Jeszcze 1 minuta czytania

Joanna Tokarska-Bakir

PÓŁ STRONY:
Błąd; Ogród

Joanna Tokarska-Bakir

Joanna Tokarska-Bakir

Błąd

Błąd polegał na decyzji, jaką ludzkość podjęła wiele tysięcy lat temu. Ślad wykryto w Anatolii w okolicach Urfy, inaczej Ur, znanej dotąd jako miejsce narodzin Abrahama (muzułmańska wersja tej historii). Inna legenda opiewa to samo miejsce pod grecką nazwą Edessy, z którą wiąże się historia pierwszej ikony, acheiropoietos, którą w postaci odbicia na chuście podarował trędowatemu królowi Abgarowi Jezus Chrystus. Od niedawna Urfa, a konkretnie Gobekli Tepe, po turecku Tłuste Wzgórze, jest jednak znana z zupełnie innego powodu.

Znaleziono tu bowiem największą wczesnoneolityczną strukturę architektoniczną, prawie dwa razy starszą niż egipskie piramidy i tysiąc lat starszą niż popękane mury Jerycha. Liczy sobie coś koło jedenastu tysięcy lat. Stanowisko składa się z ponad sześćdziesięciu kolumn w kształcie litery T, zbudowanych z piaskowca i pokrytych rysunkami zwierząt. Tego, kto już widzi oczyma duszy te wszystkie bizony i jelenie, znane z paleolitycznych jaskiń, czeka zawód. Na kolumnach same lwy, niedźwiedzie, dziki, skorpiony, węże i pająki. Ale największą niespodzianką wcale nie są drapieżniki. Prawdziwą sensacją jest kompletny brak palenisk, dołów na odpadki, źródeł wody, zadaszeń, roślin hodowlanych, a także pozostałości zjedzonych lub udomowionych zwierząt. W jakiś, nie do końca zrozumiały dla mnie sposób, archeologowie ustalili, że jako miejsce kultu stanowisko to było odwiedzane przez wędrowne grupy docierające z odległości nawet stu kilometrów. W podobnie tajemniczych okolicznościach, w jakich miejsce użytkowano, zostało ono następnie porzucone: około 8200 lat przed naszą erą, mniej więcej 300 lat po ich wzniesieniu, kolumny nagle zagrzebano w piasku.

Znalezisko z Tłustego Wzórza zaprzecza wszystkiemu co wiemy, a raczej co sobie wyfantazjowaliśmy na temat początków systematycznej religii. Przyjęło się sądzić, że zbieracze i łowcy nie posiadali złożonych systemów symbolicznych, ani społecznej hierarchii, ani podziału pracy. I że dopiero rolnicy, którzy już to wszystko mieli, byli w stanie zbudować świątynię megalityczną. Gobekli Tepe pozwala rozważyć zależność odwrotną: że to megalityczna świątynia, coraz tłustsza i cenniejsza, stała się argumentem za osiadłością.

Ogród

Podwójny polski ślad w amerykańskiej popular imagery. W ostatnim „Living” (darmowa przesyłka, internet wie o nas wszystko) Martha Stewart pisze o ogrodach. W tym celu wysyła ghostwriterkę do Kaliforni, gdzie jeszcze niedawno mieszkała inna pani z Polski, Ganna Walska, awanturnica i niespełniona diwa operowa, na starość rentierka i właścicielka ogrodu. Aby go stworzyć, sprzedała podobno biżuterię wartą milion dolarów. Basen zamieniła na staw, w którym kwitną wodne lilie i lotosy. Z głównego budynku, zamienionego z kolei na galerię sztuki, wyprowadziła się do małego domku w ogrodzie. Czternastohektarowy Tibetland miał być kiedyś schronieniem dla buddyjskich eremitów. Dziś, gdy ani Walskiej, ani eremitów już nie ma, zmienił nazwę na Lotusland, wstęp od kwietnia do listopada, bilet 35 $.

Niech sobie archeologowie piszą co chcą o przyczynach porzucenia wędrownego trybu życia. Ja wiem swoje: ludzie osiedlili się, bo żal im było ogrodu. „Spojrzałem w prawo. Ogród zielony, falujący. Listowie, krzewy, drzewa. Dzień był chmurzysty, ale nie pochmurny. Światło tak zgęszczone, że aż pociemniałe. Wewnętrzne światło ogrodu. I nie wilgoć, ale świeżość. Nie gnilność, ale rosistość. A jeśli i korzenność, to nie skryta i podziemna, ale otwarta ku górze. Po ostatni listek na czubku najwyższego drzewa” (Sławomir Mrożek, „Ogród”).


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.