może być postrzegany z odrębnych punktów widzenia. Chciałem w ten sposób podkreślić, że w moich filmach najbardziej liczy się aspekt humanistyczny. Zawsze staram się zrozumieć różne racje swoich bohaterów i otoczyć ich sympatią. Nieważne, czy wykorzystuję do tego poczucie humoru, czy nie.

Czeski błąd” to najmniej zabawny film w Pańskiej karierze. Gdy półtora roku temu rozmawiałem z Petrem Zelenką, powiedział mi, że denerwowało go oczekiwanie, że zawsze będzie kręcił komedie, więc zrealizował „Braci Karamazow”. Czy właśnie przekora była motywacją, dla której uczynił Pan z „Czeskiego błędu” poważny film obyczajowy?
Ani Zelenka, ani ja nie pracujemy na zamówienie publiczne. Robimy filmy jakie chcemy, a motywacja zawsze wypływa z naszego wnętrza. Czasem bywa bardzo prosta. Wystarczy, że zafrapuje nas jakaś osoba albo wydarzenie, tak jak w przypadku „Braci Karamazow” powstałych na bazie głośnego praskiego spektaklu teatralnego. Bardzo rzadko można zainteresować się samym hasłem „lustracja”, ale bywa, że zaciekawi kogoś związana z nią konkretna postać. Na przykład ubek, który – jak pan Kafka w „Czeskim błędzie” nie wstydzi się, że zniszczył komuś życie. Na pomysł zrealizowania filmu wpadłem, gdy obejrzałem dokument o takiej właśnie postaci. Pokazano w nim przyjęcie z okazji 90-tych urodzin tego ubeka. Jego rodzina jadła, śpiewała, tańczyła i sprawiała wrażenie w ogóle niezainteresowanej przeszłością jubilata.

Zelenka powiedział mi jeszcze, że jest pod wrażeniem duetu jaki tworzycie ze scenarzystą Petrem Jarchovskym. Według niego, dzieli Panów wyłącznie stosunek do sushi. To naprawdę jedyna różnica?

Zelenka nawiązywał do konkretnej sytuacji. Gdy wszyscy trzej spotkaliśmy się na Interscenario we Wrocławiu, obaj z Petrem umówiliśmy się na sushi, a Jarchovsky odsunął się z niesmakiem i powiedział, że tego nie znosi. To tyle. Zapewniam, że sushi w żaden sposób nie wpływa na naszą współpracę (śmiech).

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.