Jeszcze 2 minuty czytania

Grzegorz Wysocki

Z WYSOKA I NISKA:
Jak nie umrzeć?

Grzegorz Wysocki

Grzegorz Wysocki

Wszystkim

Błyskotliwa uwaga na rozgrzewkę: warto oglądać głupie filmy i czytać głupie książki, by wyciągać z nich mądre wnioski. Definicja głupich i głupszych tworów kultury zależy oczywiście od gustów pojedynczego odbiorcy, ale – uwaga, druga błyskotliwa uwaga na rozluźnienie atmosfery – wszyscy zgodzą się co do tego, że nie wszystko jest mądre. Nie wspominając o przykładach ekstremalnych. Słyszałem nawet o takich wybitnych jednostkach (tylko „słyszałem”, bo przecież nie będę się z nimi zaprzyjaźniał), według których warto czytać wyłącznie Balzaka, Manna i ewentualnie – chcąc się, jakby to oni nigdy nie powiedzieli, „rozerwać” – Czechowa. Na lekturę twórców mniejszego kalibru szkoda przecież życia, które jest wystarczająco krótkie i bez brutalnych eksperymentów w rodzaju zapoznawania się z grafomańską drobnicą, współczesną prozą polską czy durnymi poradnikami psychologicznymi. Na filmy o wampirach, stworach z innych planet i sfrustrowanych prawiczkach z opryszczką czasu szkoda tym bardziej, że po pierwsze, na DVD jest już Bergman, jest Antonioni, jest Kieślowski, a po drugie, kolejne tomy „Komedii ludzkiej” już się chłodzą na stoliku przy łóżku i czekają na swoją kolej (a potem przeczytamy je wszystkie jeszcze raz, i jeszcze jeden, i jeszcze!).

Pozostawmy jednak na boku tego rodzaju estetyczne fanaberie. Zamiast tego zapoznajmy się z produktem może i skazanym na zainteresowanie szerokich mas, ale już na okładce stawiającym pytanie fundamentalne tak dla tych osiągających orgazm przy „Śmierci w Wenecji”, jak i dla tych, którzy zdecydowanie wolą się uszczęśliwiać kolejną superprodukcją z Sashą Grey w roli głównej, a brzmiące następująco: „Jak nie umrzeć?”. Felietonista „Dwutygodnika” – z drobną pomocą ze strony twórców durnych filmów i nieco większą pomocą ze strony pani doktor Jan Garavaglii – już zna odpowiedź i poniżej zamierza się tą tajemną wiedzą z Państwem podzielić.

Garavaglia jest znanym patologiem sądowym, tytułową bohaterką serii programów emitowanych u nas przez Discovery World („Doktor G – lekarz sądowy”) oraz właśnie autorką książki pt. „Jak nie umrzeć”, bez której nie byłoby nie tylko tytułu niniejszego felietonu, ale także większych szans na nieśmiertelność. By jak najtrafniej streścić „fabułę” poradnika, z którym wszyscy (wszyscy!) jeszcze żyjący ludzie powinni się czym prędzej zapoznać, warto wcześniej obejrzeć przynajmniej jedną z czterech części filmu „Oszukać przeznaczenie” („The Final Destination”). Tylko z pozoru ten cykl horrorów wydaje się błyskotliwy inaczej i tak głupi, że aż śmieszny, gdyż w istocie kolejne jego części okazują się być – tak, tak! – przejmującymi traktatami na temat kruchości naszej egzystencji i nieuchronności śmierci.

Ok, robię sobie jaja. W „Oszukać przeznaczenie” chodzi tylko i wyłącznie o jak najbardziej efekciarskie przedstawienia zgonów i katastrof wszelakich, dzięki czemu widzowie po seansie mogą długo i namiętnie dyskutować („Najlepsze było jak w czwórce ruchome schody zmieliły ją jak gigantyczna maszynka do mięsa!” „Chyba jesteś głupi! Zajebiste było jak w trójce te laski zjarały się na śmierć w zablokowanym solarium!”). Bohaterom wszystkich części wydaje się, że mogą przed śmiercią uciec, ale – ku naszej perwersyjnej radości – nic z tego. Podsumowując: „Oszukać przeznaczenie” mówi nam przede wszystkim o tym, że przeznaczenia oszukać się nie da. Analogicznie więc: „Jak nie umrzeć” Garavaglii mówi nam przede wszystkim o tym, że nie umrzeć się nie da.

Ale można przynajmniej spróbować. Szanse na sukces przedsięwzięcia są co prawda zerowe, ale „do odważnych świat należy”, a „kto nie ryzykuje, ten nie je”, więc umiera jeszcze szybciej. A doktor Garavaglii, choć niezbyt uprzejmie – niczym przeznaczenie – oszukała nas już w tytule, chodzi właśnie o to, byśmy postarali się zaprzyjaźniać z kostuchą najpóźniej jak się da. Sławna pani patolog wie oczywiście dużo więcej od bohaterów głupawych horrorów. Wie na przykład, że pewnych katastrof uniknąć nie sposób (zmielenie przez ruchome schody? śmierć przez usmażenie w zablokowanym przez coś lub kogoś solarium?). Wie też doskonale, w jaki sposób uprzykrzyć nam, a przede wszystkim naszym lekarzom, życie, które dzięki jej sugestiom zostanie niewiarygodnie wydłużone.

Przykładowo nie wolno nam lekceważyć pewnych objawów (ich skróconą listę otrzymujemy na stronach 38-40). Uporczywa chrypka to być może rak gardła lub inny guz złośliwy. Nienaturalna słabość lub zmęczenie to być może zawał serca. Myśli samobójcze to być może depresja lub problemy ze zdrowiem psychicznym. Co robić, by nie umrzeć? Jak uchronić swoje ciało przed rozcięciem go przez któregoś z rodzimych lekarzy medycyny sądowej? Doktor Garavaglia radzi, by udać się do lekarza. Powinniśmy wyliczyć mu wszystkie zaobserwowane objawy oraz podać dokładne informacje na temat naszego psychicznego i fizycznego samopoczucia. W czasie wizyty powinniśmy robić notatki i – w razie wątpliwości – żądać dodatkowych wyjaśnień. Pod koniec wizyty warto powtórzyć swoimi słowami to, co przed chwilą usłyszeliśmy.

Pamiętajmy jednak, że nie zawsze warto ufać postawionej diagnozie i czasami trzeba zasięgnąć opinii innego specjalisty. Nie warto też ufać przepisanym nam medykamentom, o czym szczegółowo przeczytamy w rozdziale „Śmiercionośne recepty”. Lekarstwa nie są bezpieczne i mogą nas zabić. Przynajmniej teoretycznie. W praktyce, niestety, także. W przeciwnym wypadku po co Garavaglia opowiadałaby nam tak sugestywnie o ciałach, które miała przyjemność rozcinać na stole sekcyjnym? A ciała te trafiają tam także za sprawą skutków ubocznych lekarstw. Wystarczy zażyć dwa nielubiące się lekarstwa w tym samym czasie. Wystarczy połączyć lek z niewłaściwym jedzeniem. Wystarczy przesadzić z suplementami diety. Ok, może wystarczy tych „wystarczy”. Choć proszę mi wierzyć, że Garavaglia ma tego rodzaju chamskich zagrywek wymierzonych w niewinnych hipochondryków ponad 300 stron i że przez długie miesiące będę tę neurotyczną lekturę odchorowywał.

I jeszcze te szydercze stwierdzenia pani doktor („proszę nie wpadać w panikę” ze strony 55 czy „bądźmy rozsądni” ze strony 62), jakbym to ja, a nie ona, opowiadał o śmiertelnych skutkach przekręcenia nazwy leku na recepcie czy szpitalach pełnych zarazków i wirusów czyhających na nasze życie. To nic, że rozdział wcześniej Garavaglia przekonywała nas, że naprawdę nie warto obawiać się wizyty u lekarza czy ewentualnej hospitalizacji, gdyż… może nas to kosztować życie. Więc może czym prędzej powinniśmy opuścić szpitalne łóżko i wracać do domu? Może i tak, ale oby nie samochodem! W samej tylko Ameryce co trzynaście minut w wypadku ginie jedna osoba. A skoro już musisz jeździć samochodem, to przynajmniej nie decyduj się na dzieci, bo przecież jest spora szansa, że cię zabiją! Garavaglia pisząc o przyczynach wypadków nie pozostawia żadnych wątpliwości: „szczególnie często rozpraszają nas małe dzieci”. Czyli co, zostać w domu? A może zanim zamkniesz się na cztery spusty przeczytałbyś rozdział pt. „Niebezpieczeństwa w życiu codziennym”? Naprawdę nie chcesz wiedzieć, w jaki sposób może cię zabić łatwopalny papierowy ręcznik, rondel postawiony na kuchence czy brak zainstalowanego co najmniej jednego alarmu przeciwpożarowego na każdym z pięter twojego domu?!

A to nie koniec paranoicznej jazdy bez trzymanki z panią patolog. Są jeszcze – jakże banalne w porównaniu z tym, co powyżej! – rozdziały o otyłości, narkotykach, alkoholu czy depresji, w którą wpędzić może nas samotność, długotrwały stres, śmierć bliskiej osoby lub lektura książki Garavaglii. Krótko mówiąc: im dłużej czytałem, im namiętnej starałem się dowiedzieć, „jak nie umrzeć”, tym bardziej wiedziałem, że moje dni są policzone, że padnę już za chwilę, że do trzydziestki nie dociągnę na pewno. Zanim jednak do tego dojdzie wystartuję w jakimś ambitnym teleturnieju i na pytanie o to, kto jest scenarzystą kolejnych części „Oszukać przeznaczenie” bez zastanowienia będę strzelał w ciemno: doktor Jan Garavaglia!!!


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.