KULTURA 2.0:  Małpy nad klawiaturą
Horia Varlan / Flickr CC

KULTURA 2.0:
Małpy nad klawiaturą

Paweł Kozioł

W generowanych komputerowo tekstach „literatura” pojawia się nie w samym tekście, lecz na styku między wylosowanymi literami a ludzką interpretacją

Jeszcze 2 minuty czytania

Jeżeli uważać napisanie „Krytyki czystego rozumu” Kanta za pewien systemat, bardzo złożonych co prawda, ruchów, a przecież właściwie to tylko jest nam o jej powstaniu na pewno wiadomym, to daje się pomyśleć, że praca ta wykonana została zupełnie automatycznie i że byłaby wykonana zupełnie tak samo, gdyby nie towarzyszyły, nie odpowiadały jej u Kanta żadne myśli.

St. Brzozowski, „Wstęp do filozofii” 

Ludzie zajmujący się ezoteryczną dziedziną tworzenia sztucznej inteligencji w postaci programów szachowych znają coś takiego, jak efekt Beala, po raz pierwszy opisany w roku 1994. Amerykański informatyk wypatroszył wówczas swój program z funkcji oceniającej pozycję, zastępując ją generatorem liczb losowych – i zdziwił się niepomiernie, kiedy zauważył, że zachowanie tak okaleczonej maszyny nie stało się kompletnie nieracjonalne. Program nadal starał się nie tracić swoich figur bez potrzeby (nie wiedząc, że figura jest cokolwiek warta), a nawet czasem ustawiał je w miarę sensownie. Prowadził do tego efekt czysto statystyczny: więcej figur to więcej możliwych posunięć, czyli większa szansa na dojście po którejś krawędzi drzewa gry do wysokiej wartości losowej. Zaznaczam: sam algorytm przeszukiwania nie został w tym przypadku w żaden sposób zepsuty. Modelowany komputerowo przeciwnik starał się zatem uniknąć wariantów pozwalających na korzystne losowe trafienie – więc funkcja przeszukująca, mimo że pozostawiona sama sobie, i tak odkrywała, że dobrze jest ograniczać jego mobilność i ilość, jak to niekiedy mówią szachiści, „drewna” pozostającego do jego dyspozycji.

Nie jest to jedyny dowód, że metagra w losowanie wystarczy do modelowania zachowań racjonalnych. W sposób, jak to określają informatycy, niezależny od domeny, czyni to również liczna rodzina tzw. algorytmów Monte Carlo, nazwanych od słynnego kasyna. Tych nie będę tu opisywał, bo szczegóły poszczególnych mutacji bywają przerażające, a sam sposób działania ma wiele wspólnego z czarną magią, czy też, przepraszam bardzo, skrzynką. Wrażenie braku kontroli nad wynikiem, jakiego doświadcza się przy programowaniu czegoś takiego, doprawdy nie ma sobie równych.

Ponieważ jednak mowa jest tu o poezji, niechby i generowanej automatycznie, to prócz pochwały losowości trzeba wygłosić także apologię mózgu jako narzędzia, które w tym, co czyta, za wszelką cenę będzie próbowało odnaleźć sens. Innymi słowy „oślepiony” program do gry w szachy, jaki opisałem na początku, rozpada się na dwa komponenty: sztuczne coś, które generuje tekst, i ludzkiego czytelnika, który szuka w nim znaczeń. W polskiej wikipedii proces, który zachodzi w jego głowie, określono jako „efekt Elizy”.

Eliza była programem komputerowym napisanym przez Josepha Weizenbauma mniej więcej w połowie lat 60. (internetowa kwerenda zwróciła trzy różne daty, kilka kodów źródłowych przetłumaczonych na nowsze języki programowania oraz oryginalny chyba plik tekstowy z regułami operacji na słowach i zdaniach, bardzo prosty). Konkretnie – Eliza to pierwszy, bardzo prosty program, który miał gadać do użytkownika, prekursor znacznie bardziej skomplikowanych rozwiązań, takich jak dostępne w sieci Cleverbot czy Alice.
Eliza udawała psychoterapeutę podczas pierwszej sesji z nowym pacjentem – uparcie parafrazowała wypowiedzi rozmówcy, powtarzała je z odpowiednim prefiksem („Więc naprawdę myślisz, że...?”), co jakiś czas zadawała mu ogólne pytania... słowem – nic specjalnego. Jednak legenda uniwersytecka głosi, że nawet takie minimum wystarczyło, by ogłupić pewnego studenta, który późnym wieczorem siadł do ogólnodostępnego terminalu, z którego chciał skorzystać. Biedak pomyślał, że na łączu znajduje się sam profesor Weizenbaum, i że wypada go poprosić o prawo do skorzystania ze współdzielonych zasobów (działo się to na długo przed czasami pecetów). Eliza zaczęła parafrazować: „Mówisz więc, że chcesz skorzystać z terminalu”, student po kilkunastu takich wymianach stracił cierpliwość i zatelefonował do profesora. Początek ich rozmowy wyglądał ponoć następująco: – „Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale chciałbym zapytać, czy mogę skorzystać z terminalu...” – „Dzwoni pan tak późno, aby zapytać, czy może pan skorzystać z terminalu?!”. Weizenbaum okazał się doskonałym białkowym emulatorem Elizy.

Z generowanymi komputerowo tekstami częstokroć jest podobnie – „literatura” pojawia się nie w samym tekście, lecz na styku między wylosowanymi literami a ludzką interpretacją. Przykładowo – jakże piękną historię o ukrywającym się przestępcy można sobie wymyśleć na bazie następujących wersów:

Chodzić po izbie potem amnestia,
ilekroć zgodnie z tradycją
takich zamiarów ani się bestia,
ludzi na schodach z policją. 

Skoro już było o chat botach (programach symulujących rozmowę), to warto wspomnieć o jednym świeżym eksperymencie z ich udziałem. W pierwszym numerze „Rozdzielczości chleba” Leszek Onak pokazuje skutki eksperymentu, polegającego na konwersacji z niejakim Cleverbotem. Onak wpisywał programowi kolejne linijki „Ameryki” Allena Ginsberga, a ten odpowiadał na przykład tak: „Why are your libraries full of tears? Faulty cooling system”. Ponieważ dzieło przyjmuje postać zrzutu z ekranu, to przytoczony urywek uruchamia cyfrowe kojarzenia (library, biblioteka, to zestaw funkcji, fragmentów kodu udostępnionych do wykorzystania). Dalej obowiązuje tu paradygmat losowości, rzeczywistego bądź domniemanego zrzeczenia się pełnej kontroli nad kształtem utworu. Losowość jednak jest sterowana przez cudzy utwór, co powstającemu tekstowi nadaje określoną strukturę. Nie do pogardzenia jest także interaktywny aspekt takiego rozwiązania: twórczość programu zdecydowanie zyskuje na tym, że przestaje być „samotną wsypą”, a już na starcie zaczyna robić to, co ponoć dzieło sztuki powinno – wchodzić w dialog.

W ogóle istnienie, że tak powiem, „tekstu prowadzącego” to chwyt częstszy, niż można by się spodziewać, a literacko bardzo interesujący. Mniejsza już o fakt, że takie utwory stanowią reklamę tzw. kultury remiksu. Ważne wydaje się co innego: zastosowanie mniej lub bardziej losowego generatora słów grozi z jednej strony amorficznością tekstu, z drugiej zaś – jeśli programiście takie zjawisko się nie podoba – nadmiernym jego sformalizowaniem.
Koronnym przykładem tego drugiego ekstremum byłby Bluzgator – maszynka wyspecjalizowana w produkcji niewybrednych obelg, zabawna także z tego powodu, że generowane przez nią prymitywne struktury składniowe można z powodzeniem wypełnić inną treścią – trzeba tylko podmienić zawartość kilku plików tekstowych. Sparodiowałem kiedyś w ten sposób formułę politycznego sporu – jednak prawdziwym wyzwaniem byłoby dopiero przymuszenie Bluzgatora do tworzenia pereł liryki. Kto się podejmie?

Tymczasem wróćmy do kwestii, co może zdziałać prosty kawałek kodu, niedotykający kwestii semantyki, jeżeli tylko czytelnik zacznie szukać znaczeń: 

Przewrotnik
Adam Mickiewicz przewraca się w grobie

Nieuczona twa popytać, nieokreślne połowa
Ani lice, ni oko nad inne nie zyska
A wżdy rad cię pojźrzeć, rad dojrzeć z grobowiska
Choć w żeglowaniu pasterki, widno tyżeś stalowa.

Jęzora pływały i waśni, i sprośna zimowa
Poczytano się o swoich okiennic bojowiska
Ten im bywały szczypie, inny wyparty mrowiska:
Ty poznałaś, — wżdy zziębnięte wszechistnienie michowa.

Tak ród uczty, gdy śpiewak do choru wywędrował
Gdy mozoła drżące roiły się po sali
Nagle zostaną i nikną; każdy zaprzestawał

Nikt nie posiał, jaśniejszego w omdleniu podeptali.
«Ja wiem — człowiecze poeta — kocioł przelatywał».
Rzucili wszyscy nieszczęścia, — nie wszyscy przeklinali. 

Interpretujmy. Tekst zasługuje na to, by się nad nim pochylić, z uwagi na twórczą destrukcję paradygmatu romantycznego. A rzeczonego paradygmatu widać tu bardzo dużo, bowiem utwór traktuje o śpiewaku. Zwraca się on do pasterki, którą krytykuje za bycie „stalową” (czyli zapewne nowoczesną), a następnie zostaje rozdeptany przez ucztującą tłuszczę. Omdlawszy wskutek tego cierpienia, zmyślnie odwraca on jednak uwagę oprawców, wmawiając im, iż w czasie, gdy go rytualnie gnębili, w powietrzu przelatywał tajemniczy kocioł. Jak widać, wiersz ma skomplikowaną, aczkolwiek symboliczną i niejasną fabułę. Dodatkowym jego walorem jest forma sonetu, podkreślająca nieco archaiczny charakter postawy śpiewaka.

Tyle można wyczytać, czy raczej wpisać w produkt wytworzony przez ledwie 150 linijek kodu napisanego w języku php. I to jest właśnie w całej sprawie najciekawsze. Literatury generowanej automatycznie nie piszą wielkie i ciężkie systemy eksperckie, lecz programiki małe, proste jak budowa cepa i sprytnie wymyślone. Wysiłek potrzebny do zrobienia z tekstu literatury przenoszą na odbiorcę.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.