Jeszcze 1 minuta czytania

Tomasz Cyz

NASŁUCH:
Jak nie zagrałem u Janusza Majewskiego

Tomasz Cyz

Tomasz Cyz

Kiedy Janusz Majewski odbierał w poniedziałek 19 marca z rąk ministra Bogdana Zdrojewskiego Polską Nagrodę Filmową Orły 2012 za dorobek życia, wyciągnął z kieszeni kartkę i odczytał nazwiska tych aktorów, z którymi pracował, a których już wśród nas nie ma. Lista była dość długa, bo przecież pierwszy filmy ten twórca zrealizował pod koniec lat 50. (m.in. krótkometrażowe „Rondo” ze Sławomirem Mrożkiem czy „Kalosze szczęścia” z Tadeuszem Fijewskim, Kaliną Jędrusik i Zygmuntem Zintelem).

Szczególnie lubię dwa filmy Janusza Majewskiego: „Zaklęte rewiry” (1975) oraz „Diabelską edukację” (1994). „Zaklęte rewiry” (wg powieści Henryka Worcella) to historia młodego chłopaka ze wsi, Romka Boryczki, pracującego w hotelu „Pacyfik”, opowiedziana głównie dzięki fenomenalnym rolom Romana Wilhelmiego i Marka Kondrata. „Diabelska edukacja” zaś to krótki telewizyjny metraż, który opowiada o wprowadzaniu młodej dziewczyny (Renata Dancewicz) w arkana świata zmysłów przez Szatana (znów Kondrat – jeden z ukochanych aktorów Majewskiego), o rozpoznawaniu własnego ciała, które – mimo tego, co oglądamy na ekranie – pozostaje nienaruszone.

Było lato 1994 roku, czas liceum, jesteśmy z kolegami na festiwal teatrów w Olecku. W jury Janusz Majewski (wiadomo, Mazury!), gramy „Scenariusz dla trzech aktorów” Bogusława Schaeffera (nie, nie gram partii Jana Peszka-muzyka, tylko Andrzeja Grabowskiego-malarza). Spektakl poszedł całkiem nieźle, koledzy mówią, że troszkę szarżowałem – szczególnie w interakcji z publicznością. Ale…

Miała na imię Ewa. Dzień wcześniej – nie pamiętam już, czy w nagłym zastępstwie, czy z przypadku – zagraliśmy z kolegą pielęgniarzy w innym spektaklu („Fizycy” Dürrenmatta) i wynosiliśmy „martwą” Ewą ze sceny. Nic dziwnego, że w trakcie „Scenariusza…”, trochę odchodząc od scenariusza, szarżowałem.

Opłaciło się. Podczas rozdania nagród z rąk Janusza Majewskiego odebrałem statuetkę za „najlepszą rolę męską” podczas festiwalu. Po uroczystości reżyser chciał ze mną porozmawiać, ale poszedłem odprowadzić Ewę na dworzec. Jak się kogoś wynosi „martwą” ze sceny, to zobowiązuje.

Być może, gdybym znalazł wówczas czas na rozmowę z Januszem Majewskim, to ja zagrałbym zamiast Renaty Dancewicz w „Diabelskiej edukacji”, albo odbierał Orła 2012 za najlepszą rolę męską zamiast Roberta Więckiewicza, albo prowadził galę zamiast Macieja Stuhra. Ale nie pisałbym tego felietonu. Opłacało się?


PS. Czasem zastanawiam się, co takiego chciał mi powiedzieć Janusz Majewski…


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.