Jeszcze 1 minuta czytania

Jakub Socha

SAM NIE WIEM:
Smuda

Jakub Socha

Jakub Socha

„Postanowiliśmy narzucić sobie pewien rygor cywilizacyjny”, powiedział tuż przed rozpoczęciem meczu z Grecją polski komentator, znany z elokwencji. Kilka godzin wcześniej: wchodzę do windy z kijem do bilarda schowanym w pokrowcu. Na dziewiątym dosiada się staruszka. Zaczynamy rozmawiać. Najpierw prognoza pogody. Zjeżdżamy trzy pietra, na szóstym współpasażerka zmienia temat, przechodzi na angielski i pyta: „Are you music?”. „No”, odpowiadam zaskoczony. Jedziemy dalej, chwilę później wracamy do polskiego: „A to co ma Pan w tej walizce?”.

Piotr Pacewicz, Haruki Murakami polskiej publicystyki, pewnie by mnie pochwalił widząc, że zamiast przejmować się, przebierać w flagę, siedzieć przez cały dzień w strefie kibica i śpiewać patriotyczne piosenki, bawię się po swojemu. We wtorkowej „Gazecie” Pacewicz pyta dobrodusznie, w swoim stylu, czyli w imieniu całego narodu: „Ludzie, czy nas porąbało?”. Mnie nie, nie wiem, jak innych, ale – tak czy inaczej – nie dziwię się, że kibice mobilizują się, motywują, zaciskają pieści, zamiast radować się i fikać koziołki. W końcu w piłce nie chodzi o zabawę czy estetykę, tylko o to, żeby wygrać; albo rygor, albo fiesta. Trzeba było nie straszyć, że przyniesiemy wstyd, nie namawiać do nauki języka angielskiego, budowania dróg i stadionów, odnawiania dworców, powiększania terminali. Trzeba było wtedy wyluzować, może i dzisiaj byłby większy luz.

Luzu nie ma, z rygoru też nie ma samych pożytków. Wybudowaliśmy nowoczesny stadion z dachem i ten dach, jak się powszechnie uważa, naszym piłkarzom w inauguracyjnym meczu najbardziej zaszkodził. Zwarcie szeregów zaowocowało czymś jeszcze: Warszawa wczoraj znowu zamieniła się w teren walk ulicznych. Mimo że nie runęły na nas żelazne wojska, mimo że nikt nie walił kolbami we drzwi, tani czytelnicy Broniewskiego, apologeci polskości, stanęli u drzwi. Tak na marginesie: może trzeba pomyśleć o tym, żeby następnym razem wywieźć ich i ich drzwi do jakiegoś lasu, niech się tam bawią między sobą w swoje krzywdy i swoją partyzantkę – tylko niech roślin nie niszczą.

Wszystko to, co się dzieje, każe myśleć, że może nostalgia nie była jednak taka zła. Do niedawna to właśnie ona królowała w opowieściach o polskiej piłce. Wspomnienia dawnych sukcesów, cytaty z Górskiego, opowieści polskich pisarzy przekonujących, że najbardziej ze wszystkiego lubią oglądać archiwalne mecze z udziałem Polaków. W wydanym niedawno zbiorze „Dryblując przez granicę. Polsko-ukraińskie Euro 2012”, nierównym, miejscami przypominającym przewodnik turystyczny (tekst Nataszy Goerke) albo esej historyczny (tekst Piotra Siemiona), najlepsze teksty (Marek Bieńczyk i Jurij Andruchowycz) mówią o tym, co odeszło i już nie wróci: o legendarnych drużynach z przeszłości, o czasach, kiedy futbol nie był jeszcze tak sprasowany, kiedy samemu miało się trochę mniej lat, samemu trochę więcej się grało i myślało czasami o sobie jak o przyszłej gwieździe. Książka Stefana Szczepłka o „Deynie” też zresztą napisana jest pod dwa refreny: „Już nigdy...” i „Kiedyś to było...”.

Nie załapałem się na Deynę, Bazyłewicza, na Łobanowskiego też słabo, ale swoje pamiętam. Siedzę codziennie przed telewizorem od siedemnastej i nie mogę się opędzić od myśli, że kiedyś bardziej mnie to wszystko przejmowało. Mistrzostwa Europy w Anglii, Mistrzostwa Świata w USA – chyba wtedy najmocniej.

Dzisiaj, pewnie, byłoby łatwiej przeskoczyć do przeszłości, gdyby nie drużyna Franciszka Smudy. Kto wie, czy nasi piłkarze nie spowodują w końcu hamowania retroaktywnego i nie wyprą swoją grą tego, co kiedyś przyswoiło się na temat polskiej reprezentacji. Powinni już się nie liczyć, grać tylko o honor, a oni – jak na złość – grają o wyjście z grupy. Co więcej, nie niesie ich ani rygor, ani nonszalancja i luz. Na ostatnim treningu przed meczem Smuda powiedział do swoich piłkarzy: „nie jesteśmy na straconej pozycji, Rosja to nie Brazylia”; potem jeszcze przekonywał, że i z remisu będzie zadowolony.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).