Jeszcze 1 minuta czytania

Jakub Socha

SAM NIE WIEM:
Margaret i powstanie

Jakub Socha

Jakub Socha

Ostatni dzień Nowych Horyzontów. Podwojenie. Najpierw taka scena: jest późna noc, wyszliśmy z kina, wróciliśmy do mieszkania, stoimy na balkonie i palimy jeszcze ostatniego papierosa. W dole, na chodniku wyświetlają krótki film – fabuła jak z niemego kina. Chłopiec w krótkich spodenkach najpierw skręca za bramę, po chwili wyłania się z niej, pchając przed sobą kosz na śmieci. Podstawia go do wysokiego płotu, wdrapuje się na niego, a potem przeskakuje na drugą stronę i wychodzi z kadru. Po chwili wraca, zeskakując, poślizguje się jednak na pokrywie kosza i spada z całym impetem na głowę. Pora na nasz występ. A. bierze za telefon i dzwoni na pogotowie. W czasie, gdy kłóci się z przyjmującą zgłoszenie, która w pierwszej kolejności pyta o wysokość nieszczęsnego kosza, my gonimy po schodach do skoczka. Chłopak leży nieruchomo i wygląda jak zdjęty z krzyża, ramiona ma ułożone prostopadle do ciała. J. właśnie skończyła kurs pierwszej pomocy, zachowuje zimną krew, mnie włączają się jakieś sceny i kadry. Pierwsze, co robię, to patrzę, czy leży w czerwonej kałuży – nie leży; potem nachylam się nad nim – bo widzę, że jest jeszcze stosunkowo przytomny – i mówię do niego słynną filmową frazą: „Stay with us”, tylko że po polsku.

Dlaczego o tym piszę? Bo widziałem ostatnio „Margaret”. W filmie Kennetha Lonergana machinę zdarzeń uruchamia uliczny wypadek. Nastoletnia Lisa pewnego dnia zaczepia kierowcę miejskiego autobusu i próbuje się od niego dowiedzieć, gdzie kupił taki fajny kowbojski kapelusz, który zdobi jego głowę. Mężczyzna, mimo że już odjechał z przystanku, zamknął drzwi i wrzucił pierwszy bieg, stara się podtrzymać konwersację – odwraca głowę w kierunku biegnącej za autobusem Lisy. I wtedy pod koła jego pojazdu wpada kobieta. Kierowca po hamulcach, zaraz zbiegowisko. Dziewczyna podbiega na miejsce wypadku, przedziera się przez tłum, by pomóc jakoś zmasakrowanej, leżącej w kałuży krwi kobiecie. Niestety ofiara umiera. Jej śmierć kładzie się cieniem na życiu nastolatki. Lonergan z jej traumy stara się skonstruować metaforę straumatyzowanego miasta, które nie może zapomnieć o atakach z 11 września.

U Lonergana trauma to czysta konwencja. Lisa po przejściach dostaje kopa, otwarły się przed nią bramy percepcji, teraz już wie, że wszystko jest miazgą, dlatego umawia się z przypadkowo wybranym kolegą, żeby zabrał jej dziewictwo, wchodzi w konflikt z matką, zrywa dotychczasowe przyjaźnie, odnajduje kierowcę od kapelusza, a potem jedyną przyjaciółkę tragicznie zmarłej i dąży do tego, żeby zapanowała sprawiedliwość na świecie, a przynajmniej, żeby ci, którzy doprowadzili do jej śmierci, ponieśli karę. W międzyczasie kamera przygląda się czule wielkiej metropolii: ludzie pędzą, słońce chowa się za drapaczami; tak reżyser buduje pomost między życiem metropolii a Lisą. I choć autor „Margaret” jest cierpliwym filmowcem, nie pogania swojej bohaterki, nie każe jej za każdym razem brać udziału w transgresjach, zatrzymuje zbyt oczywiste gesty, zaburza rozwój niektórych spotkać, nie zapomina, że symbolizm jest zabójstwem dla metafory i nie spieszy się do wyciągania prostych wniosków, to jego film od początku wydaje się fałszywy – jedna wygadana dziewczynka nie może po prostu być kilkumilionowym miastem, jedno spotkanie ze śmiercią słabo nadaje się na metaforę świata jako miazgi, w którym króluje rozpad, a rządzi rozpacz. „Margaret” to niestety trochę Młoda Polska.

Myślę o polskiej „Margaret”. Próbuję sobie wyobrazić, że w tym wrocławskim filmie graliśmy od samego początku, że ten Wrocław to tak naprawdę była Warszawa, że chłopak poszedł po kosz, bo ktoś z nas wpadł mu w oko, że chciał się wykazać; wymazuję karetkę, która przyjechała z pomocą. Dopisuję za to poszkodowanemu pęknięcie czaszki i smutny koniec, takie są wymogi konwencji. I nawet wtedy nie widzę w tym żadnej metafory, mimo że całe wydarzenie rozegrało się dwa dni przed rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego. Dlaczego? Może dlatego, że nie budzę się codziennie z myślą o powstaniu i nie zastanawiam się przed snem, czy sam poszedłbym do walki.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).