Jeszcze 1 minuta czytania

Tomasz Cyz

NASŁUCH:
Biblia Pendereckiego

Tomasz Cyz

Tomasz Cyz

Ten koncert nosił tytuł „Portret kompozytora”. Choć bardziej powinien się nazywać: autoportret, bo przecież Krzysztof Penderecki dyrygował swoimi utworami: „Psalmami Dawida” (1958), „Hymnem do św. Wojciecha” i „Hymnem do św. Daniiła” (oba 1997), „Trzema pieśniami chińskimi” (2008), „Chorałem cieszyńskim” (2010), „Przebudzeniem Jakuba” (1974) oraz „Kadiszem” (2009).

Ciekawy to (auto)portret. Jedno dzieło z muzycznego dzieciństwa („Psalmy” to kompozycja 25-latka), kolejne z pierwszej dojrzałości („Przebudzenie” Penderecki napisał zaraz po 40-tce), pozostałe z ostatniego czasu (1997-2010).

Chcę się zatrzymać tylko na trzech.

„Psalmy Dawida” (jedna z trzech zwycięskich partytur Pendereckiego na konkursie kompozytorskim w 1959 roku) dziś, pięćdziesiąt cztery lata po powstaniu, brzmią wciąż jak oddech. Mają w sobie dzikość młodości, która bezgranicznie ufa swojemu instynktowi, ale i bezpośredniość zwątpienia („są wołaniem do Boga”). I przeczucie, że słowa, które się przepisuje na muzykę, są wieczne, ale nie niepodważalne (fragmenty psalmów 28, 30, 43 i 143).

„Przebudzenie Jakuba” (pisane z okazji 25. rocznicy koronacji Księcia Monako, Rainiera III) jest kontynuacją tej niepodważalności. Instrumentalna opowieść o śnie starotestamentalnego patriarchy (Rdz 28, 10-22) – a bardziej nawet o momencie wybudzenia („A gdy Jakub zbudził się ze snu, pomyślał: «Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem»”) – powstawała w czasie przechodzenia kompozytora z pozycji awangardysty do roli klasyka. Pozbawiona ilustracyjności, skupiona tylko i wyłącznie na „rozwijaniu akordu i pochodów sekundowych” (jak tłumaczył Penderecki podczas spotkań w Baranowie w 1976 roku), z dwunastoma okarynami ewokującymi przestrzeń snu (tylko dlaczego warszawscy filharmonicy, dmąc w okaryny, nie mogli powstrzymać się od śmiechu?), pozostaje jedną z najczystszych partytur kompozytora.

Wreszcie „Kadisz”. Pisany na zamówienie miasta Łodzi z okazji 65. rocznicy likwidacji getta, przekracza je, stając się powszechnym krzykiem pamięci, prośbą o zemstę, modlitwą uwielbienia, wołaniem o pokój. Pierwsza część (Tempo di marcia funebre) wykorzystuje wstrząsające wersy kilkunastoletniego Abrama Cytryna, który z łódzkiego getta trafił do Auschwitz. Druga (Grave) to recytacja (Daniel Olbrychski) skargi Jeremiasza („zgładź ich!”). Trzecia (Molto tranquillo) to chóralny psalm wykorzystujący fragmenty z Księgi Daniela, zakończony bezlitosną frazą („Bo nas ubyło, Panie, więcej niźli wszystkich narodów”). I ostatnia, oparta na aramejskim „Kadisz jatom”, czyli kadiszu sierocym. I melodii (kantor Alberto Mizrahi), której źródła są autentyczne i zasłyszane. Która zostaje w uszach jak echo serca świata, który jest. Wciąż jest.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.