Jeszcze 1 minuta czytania

Jakub Socha

SAM NIE WIEM:
Berlin – akwaria

Jakub Socha

Jakub Socha

W Berlinie pojawiły się nowe pojazdy, prawdziwe krążowniki szos, statki pijane. Z tyłu wyglądają jak rower. Sternik siedzi na siodełku, w rękach trzyma kierownicę; nogi na pedałach, wzrok skierowany na jezdnię. Z przodu wyrasta wóz drabiniasty. Na środku długi dyszel, nad dyszlem drewniana lada, pod nią zwyczajny układ napędowy oparty na przekładni łańcuchowej. Gdzieś pomiędzy, zespawane z całą konstrukcją, małe foteliki – spoczywają na nich najczęściej turyści. Pedałując, piją piwo z drewnianej lady. Zwiedzają metropolię, oglądają ślady przeszłości i artefakty nowoczesności. W stolicy Niemiec, jak wiadomo, jednego i drugiego jest całkiem sporo.

Piwo leje się, nogi pracują, głowa chłonie obrazy. Zamroczeni turyści podjeżdżają pod East Side Gallery, patrzymy na fragmenty muru berlińskiego pokrytego malowidłami. Wokół stoją ludzie protestujący przeciwko jego usunięciu, nie chcą, żeby zastąpiły go nowoczesne zabudowania. Wśród protestantów głowa Davida Hasselhoffa; ktoś krzyczy, że komercja wygrywa z historią. Wszystko się miesza, ale komercja to akurat dawno już wygrała. 

W berlińskim oddziale Madame Tussauds, kolejnej atrakcji turystycznej miasta, jest Bill Kaulitz z Tokio Hotel, rozryczany Oliver Kahn, E.T. na rowerku, są Nicole Kidman, Jennifer Lopez i Angelina Jolie. Jest słynna kratka, na której w „Słomianym wdowcu” stała kiedyś Marylin Monroe. Można odtworzyć tamtą scenę: wypożyczyć podobną białą sukienkę, wejść na kratę, poczekać na podmuch spod spodu, poprosić kogoś z aparatem, żeby ten moment, kiedy sukienka zostanie podwiana, uchwycił. Można położyć się na leżance obok siedzącego na fotelu Freuda, można też usiąść autorowi „Psychopatologii życia codziennego” na kolanach. Żeby jednak dotrzeć do tych atrakcji, trzeba najpierw się doedukowac i przejść przez salę historyczną, w której wita nas… Anna Frank. Nie jest to niemiłe spotkanie. Dobrze odżywiona Anna siedzi przy biurku i odwraca się w stronę zwiedzających. Jest uśmiechnięta, a nie zirytowana, choć wyraźnie widać, że nasza wizyta odrywa ją od pisania – leży przed nią otwarty dziennik, dziewczynka w ręce trzyma wieczne pióro. Nie dziwię się, kogoś, kto ma równie komfortowe warunki do pracy, pewnie trudno zirytować. Anna siedzi w czyściutkim gabinecie, w czyściutkiej i wyprasowanej sukience, białej z lekkimi czerwonymi wzorkami. Na drewnianym wieszaku wisi druga na zmianę. Na półce obrazek, blaszane pudełko na skarby, kilka książek, wśród nich „Chata wuja Toma”. Zielone drzwi w tle, pastelowa tapeta na ścianach ewokują wszystko, tylko nie coś związanego z wojną i historią. 

Wojna jest dopiero w następnym pomieszczeniu, siedzi w kącie za szybą. Adolf Hitler jest jedynym eksponatem w muzeum, którego nie można dotknąć. Odpowiednia tabliczka, umieszczona przed jego akwarium, informuje, by w tym miejscu zachować powagę i nie robić sobie zdjęć z eksponatem – uszanować pamięć milionów ofiar. W kolejnych salach historycznych jest już normalnie. Znajdziemy w nich chociażby Nicolasa Sarkozy’ego, Angelę Merkel i Jana Pawła II, który dzielnie się trzyma i nie daje się zastąpić ani Benedyktowi, ani Franciszkowi.

Kupując tańszy bilet w pakiecie, oprócz Muzeum Figur Woskowych można zwiedzić także AquaDom & Sealife, berlińskie oceanarium. Jest w nim sporo ryb i morskich żyjątek: płaszczki, koniki morskie, małe rekiny. Każde pomieszczenie to inna scenografia, inna makieta. Jedna udaje piaszczyste nabrzeże, druga – tajemnicze głębiny. Tytułowy AquaDom znajduje się dopiero na końcu turystycznej trasy. Jest to otwarte w 2004 roku, największe na świecie cylindryczne akwarium wypełnione milionem litrów słonej wody. Akwarium jest wydrążone w środku i cała atrakcja polega na tym, że w ten środek wjeżdża się specjalną przezroczystą windą. Zwiedzający ruszają na spotkanie przygodzie z przewodnikiem, który mianuje siebie Kapitanem Nemo. Dwadzieścia pięć metrów jedynej w swoim rodzaju podwodnej żeglugi, przedziwne doświadczenie. Turyści zamknięci w szklanej klatce obserwują ryby, które umieścił ktoś, nie wiedzieć po co, w tym monstrum, i równocześnie są obserwowani przez ludzi, stojących na balkonach – AquaDom znajduje się bowiem na dziedzińcu hotelu Radisson, goście hotelowi mogą go podziwiać ze swoich okien. Podróż trwa nie dłużej niż kwadrans, ten kwadrans wystarczy jednak, żeby człowiekowi przemknęła przez głowę myśl, co by było, gdyby winda się zepsuła i w pewnym momencie zabrakło w niej powietrza. Umrzeć w windzie, w centrum wielomilionowego miasta, obserwowanym przez ponad dwa tysiące ryb – brzmi spektakularnie. Gdybym mógł, zabrałbym profesora Baumana do AquaDomu, żeby zobaczył, jak wygląda późna nowoczesność za niecałe 20 euro.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).