Jeszcze 2 minuty czytania

Grzegorz Wysocki

Z WYSOKA I NISKA:
Chamskie prezenty, czyli każdemu wedle potrzeb

Grzegorz Wysocki

Grzegorz Wysocki

 

Dwaj policjanci zastanawiają się, co kupić komendantowi na urodziny:
- Może książkę? – mówi jeden.
- Eee, coś ty, książkę to on już ma.

 

Koniec roku, więc ze wszystkich stron atakują nas najróżniejsze podsumowania, rankingi i listy: najlepszych i najgorszych, najlepiej się sprzedających i najczęściej zalegających w magazynach, najpiękniejszych i najbardziej szkaradnych, najlepiej ubranych i najczęściej przynoszących wstyd Polsce i światu. Jak również: najlepsze prezenty gwiazdkowe „dla Niej”, „dla Niego”, „dla najmłodszych”, „dla koneserów”, „dla aktywnych”. Z jednej strony irytują nas tego rodzaju zestawienia (nieobiektywne, zbyt ogólnikowe, niesprawiedliwe, sponsorowane przez producentów „najlepszych prezentów” etc.), z drugiej – uczciwie musimy przyznać, że nie moglibyśmy chyba przeżyć bez nich ostatnich dni roku. Co tu dużo mówić: szaleństwo katalogowania, rozkosz podsumowywania, radość sporządzania rankingów! Zgaduję jednak, że czytelników „Dwutygodnika” nie satysfakcjonują zbytnio zestawienia w stylu „Top 10 prezentów dla Twojej Ukochanej” czy „Najlepsze prezenty poniżej 100 złotych”, dlatego specjalnie dla Was przygotowałem listę propozycji dużo bardziej przewrotnych, oryginalnych i po prostu niegrzecznych.

Oczywiście chodzi o książki, a więc – wydawać by się mogło – prezentowy banał nad banałami. Nic bardziej mylnego. Co zrobić, by książka pod choinką nie była tylko dowodem na nasz krańcowy brak inwencji i potwierdzeniem nasilającego się kryzysu w związku? („Nie mogłeś się trochę wysilić i kupić mi czegoś zaskakującego? Czy Tobie już naprawdę na mnie nie zależy?!”) Na jakie tytuły się zdecydować, by zaprzeczyć tezie, że dzisiaj, w XXI wieku, w erze Facebooka i Twittera, w erze Redtube’a i MySpace’a, w erze Skype’a i podcastów, książka w dalszym ciągu może być prezentem budzącym niemałe emocje, prezentem drażniącym i niebezpiecznym? Zacznijmy od tego, że niniejszy numer „Dwutygodnika” ujrzy światło dzienne w piątek, 24 grudnia. Jeśli więc do tej pory nie zakupiłeś prezentów dla swojej rodziny, przyjaciół, znajomych i sąsiadów, a zaległość tę zamierzasz nadrobić dopiero po świętach, już na starcie masz wielką szansę, by twój (rzekomo bożonarodzeniowy) podarunek obudził w obdarowywanym agresję.

Jeśli już uznałeś, że czasami warto się spóźnić z uszczęśliwianiem swoich bliskich, proponuję, byś zdecydował się jeszcze na wybór którejś z zaproponowanych poniżej pozycji książkowych, a w pakiecie (po)świątecznym zagwarantowane będziesz miał m.in.: dozgonną niewdzięczność, kilka nowych wojen domowych, efektowne wybuchy nienawiści, steki pełnokrwistych przekleństw i niekontrolowane akty agresji. Wszystko po to, by, po pierwsze, chociaż raz w życiu uwierzyć w moc słowa pisanego i, po drugie, by udowodnić sobie i swoim najbliższym, że święta Bożego Narodzenia wcale nie są czasem szczęścia, spokoju, radości i pojednania. Wystarczy tylko wybrać się do dobrze zaopatrzonej księgarni, dobrać konkretne tytuły dla konkretnych osób i już za chwilę będziemy mogli się ogłosić samozwańczym zwycięzcą w walce z bożonarodzeniową obłudą, dwulicowością i żałosną grą pozorów. Do dzieła!

Zacznijmy może od prezentów dla tych bliskich, o których wiemy, że w życiu przeczytali może ze trzy książki („Antek”, „Janko muzykant” i „Łysek z pokładu Idy”), a ich uwielbienie dla literatury pięknej rozpoczęło się i skończyło w okolicach szkoły podstawowej. Wtórnym analfabetom proponuję zakupić przynajmniej jedną z klasycznych opasłych powieści, której z całą pewnością nie uda im się doczytać nawet do dwudziestej strony, ale czego się nie robi dla upokorzenia przeciwnika? Do wyboru: „Ulisses” Joyce’a, „Życie. Instrukcja obsługi” Pereca, „Czarodziejska góra” Manna oraz oczywiście pełne siedmiotomowe wydanie „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta.

Nieuleczalnym (i niedowidzącym) bibliofilom, molom książkowym oraz namiętnym pożeraczom ambitnych i wielowątkowych fabuł warto z kolei podarować odtrutkę dostępną obecnie chyba w każdej księgarni, a mianowicie „Wszystko co mężczyźni wiedzą o kobietach” Alana Francisa. Dodam jeszcze, że po wnikliwej (dziesiątki podkreśleń i dopisków na marginesie!) lekturze książki, doszedłem do wniosku, iż autor książki jest wybitnym amerykańskim psychologiem. Kto miał arcydzieło Francisa w ręku, ten wie o co chodzi. Kto nie miał – może książkowego maniaka „uszczęśliwić” chociażby „Orciem” Darka Foksa, najnowszym tomem wierszy Marcina Sendeckiego („Pół”) lub przynajmniej „Małą antologią haiku”.

Przechodzimy do propozycji na książkowe prezenty dla bardziej zideologizowanych przyjaciół oraz rozpolitykowanych członków rodziny. Nie zastanawiaj się długo. Chcąc uszczęśliwić prawicowca – udaj się po prostu do internetowego sklepu Krytyki Politycznej, zamknij oczy i klikaj „na ślepo”, a w koszyku znajdzie się z pewnością kilka rarytasów w sam raz dla walecznego konserwatysty (może Żiżek komentujący pisma Lenina? może „Socjalizm” Baumana? a może wybór z publicystyki Jacka Żakowskiego?). I odwrotnie: chcąc sprawić przyjemność śniącemu sny o rewolucji lewakowi, udaj się z kolei na stronę Frondy, a dalej postępuj jak wyżej (podpowiedź: twój przyjaciel z pewnością pokocha „Operację Chusta”, debiutancką powieść Tomasza Terlikowskiego, w której znany publicysta kreśli przerażający obraz przyszłej lewacko-liberalnej Europy).

Dla feministki dobrym wyborem będą „Kobiety” Charlesa Bukowskiego, dla męskiej szowinistycznej świni – „Kobiety i władza” Magdaleny Środy. Nieuleczalnej purytanko-dewotce podaruj „Boga urojonego” Dawkinsa, biografię Jenny Jameson oraz „Wilgotne miejsca” Charlotty Roche. Zboczonemu kuzynowi, którego kolekcja filmów porno wydaje się imponująca nawet jego kolegom z klasy, zaprenumeruj najlepszy dwumiesięcznik literacki w Polsce, tj. „Miłujcie się!”. Ateiście, apostacie i innego rodzaju znajomym heretykom wręcz „Boga” Szymona Hołowni, książeczkę dla dzieci napisaną przez Benedykta XVI oraz papieskie encykliki (najlepiej wszystkie wszystkich papieży – niech przyjaciel zna twój gest!).

Dla wujka cierpiącego na agorafobię najlepszą niespodzianką bożonarodzeniową będzie album z pięknymi górskimi widokami (nie bądź przesadnie złośliwy: nie muszą to być Himalaje czy Andy; Tatry w zupełności wystarczą). Żonie walczącej od lat z klaustrofobią podaruj „Instytut” Jakuba Żulczyka (gratis możesz dorzucić „Panic Room” Finchera na DVD). Teścia-homofoba bez wątpienia ucieszy lektura „Planety samych chłopców” Adama Georgieva (ciotka-androfobka również nie powinna narzekać), a mamie, która – po traumatycznych spotkaniach z potulnym jak baranek jamnikiem sąsiadów – usłyszała od lekarza wyrok: „Kynofobia!”, powinieneś wręczyć „Świat według psa” Doroty Sumińskiej. Nie mogę oczywiście zagwarantować, że odpowiednio dobrane lektury pozwolą im wszystkim uporać się z lękami, ale twoi najbliżsi z pewnością docenią już same dobre chęci.

Po zakupieniu książkowych prezentów dla twoich krewnych i znajomych (pamiętaj, że powyższe wyliczenie tytułów to tylko kilka wybranych przykładów, do których możesz dorzucić własne!), możesz się w końcu spodziewać także kontr-prezentu od samych obdarowanych. Najprawdopodobniej kupią zaproponowaną przez ciebie konwencję zabawy w chamskie prezenty i podarują ci coś z klasyki literatury światowej. Tytuł dzieła zapewne będzie wiernie oddawał ich myśli na temat twojego ilorazu inteligencji. Nie wiem, czy jesteś miłośnikiem literatury rosyjskiej, ale masz wielką szansę na otrzymanie „Idioty” Fiodora Dostojewskiego.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.