Jeszcze 3 minuty czytania

Grzegorz Wysocki

Z WYSOKA I NISKA:
Tomasza Terlikowskiego problemy z gejami (na Facebooku)

Grzegorz Wysocki

Grzegorz Wysocki

Tym razem będzie na temat nieistotny, niemądry i właściwie nie wart ani jednego zdania, ale po pierwsze, patrz tytuł niniejszego cyklu felietonów (ze szczególnym uwzględnieniem drugiej części tego tytułu), a po drugie, w naszym błogim, usłanym linkami, internetowym życiu przestały już istnieć tematy nieistotne, niemądre i właściwe nie warte ani jednego zdania. Inną, obok powszechnej i całodobowej fascynacji durnymi linkami, filmikami i obrazkami, chorobą internetową naszych czasów jest rosnący wpływ Facebooka na treść newsów serwowanych nam przez stacje radiowe, telewizyjne wydania wiadomości, gazety oraz, oczywiście, portale internetowe. Inaczej mówiąc, nie wiem, o czym dzisiaj informowałyby nas czołówki gazet, prezenterki Wiadomości i strony główne portali, gdyby nie istniał Facebook.

Czytamy więc wiadomości, artykuły i felietony o nowo powstałych grupach na Facebooku, oglądamy telewizyjne relacje z manifestacji osób, które skrzyknęły się na Facebooku, słuchamy audycji radiowych o powstających na Facebooku w każdej sekundzie nowych wyrazach i zwyczajach językowych. Nawet depesze PAP-u coraz częściej są przemienionymi w świeżutkiego newsa relacjami z życia użytkowników tego serwisu społecznościowego. Tysiące użytkowników polubiły to, a tysiące zrezygnowały z tego… Na Facebooku rozgorzała gorąca dyskusja na temat… Setki użytkowników Facebooka, na znak solidarności z ginącymi fokami, wstawiło zdjęcia tych uroczych zwierzątek zamiast swoich dotychczasowych avatarów… I tak bez końca. Z jednej strony, trudno się dziwić, w końcu w styczniu 2011 roku na FB zarejestrowanych było ponad 600 mln użytkowników. Skoro coś angażuje tak wielką rzeszę ludzi, warto o tym mówić i pisać, gdyż istnieje rzesza ludzi, która chce na temat tego słuchać i czytać.

Z drugiej strony, najpewniej to oznaka mojego postępującego się starzenia, ale wydaje mi się jednak, że tego rodzaju wiadomości należałoby określić już nie jako „szum medialny”, lecz jako – pardon – „z dupy newsy”. Popularność „newsów z dupy wziętych” czy naiwna wiara niektórych użytkowników Facebooka w to, że klikając Lubię to! na stronie kolejnej spontanicznej akcji (grupy popierające Kaczyńskiego, grupy brzydzące się aferą o krzyż, grupy ignorujące zakaz palenia w miejscach publicznych, grupy nienawidzące Grossa i drukującego go wydawnictwa Znak etc.), zmienią świat to tematy na oddzielne teksty. Zamiast obszernych analiz, proponuję Państwu przyjrzeć się bliżej pewnej „sprawie”, która łączy w sobie oba fenomeny (nieskończona wiara w moc Facebooka + nieskończenie poważne traktowanie wiadomości „z dupy wziętych”). Mowa o domniemanej chęci odebrania dzieci Tomaszowi Terlikowskiemu i oddania ich na wychowanie parze seksualnej.

Dawno, dawno temu powstała sobie na Facebooku strona zatytułowana: „Odebrać dzieci Terlikowskiemu i oddać parze homoseksualnej!!!”. Jej założyciel, Jakub Głuszak, uznał, że strona ta należy do kategorii „Organizacje – Grupy nacisku”. W opisie grupy czytamy: „Tomasz P. Terlikowski, znany publicysta katolicki, cierpi na coraz większe oderwanie od rzeczywistości i wypisuje coraz bardziej fantastyczne niedorzeczności. Czy osoba tak nieodpowiedzialna może wychowywać trójkę dzieci?”. I dalej: „Jednocześnie wiele par homoseksualnych jest gotowych do adopcji, której jednak nie może przeprowadzić ze względu na państwową dyskryminację. Zwróćmy się więc do zarządu Cywilizacji Śmierci w Brukseli o odebranie dzieci Terlikowskiemu i oddanie ich do wychowania parze homoseksualnej”.

I co, śmieszny żart? Raczej średnio. Coś na kształt żartu o kocie, który podobno znajdował się w kokpicie Tupolewa tuż przed katastrofą czy krzyża zbitego z puszek po piwie, którym straszono zgromadzonych pod krzyżem przed pałacem prezydenckim. Jest się czym emocjonować? Nie bardzo. Śmiem twierdzić, że żartów średnich, mało śmiesznych, nieudanych i niestosownych istnieje na ziemi jakieś 90% więcej niż żartów naprawdę dobrych i „stosownych” (czymkolwiek te ostatnie miałyby być). Gdybyśmy więc chcieli się tego rodzaju „dowcipasami” emocjonować, nie starczyłoby nam już życia na nic innego.

Dlaczego więc w ogóle poruszam ten temat? Otóż, o „grupie nacisku” (czy, jak chcą inni, „grupie przestępczej”) „zorganizowanej” przez Głuszaka napisał na Portalu Poświęconym Fronda.pl sam Tomasz Terlikowski, od maja 2010 roku redaktor naczelny Frondy. Terlikowski napisał na stronie newsa, a przynajmniej coś bardzo emocjonalnego i osobistego, będące raczej kartką wyrwaną z intymnego dziennika, co – raczej nie przez pomyłkę – opublikowane zostało we frondowym dziale Infformacje. W tymże emo-newsie czytamy między innymi o tym, że stronę założoną przez Głuszaka zobaczyła córka Terlikowskiego (mam nadzieję, że trafiła na nią przez przypadek, a nie, że do jej oglądania zachęcił ją zatroskany ojciec). Zobaczyła i „łzy napłynęły jej do oczu”. Co ciekawe Terlikowski, skoro decyduje się odpowiedzieć „dowcipnisiom”, jest jak najbardziej świadom tego, że cała „akcja” jest żartem. Średnim, bo średnim, ale jednak żartem.

Odpowiedź Terlikowskiego również chciałbym traktować jako najniższych lotów żart, ale nie uda się raczej redaktorowi naczelnemu Frondy wymusić na mojej twarzy uśmiechu skierowaną do par homoseksualnych zachętą, by same zrobiły sobie dzieci, „ale we własnym zakresie”: „Wtedy niech im idzie na zdrowie. Ale tak się składa, że akurat ta przypadłość, na którą cierpią, utrudnia posiadanie potomstwa. No chyba, że wrócą do normalności! Czego szczerze i założycielowi grupy Jakubowi Głuszakowi i wszystkim homoseksualistom życzę”.

Jak nietrudno się domyślać, od momentu publikacji tego „newsa” dopiero się zaczęło. Lawina ruszyła, ogary poszły w las, spirala nienawiści rozkręcała się i rozkręca w najlepsze. Powstrzymam się przed cytowaniem nawet tych bardziej soczystych i szczególnie durnych komentarzy internautów, bo jak słusznie kiedyś zauważył bodajże Grzegorz Górny, nie ocenia się „Gazety Wyborczej” na podstawie komentarzy internautów zostawianych na gazeta.pl, więc tym razem zastosuję tę „zasadę” także w przypadku Frondy. Przychodzi mi to tym łatwiej, że po umieszczeniu najbardziej „atrakcyjnych” wpisów w niniejszym felietonie, musiałbym zacząć się wstydzić swojego nazwiska.

Cytowanie Terlikowskiego również nie należy do moich ulubionych zajęć, ale cóż robić, skoro wspomniany „news” był pierwszym, ale, niestety, nie ostatnim tekstem naczelnego Frondy poświęconym „Na Facebooku homoseksualiści chcą mi odebrać dzieci!” – gate. Pierwszą wiadomość Terlikowski opublikował na stronie 9 stycznia o godzinie 18:06. Następny, jeszcze bardziej emocjonalny, jeszcze bardziej przywodzący na myśl wpis z jakiegoś bloga niż wiadomość z (podobno) poważnego portalu, news autorstwa redaktora naczelnego Frondy pojawił się jeszcze tego samego dnia o godzinie 21:15. Byłem przekonany, że tekst zatytułowany „Co na to Znak?” poświęcony jest kontrowersjom wokół zbliżającej się premiery „Złotych żniw” Grossa czy jakiejś podobnej sensacji wydawniczej związanej z krakowską oficyną. Nic bardziej mylnego.

Terlikowski przyznaje na wstępie, że „dawno nie był tak wściekły”. Zdaje sobie sprawę, że jest publicystą o mocnych i wyrazistych poglądach, z którymi nie wszyscy muszą się zgadzać: „Nigdy się o to złoszczę i nie procesuję”. Od siebie dodam, że również nigdy się nie procesuję z osobami, które się ze mną nie zgadzają, choć trochę mnie złoszczą publicyści, według których na news mogą się składać na przykład takie zdania: „Żeby się uspokoić, przebrałem się w dres, przebiegłem swoje standardowe pół godziny (tym razem jednak zdecydowanie szybciej niż zwykle, co przy mojej tuszy wcale nie oznacza bardzo szybko). Potem prysznic, kąpanie dzieci. I siadłem do komputera. Najpierw szybki przegląd komentarzy […]. A później wróciłem do grupy facebookowej (dzieci już spały)”. Kto odgadnie, co takiego wstrząsającego odkrył Terlikowski na grupie założonej przez Głuszaka? Otóż, pośród 50 osób, jakie 9 stycznia 2010 roku należały do grupy[1], Terlikowski „ze zdumieniem odkrył” i zdemaskował Andrzeja Probulskiego, recenzenta krakowskiego Znaku.

Wychodzi na to, że naczelny Frondy jest człowiekiem niezwykle życzliwym i sympatycznym. Przed chwilą homoseksualnym parom życzył spłodzonego „we własnym zakresie” potomstwa, a teraz gratuluje (i, być może, zazdrości) Znakowi pracowników. Nie zabrakło oczywiście mocnej, podkreślonej wykrzyknikiem, pointy, która, jak wiemy, jest obowiązkowym elementem każdego rzetelnego newsa: „Świetnie jak na katolicką firmę!”.

Przyłączając się do tych gratulacji dodam, że sam na Facebooku „lubię” m.in. Pudelka, Tygodnik Powszechny, Fakt, The Guardian, Frondę, Gazetę Wyborczą, Rzeczpospolitą, Krytykę Polityczną, miesięcznik „Więź”, vortal racjonalista.pl oraz, last but not least, „Z dupy newsy”. Aż boję się zgadywać, o czym świadczą – zdaniem Tomasza Terlikowskiego – te moje wszystkie „lubienia” pism, grup i profili facebookowych z najróżniejszych parafii. Mam nadzieję, że moje lęki zostaną ujarzmione w kolejnym rzetelnym i obiektywnym newsie opublikowanym w dziale wiadomości na łamach Portalu Poświęconego Fronda.pl.



[1] W tej chwili, głównie dzięki nagłośnieniu przez Frondę, należy do niej już prawie 600 osób. Jak nietrudno się domyślać, szybko po publikacji „newsa” Terlikowskiego na FB powstała kontr-grupa pt. „Strona wsparcia dla redaktora Tomasza Terlikowskiego”. W tej chwili, również głównie dzięki nagłośnieniu przez Frondę, należy do niej prawie 1400 osób. Urzekające podziękowania Terlikowskiego („Ale cała ta sprawa uświadamia przede wszystkim, że razem możemy więcej. […] Dlatego proszę, nie ustańmy w walce o to, by nasze dzieci mogły normalnie, w normalnym kraju żyć! Damy radę”) do przeczytania tutaj.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.