Jeszcze 1 minuta czytania

Joanna Tokarska-Bakir

PÓŁ STRONY:
Na śmierć Leppera; Jeszcze o współwinnym widzu

Joanna Tokarska-Bakir

Joanna Tokarska-Bakir

Na śmierć Andrzeja Leppera

Byłam przywiązana do Andrzeja Leppera, bo choć pieniacz i rabuśnik, w jakiś bolesny sposób był też prawdziwy i przypominał mi mój kraj.

Śmierć jest śmiercią, jest śmiercią. W reakcji na jego śmierć postawiono krzyż, pod krzyżem znicze. PiS chce powołać Komisję do Walki ze Śmiercią Andrzeja Leppera.

Litost to czeskie słowo nieprzetłumaczalne na inne języki. Pierwsza sylaba tego słowa, wymawiana długo i z akcentem, brzmi jak skarga porzuconego psa. Na próżno szukam dla niego znaczenia, odpowiedników w innych językach, choć trudno mi sobie wyobrazić, jak bez niego można zrozumieć duszę człowieka” (Milan Kundera, „Księga śmiechu i zapomnienia”, przeł. Piotr Godlewski i Andrzej Jagodziński, Warszawa 1993, s. 125).

Jeszcze o współwinnym widzu

Z pewną trudnością, jednak mogę zrozumieć prof. Katarzynę Kaniowską, która broni własnej uczennicy. Trudniej mi zrozumieć redaktorów Piotra Mucharskiego i Michała Okońskiego, oburzonych faktem, że polskich pallotynów, którzy byli w Rwandzie w czasie masakry, ktoś mógł nazwać świadkami „bardziej lub mniej winnymi“. Wyjaśniam, że określenie guilty bystander, przywołane za Thomasem Mertonem, w niczym im nie uwłacza. W maju 1959 w liście do Czesława Miłosza mianem tym Merton określał kogoś, kto prezentuje postawę prawdziwie chrześcijańską, kogoś, kto choć sam nie był sprawcą zła, czuje, że ma w nim jakiś własny udział. Merton pisze: „Na pewno nie wstąpiłem do klasztoru po to, żeby się czuć odseparowanym od grzechu, ale po to, by nieść wszystkie grzechy wraz z moimi, i – jak mówi Zosima Dostojewskiego – być odpowiedzialnym”.

W odróżnieniu od lauru „ocalałych”, określenie guilty bystander nie przynosi pallotynom ujmy. Jest gorzką ironią, że komuś, kto znajduje się w pozycji „mniej lub bardziej winnego widza”, dziś potrafimy wyłącznie współczuć.

Co się z Tobą stało, „Tygodniku”? Drukujecie rozmowę z Małgorzatą Wosińską, osobą bez kwalifikacji, za to źle wychowaną. Pozwalacie jej szydzić z doświadczonego dziennikarza, „tykać” go, oskarżać, że swoją niekompetencją i niewczesnymi osądami spowodował czyjąś śmierć. Gdy ktoś Wam to wytknie, oskarżacie go, że jest w zmowie z Wojciechem Tochmanem i przywołujecie na pomoc promotorkę Wosińskiej, nie wyjaśniając pod jej tekstem, że zabiera głos we własnej sprawie. Narzekacie na kneblowanie rozmowy, a sami nie publikujecie niewygodnego listu uczestnika zdarzeń, księdza Filipka. Jak to wszystko świadczy o wiarygodności dawnego pisma Jerzego Turowicza?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.