Jeszcze 1 minuta czytania

Jakub Socha

SAM NIE WIEM:
Człowiek, któremu Brando wybił pięć zębów

Jakub Socha

Jakub Socha

W berlińskiej galerii C/O wystawa zdjęć Rona Galelli – ojca chrzestnego wszystkich paparazzi. Na ścianach gwiazdy, jedna większa od drugiej. Uchwyceni w pozie i w ruchu, znienacka i za przyzwoleniem. Aktorzy, piosenkarze, miliarderzy, członkowie rodów królewskich. Warhol obejmuje Basquiata, Jackie Onassis biegnie przez las, Mick Jagger pokazuje palec serdeczny, Sean Penn wyprowadza cios, który zaraz powali wrednego reportera. I dalej: Sophia Loren nachyla się nad talerzem w sukni wieczorowej, Frank Sinatra śpiewa ze szklaneczką czegoś mocniejszego, Steve McQueen czeka na samolot z kubkiem kawy. Bulwar pod strzechą. Żaden skandal.

Może to miejsce, a może tylko czerń i biel, tak czy inaczej efekt jest taki, że nie ma w tych zdjęciach nic niezdrowego, nic z sensacji. W konfrontacji z tym, co można znaleźć w dzisiejszej prasie kolorowej, zdjęcia Galelli wyglądają niewinnie, równie niewinnie, jak ich autor, o którym mówi dokument Leona Gasta zatytułowany „Smash His Camera”. Film, który również można obejrzeć w C/O, stanowi doskonałe dopełnienie wystawy.

Widzimy starszego pana – wygląda jak włoski mafioso na emeryturze – który z plastikową skrzyneczką, taką, do której wkłada się butelki z wodą, drepcze powoli, by zrobić upragnione zdjęcia Angelinie Joli. Potem przenosimy się do jego królestwa, królestwa sztucznych choinek, cmentarza dla królików i wielkiego archiwum, w którym spoczywają negatywy. Dom dziwaka, który przekonuje, że warto kochać króliki, bo są puszyste i czystsze od kotów.

Gast odgrzewa w swoim filmie debaty, których dzisiaj pewnie nikt nie chciałby słuchać. Adwokaci i artyści, dziennikarze i paparazzi spierają się o to, czy wolno, a jeśli tak, to kiedy. Przed kamerą toczy się prawdziwy spór o wartości i o ustalenie jakichś wytycznych. Kim jest osoba publiczna i czy osoba publiczna może liczyć na taką samą wyrozumiałość, jak osoba prywatna? Kiedy fotograf przekracza granicę i czym jest owa granica?

Galella nie uczestniczy w rozmowach, dopiero gdy wspomina, zapalają mu się oczy – oczy dużego dzieciaka, który wydaje się odporny na jakąkolwiek refleksję nad swoim zawodem i sugestie, że może powinien jednak zająć się czymś innym. Od robienia zdjęć nic go nie może odciągnąć, ani wyrok sądu, ani cios pięścią. Gdy Marlon Brando pozbawia go pięciu zębów i rozrywa mu wargę, pierwsze, co robi Galella, to oczywiście zdjęcie swojej zmasakrowanej twarzy. Gdy sąd nakazuje, by nie zbliżał się do Jackie Onassis na odległość dwudziestu pięciu stóp, ten łazi za nią z taśmą mierniczą. Gdy spotyka po raz kolejny Brando ma już na sobie kask, który noszą amerykańscy futboliści.

Galella w akcji to jednoosobowy teatr uliczny, to przodek Borata ze szpilką, który uwielbia przekłuwać balony, spuszczać powietrze z nadętych ludzi szołbiznesu. To niemalże błazen, który bezczelnie pyta przed sądem wdowę po prezydencie: „skoro uważasz, że zaatakowałem cię z aparatem i niczego się nie spodziewałaś, to dlaczego na każdym zdjęciu uśmiechasz się do obiektywu?”. Z drugiej strony trudno nie dostrzec w nim ogarniętego obsesją maniaka, psycho-fana prześladującego swoich idoli, czyhającego na nich za krzakiem, na strychu, w pawlaczu. Ten psycho-fan obecnie też jest celebrytą. Ciekawe, jak znosi ów fakt. W końcu ten, który jest za kamerą zawsze jest silniejszy tego, który stoi przed nią.

Piętro wyżej w C/O znajduje się wystawa prac Gundulu Schulze Eldowy: czarno-białe zdjęcia ludzi pracy – osaczonych, wycieńczonych, brudnych; kolorowe zdjęcia zniekształconych płodów; wreszcie wyprane z kolorów zdjęcia niszczejących budynków.

Niemiecka fotografka bohaterkę jednego ze swoich najsłynniejszych cykli „Tamerlan” spotyka w parku. Najpierw, właśnie jak paparazzi, robi jej z daleka zdjęcie teleobiektywem. Potem podchodzi do obiektu – pomarszczonej, zniszczonej staruszki, która najpierw przyzwala artystce na kolejne, a potem zaczyna opowiadać o swoim losie. Ta rozmowa trwa kilka godzin i, jak wspomina Eldowy, ciągnie się przez kolejne dni. Nie wiadomo o czym rozmawiają kobiety. Na marginesie i w międzyczasie powstają zdjęcia – chropowate, cierpliwe, skandal ciała i umierania, jedynie krótkie chwile szczęscia. Rezultat innego rozłożenia stosunku sił między fotografem a obiektem. Inna planeta od tej, po której porusza się Galella, ale równie prawdziwa.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).