Trup w Cinema Mele
grupa SUD

20 minut czytania

/ Teatr

Trup w Cinema Mele

Mateusz Marczewski

„Rozpoczynamy półtorej godziny po czasie. Widzowie zajmują miejsca, stare fotele trzeszczą, na ekranie lecą napisy końcowe z muzyką Morricone. Potem gasną światła. Cinema Mele ożywa” – reportaż z powstawania spektaklu wystawionego przez polskich artystów w nieczynnym kinie w Pizzo we włoskiej Kalabrii

Jeszcze 5 minut czytania

I

W giallo nie chodzi tyle o sens, co o proces. Kuriozalny, nietrzymający się logiki ciąg zdarzeń, który ma przeprowadzić widza od pierwszego kadru aż do rozwiązania sprawy kryminalnej. Ostatecznie jednak, samo rozwiązanie również nie ma sensu. W zasadzie mogłoby go nie być. Bo w giallo chodzi o mechanikę: mozaika złożona z seksu, noży i całkiem dobrej muzyki ma po prostu działać. 

II

W Pizzo – miasteczku we włoskiej Kalabrii – do połowy lat 80. działało kino, w którym giallo szło co tydzień. Potem biznes zaczął kuleć i w Cinema Mele puszczano już tylko pornosy. Ostatecznie kino zamarło na trzydzieści lat. Pozostała legenda. 

Pomysł był taki: ośmiu artystów wsiada do busa, jedzie w konkretne miejsce i robi operę site-specific. Operę w sensie syntezy sztuk. Zajmie to dwa, trzy tygodnie. Nie więcej. Działanie ma być jednorazowe, nie będzie rejestrowane, nie będzie dofinansowane. Nie będzie również reżysera: podmiotu, który definiuje finalny efekt. Tutaj akurat mamy pełną zgodę. 

III

Miejsce jest bardzo dobre. Michał Grochowiak i Michał Libera odwiedzili Cinema Mele rok wcześniej w trakcie zbierania materiałów do książki o niedokończonych budynkach południa Włoch. Kino jest na klifie. Mieszka w nim Peppe, owłosiony jak małpa Kalabryjczyk, który zarządza pustostanem. Peppe chciałby z kina zrobić centrum kultury. 

Możliwości są szerokie. Odrzucamy klasyczne reguły. Po pierwsze rezygnujemy z przypisywania konkretnych funkcji konkretnym artystom. Do tego skreślamy pozostałe uwarunkowania, z którymi borykamy się na co dzień: odrzucamy całą paletę wsparcia. Jest to koszt, który należy ponieść, ale dzięki temu omijamy konieczność wnioskowania. Nie musimy wymyślać fikcyjnych korzyści, jakie rzekomo wrócą w formie wartości dodanej do inwestora. Nie musimy budować pseudofilozoficznej nadbudowy, która wskazuje na szerszy kontekst podejmowanej praktyki. 

IV

W trakcie dwudniowej podróży busem na południe Włoch powstaje szkic historii, którą chcemy opowiedzieć. Koło Brna mamy zarys fabuły: do Pizzo przyjeżdża trójkąt: Sophia – niewidoma dziewczyna, miłośniczka filmów giallo, których – z racji kalectwa – może jedynie słuchać. Samo słuchanie filmów jest męczące, dziewczyna chce poczuć wszystkimi zmysłami atmosferę Włoch. Do Pizzo przyjeżdża w towarzystwie swojej siostry Giny i jej faceta Paolo.

„Scuro d’estate”

Jednorazowy spektakl site-specific wystawiony w lipcu 2016 w nieczynnym kinie w Pizzo we włoskiej Kalabrii.

Obsada: Maristella Costa, Franco Polito, Francesco Carreri, Francesco Galeano, Paolo Cusa, Carlo Schiavone.

Autorzy: Grupa Sud:

Piotr Adamski: artysta wizualny i reżyser filmowy. Autor nagrodzonego Srebrnym Lajkonikiem filmu „Otwarcie”.
Krzysztof Bielecki: projektant grafiki użytkowej.
Michał Grochowiak: fotograf związany z galerią Starter, doktorant na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, redaktor „Magenta Mag”, animator czasu wolnego w Klubojadalni Eufemia.
Michał Libera: socjolog, producent, kurator i krytyk muzyczny. Współproducent serii płyt poświęconych Studiu Eksperymentalnemu Polskiego Radia, a także serii płyt konceptualno-popowych Populista. Współpracuje m.in. z Komuną // Warszawa, Zachętą, CSW Zamkiem Ujazdowskim, Królikarnią oraz wydawnictwem Słowo/obraz terytoria.
Piotr Kurek: muzyk i kompozytor zamieszkały w Warszawie. Przez wiele lat związany z Lublinem. Autor wielu projektów muzycznych i utworów pisanych na potrzeby teatru. Koncertował z kraju i za granicą. Zbiera drobne przedmioty.
Daniel Malone: Artysta wizualny, absolwent Historii Sztuki i Intermediów na Uniwersytecie w Auckland. Od 2007 mieszka w Warszawie, w ostatnich latach również w Berlinie.
Mateusz Marczewski: pisarz, prowadzi bloga igoburn.com

Łukasz Sosiński: absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, artysta
wizualny, wraz z Magdaleną Łazarczyk prowadzi galerię ROD.

Koło Wiednia wiemy już, że Gina i Paolo są zmęczeni permanentną opieką nad niewidomą. Para, po dniu spędzonym na plaży, pijąc drinka w hotelowym barze, uświadamia sobie, że niewidoma w jakiś dziwny sposób zawłaszczyła swoją siostrę. Związek Giny i Paolo na tym cierpi. Nie mogą się od niej uwolnić, trwa to latami. Podejmują decyzję, że chcą być w końcu sami. 

Droga się dłuży. Znudzeni gramy w grę słowną, rozbudowane kalambury: jedna grupa wymyśla słowo, które druga musi odgadnąć. Ustalamy, że można posługiwać się tylko słowami zaczynającymi się od jednej litery alfabetu. Na przykład: sygnalizacja świetlna to „Przyrząd Porządkowy Pozwalający Pieszemu Przejść Przez Przejście”.

Koło Modeny wiemy więcej: chcąc się uwolnić od niewidomej, Paolo postanawia zamordować Sophię. Zrobi to z klasą. Powie jej, że przygotował dla niej niespodziankę. Taką w stylu giallo. – Mam klucze od starego kina na klifie. Kino jest nieczynne, nie można go zwiedzać, ale załatwiłem wejście. Przyjdź tam, będę tam na ciebie czekał na tarasie. Oprowadzę cię – mówi.

Sytuacja się komplikuje. Sophia podsłuchuje przez hotelowe drzwi rozmowę Paolo i Giny. Dociera do niej, że ukochana siostra i jej facet wydali na nią wyrok. Kroi się morderstwo, które policja uzna za wypadek: niewidoma dziewczyna błąkała się po opuszczonym pustostanie, spadła z klifu. Trup, brak świadków, zamknięcie sprawy. 

V

Cinema Mele jest potężne. Leży niemal w sercu miasteczka, z głównego placu prowadzi do niego wąska ulica wyłożona kamiennymi płytami. Naprzeciw drzwi kościoła przy placu Zakonu Maltańskiego wisi tablica z nekrologami w formacie A3.

W sali kinowej wciąż stoją rzędy drewnianych foteli, czerwona kotara przysłania podarty ekran. W kącie sali rusztowania. Jest jeszcze wielka kuchnia, w której koncentruje się życie i długi taras z widokiem na morze. Poza tym pomieszczenia gospodarcze, piwnice, podziemia wykute w skale.

Pierwsze cztery dni spędzamy na tarasie. Na horyzoncie widać czasem wulkan Stromboli. Trzydzieści stopni w cieniu. Peppe zwołuje zebranie organizacyjne. Stawia na stole wino od lokalnego dostawcy. Dwa euro za butelkę. Tłumaczy nam: w każdej chwili możemy tu mieć kontrolę urzędników z magistratu. Musi być porządek. Gdyby ktoś tu przyszedł i zobaczył, że śpicie na tarasie, miałbym poważne problemy. Rozdaje sznurki, którymi mamy wiązać materace. Materace są chyba zapluskwione.

Cinema Mele / fot. grupa SUDCinema Mele / fot. grupa SUD

Wnętrze kina wygląda na uporządkowane: graty, które zwozi swoim czterdziestoletnim busem,  wkomponowuje w przestrzeń, trzymając się squaterskiej estetyki. Mówi: każdy przedmiot musi wyglądać jak sztuka. W operatorce na ziemi znajdujemy zwinięte rolki filmów. Są zalane deszczem, zakurzone. Oglądamy pod światło, szukając scen seksu. Ktoś robił to przed nami: na jednej z półek znajdujemy całą kolekcję pornograficzną. 

VI

Żeby móc działać, musimy mieć koncept: w jaki sposób tę historię ogramy. Na to nie ma pomysłu. Przez dwa dni chodzimy po budynku. Za ekranem kina jest naga skała, po której cały czas cieknie woda. Instalacja elektryczna nie ma uziemienia. Obudowy komputerów są pod napięciem. Jeden laptop wysiada: spalił się dysk. Ustalamy, że pracując na komputerach, trzeba mieć na nogach buty: bez gumy pod stopami następują spięcia.

Robi się nerwowo. Dochodzimy do wniosku, że, jak na razie, ślizgamy się po gównie. Właściwie dosłownie: po całym kinie biega sześć szczeniaków: urodziły się dwa tygodnie temu. Ich matka zmęczona karmieniem cały dzień przed nimi ucieka. Ich ojciec śpi albo wymyka się, jeśli tylko drzwi kina są uchylone, na miasto. Szczeniaki srają gdzie popadnie. Jest jak w Alcatraz. Ośmiu facetów, nieczynne kino zamykane na łańcuch i morze. No i te psy. 

Decentralizacja objawia naszą słabość. Pełne przyzwolenie ogranicza. Grzęźniemy w negocjacji. Wyzbywając się wszystkich norm formalnych, wykluczyliśmy każdy możliwy pewnik. Zastanawiamy się: co to ma być? Czy to jest spektakl? A może jest to działanie performatywne zbliżone do rejonu sztuk wizualnych? Świadomość formy, o której z takim przekonaniem mówiliśmy, gdzieś znika. Nie jesteśmy w stanie przypisać tego, co robimy, do któregoś z języków. To jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Zgadzamy się co do jednego: z pewnością nie będzie to teatr. Figura reżysera, który pracuje kolektywnie z zespołem i finalnie zawłaszcza wynik pracy, sygnując sukces swoim nazwiskiem – odpada. Musi być bardziej organicznie. Bardziej czysto.

Dwa dni spędzamy na ustalaniu tytułu. Nawet to się nie udaje. 

Czwartego dnia wieczorem robimy przerwę w pracy i idziemy na główny plac. Trwa właśnie ćwierćfinał Euro, mecz Niemcy–Włochy. Włosi zdobywają bramkę w początku meczu, tłum na placu dostaje szału. W euforii łamią kilka stolików. Nie piją alkoholu, jedzą lody. To jest dziwne. Jeszcze dziwniejsze jest to, że kiedy przegrywają w karnych, projektor zostaje natychmiast wyłączony, a całym tłum cichutko rozchodzi się do domów. Po trzech minutach na placu jest pusto. 

Scuro d'Estate / grupa SUD„Scuro d'estate”, próby / grupa SUD

VII

A potem pojawia się ona. Francuzka. Przyjeżdża ze swoim chłopakiem, muzykiem. Mieszkają w górach na pograniczu ze Szwajcarią. On ma swoje wydawnictwo: tłoczą winyle. Rok temu przeprowadzili się w góry, bo postanowili hodować szafran. Ona jest rzeźbiarką. Siada między nami i kładzie nogi na stole.

Następnego dnia zespół spotyka się na rogu głównego placu. Z tego miejsca widać wszystkie zbiegające się ulice. Jest cień, wentylator z pobliskiego sklepu wyrzuca zapach ryb. Sklep rybny położny jest przy ulicy biegnącej wzdłuż wybrzeża. Włosi zatrzymują się, blokując ruch, nie wysiadając z samochodu zamawiają produkty, właściciel dźwiga się z plastikowego krzesełka, znika w sklepie i wraca z pakunkiem. Nazywamy to miejsce murkiem. Pijemy piwo, wracamy do zachowania Francuzki. To nie było nic szczególnego: po prostu położyła nogi na stole. Rozmawiamy o ekspresji i uwarunkowaniach. Ktoś rzuca tezę, którą zasłyszał: niewidomi się nie masturbują. Staje się to oczywiste: niewidoma Sophia będzie prowadziła monolog, sześć sekwencji, które będą jej narracją; opowie, w jaki sposób to zrobiła, w jaki sposób, będąc niewidomą, postawiła na swoim. Bo już wiemy, że to ona będzie główną bohaterką, naszym mastermindem: to ona przeżyje i wyjdzie z całej sprawy jako wygrana. 

VIII

Potrzebnych jest nam sześciu świadków: ludzi, którzy feralnego dnia widzieli trójkę naszych bohaterów. Wymyślamy więc barmana, który słyszał plan morderstwa, recepcjonistę, który podnosił z ziemi zapłakaną niewidomą dziewczynę podsłuchującą pod drzwiami, kierowcę taksówki, zarządcę kina, który pożyczył Paolo klucze, i samego Paolo. Jest jeszcze uchodźca nielegalnie okupujący opuszczone pomieszczenia przyległe do kina.

W poszukiwaniu aktorów jedziemy do Vibo Valentia, miasta położonego dziesięć kilometrów na południe. Trasa biegnie brzegiem morza. Spotykamy się z sześćdziesięcioletnią reżyserką. Całkiem sympatyczna. Zadaje pytania: co to będzie, jak to będzie wyglądało, jakich narzędzi użyjemy.

Na tym etapie nie potrafimy udzielić jednoznacznych odpowiedzi. Tego wszystkiego, o co pyta, jeszcze nie ma. Nie chcemy jej mówić, że wolność nas przygniata. Hasło: OK, można zrobić wszystko, okazuje się jednak tylko hasłem. Coś nie działa. Ale co? W czym leży problem? W pozbawieniu się wszystkich możliwych definicji? W odrzuceniu zasad? W zastąpieniu przywódcy kolektywnym namysłem? Przecież, wierzymy w to, odrzucenie jednostkowego celu jest szansą na uwolnienie syntezy: egalitarnego wielogłosu. Ale koncepcja pączkowania: permanentnej, wzajemnej inspiracji – szwankuje. Powstrzymują nas detale. W poczuciu bezsilności, nie jesteśmy w stanie mówić jednym językiem, nawet językiem negocjacji.

Sześćdziesięcioletnia reżyserka pyta: OK, a jaka będzie fabuła? Opowiadamy, słucha,  potem  mówi: nie, nie pomogę wam. Od piątego roku życia mam obsesję, że stracę wzrok i będę niewidoma. Unikam tego tematu.

Nie potrafimy powiedzieć, czego oczekujemy. 

IX

Carmen, sąsiadka Peppe, jest aktorką amatorką. Mieszka sama z synem w potężnym apartamencie. Mąż biznesmen splajtował, rozstali się, mieszkanie zajęte jest za długi. Carmen deklaruje pomoc. Po dwóch dniach do kina przyjeżdżają aktorzy. Robimy casting. Pojawia się Maristella, od razu wiemy, że będzie grała Sophię.

Grupa SUD / fot. grupa SUDGrupa SUD / fot. grupa SUD

Peppe wraca ze szczeniakami od weterynarza. Pojechał tam skuterem z dwiema torbami na ramię. Wchodzi do kina, stawia torby na ziemi i idzie do lodówki. Je coś i idzie na hamak spać. Szczeniaki gramolą się, ostatni wychodzi po półgodzinie. Potem do końca dnia ślizgamy się na gównach pełnych robaków.

Wieczorem idziemy nad morze. Na promenadzie wymalowane dziewczyny i wyżelowani chłopcy. Promenada ma dwieście metrów. Grupki łażą od prawa do lewa przy dźwiękach dyskotekowej muzyki dobiegającej z knajp. Obserwują się, czekając na jakikolwiek sygnał od innych. Kalabria jest konserwatywna. Codziennie we wszystkich kościołach Pizzo kuranty grają jedną melodię. Na wszystkich stromych uliczkach są ołtarzyki z ojcem Pio. Przed ludźmi nic nie da się ukryć: mała społeczność wie wszystko. Kobiety nie mają tu dobrze. Są dziewczętami do wzięcia a zaraz potem matkami.

Właściwie dziwimy się, że dotychczas nie doszło między nami do żadnej agresywnej konfrontacji.       

X

Spektakl będzie miał formę policyjnego okazania. Wykręcamy kilka rzędów krzeseł i wynosimy je do magazynu. Z desek i folii pomalowanej białą farbą z wałka budujemy dwa ekrany: ustawiamy je po bokach sali kinowej. Na nich puszczane będą projekcje: poklatkowe animacje z found footage i wideo. Muzyków ustawiamy na rusztowaniu. Wykorzystujemy również taras, na którym ma zginąć Sophia. Ustawiamy na nim sześciu mężczyzn. Będą tam stali przez cały spektakl oświetleni punktowymi światłami. Widzowie będą ich mieli za swoimi plecami, za oknem. Na miejsce zbrodni sprowadzona zostanie Sophia: jej zadaniem będzie rozpoznać głos mężczyzny, którego było słychać na tarasie feralnego dnia. 

Dopracowujemy tekst libretta, omawiamy je, skończoną wersję dwóch autorów wysyła do pozostałej części zespołu mailem. W nagłówku wpisali swoje imiona i nazwiska. 

Matta, Islandka, która nie może opuścić Włoch, bo jej były facet nie zgodził się na wyjazd z jego dzieckiem, zadeklarowała kilka dni temu, że przetłumaczy libretto na włoski. Wieczorem dostajemy maila z pytaniem, czy faktycznie to tłumaczenie jest potrzebne: wyjechała na jakiś czas na wakacje.

Za sześć dni premiera. Kompozytor popada w melancholię.   

Dochodzi dwudziesta trzecia. Cały dzień jeździliśmy po okolicy, szukając lokacji do zdjęć. Uznajemy, że to, co napisaliśmy, jest słabe. Zrezygnowani postanawiamy obejrzeć jakieś giallo. W sali kinowej uruchamiamy projekcję. Okazuje się, że na tle innych, nasze giallo wypada całkiem dobrze. 

A co, jeśli okaże się, że praktyka grupy zadziała? Kto będzie miał prawo do nazwy Grupa Sud? Pole wspólnoty to nie tylko praca, ale i efekt. Jeśli nie ma reżysera, a w jego miejscu pojawia się proces demokratyczny, to kto ma prawo do marki?

Co się stanie, gdy pięciu z ośmiu członków zespołu zdecyduje się na realizację kolejnego działania samodzielnie? Mogą używać wspólnej nazwy?

Słowo własność nabiera bardzo wymiernego znaczenia. 

News z Polski: Macierewicz triumfuje, że uziemiono drona latającego po śródmieściu Warszawy w czasie szczytu NATO. Po chwili okazuje się, że był to dron policji albo innych służb podległych Macierewiczowi. 

XI

Niewidoma Sophia wiedząc, że ma zginąć, wpada na pomysł: na miejsce planowanej zbrodni wyśle swoją siostrę. Zaprasza ją do swojego pokoju i przed lustrem ubiera ją w swoją sukienkę. Role się odwracają: po raz pierwszy niewidoma ubiera swoją opiekunkę. Daje też jej swoje buty na obcasie. Potem wysyła ją do kina. Sama też tam rusza. Sophia staje się niewidomym świadkiem. Kiedy jej siostra pojawia się na tarasie, Paolo widzi kobietę, która do złudzenia przypomina niewidomą dziewczynę. Jest ciemno. Spycha ją, ale w ostatniej chwili widzi, co zrobił; zrzucił swoją ukochaną. – Gina! – krzyczy. - Gina! 

Scuro d'estste w procesie / fot. grupa SUD„Scuro d'estate” w procesie / fot. grupa SUD

Rejestrujemy relacje naszych świadków w podziemiach kina: w małym pomieszczeniu, w którym akustyka jest najlepsza, z wodą stojąca na podłodze. Sadzamy aktorów na krześle, czytają. 

Aktorka Maristella na co dzień pracuje w ośrodku dla uchodźców. Jest mediatorem. Jedziemy tam. Biały budynek, w środku białe ściany, biała podłoga, białe krzesła i stoły. Na ścianie telewizor plazmowy. Ludzie z Afryki siedzą, patrzą w telewizor, bawią się telefonami. Czekają. Przy drodze do Nicotera Marina dziewczyny z innego ośrodka oddają się za dwadzieścia euro.    

We Francji biała ciężarówka rozjeżdża ludzi zebranych na promenadzie. 

XII 

Ustalamy, że spektakl rozpoczniemy od końca filmu: kiedy wejdą widzowie, zobaczą lecące napisy jednego z filmów Dario Argento.

Dwa dni spędzamy na próbach z aktorami. Dochodzi do wyczekiwanej konfrontacji. Poszło o ruch sceniczny. Przez cały wieczór dwóch członków ekipy robi sobie pranie mózgu. Trochę liczymy na bójkę, ale nic z tego.

Są słabi w tej walce. Deklarowali zarzuty podniesionym głosem, nikt im nie przerywał, ale właściwie nie walczyli o swoje. Nie było agresji, jaka objawiłaby się, gdyby zakwestionowane zostały fragmenty rzeczywistej własności. W związku z tym, że nic do nikogo nie należy, nikt nie upiera się przy swoim. Być może jest to kwestia czasu: okres na produkcję zdarzenia jest jednak krótki, nikt nie zdążył związać się ze swoją koncepcją. Brakuje własności. Czegoś, za co chciałoby się zabijać.

Silnik ego nie odpala, bo wyczuwa, że nie będzie beneficjentem: owoce nie będą należeć do niego. 

Przychodzi ulewa, która zalewa kino. Część materacy moknie. Ciężkie od wody pękają i na ziemię wysypują się mokre włosy. Peppe zbiera je i odkłada w jedno miejsce, mówiąc „coś się z tego jeszcze zrobi”. 

XIII

W dniu premiery zaproszeni goście schodzą się przez półtorej godziny, choć zaznaczyliśmy za namową włoskich przyjaciół, żeby na zaproszeniach wyraźnie wskazać godzinę rozpoczęcia i dodatkowo: godzinę, o której mają się pojawić. Schodzą po szerokich marmurowych schodach, witają się, ściskają. Nikt na nas nie zwraca uwagi. Kobiety w kuchni przez czterdzieści minut przygotowują poncz, mężczyźni palą papierosy na tarasie. Robi się rodzinnie. Ktoś przyniósł pizzę domowej roboty. Pizza jest z kawałkami parówek. To prawdopodobnie najbardziej domowa pizza, jaką można sobie wyobrazić. Bankiet, który miał odbyć się po premierze, odbywa się przed premierą. Rozpoczynamy półtorej godziny później. Widzowie zajmują miejsca, stare fotele trzeszczą, na ekranie lecą napisy końcowe z muzyką Morricone. Potem gasną światła. Cinema Mele ożywa. 

XIV

Kooperatywa nie ma ego. Mają je składowe podmioty, ale kiedy na ich drodze staje obowiązek wspólnotowości, ego chce przetrwać. Sophia, niewidoma dziewczyna, żeby przetrwać, wysyła na miejsce zabójstwa jedynie swój kształt: sukienka i buty symbolicznie obrazują udział, ale Sophia ratuje się, pozostając nieobecną.

Utopijne wymierzenie sobie zadania budowania wspólnej narracji działa. Wspólna narracja brzmi: nikt nie chce ponieść indywidualnej porażki.

Ale ostatecznie mamy jej poczucie. Trudno powiedzieć, czy słusznie: jeśli nie było reżysera, a więc określonego celu, to kto może to osądzić? Nasza bohaterka, Sophia, jedzie do Włoch i „doświadcza” gatunku. Po prostu. Nie chodzi przecież o cel, a o proces. 

Następnego dnia wsiadamy w busa i jedziemy na południe. Gramy w piłkę na plaży. Wulkan Stromboli z tego punktu wybrzeża wydaje się jeszcze większy. Potem wracamy do kina i demontujemy ekrany, wnosimy na miejsce wykręcone fotele. Na granicy włosko-austriacko-słoweńskiej zatrzymujemy się w małej wsi. Trafiamy na pięciolecie lokalnej knajpy. Włosi grają przygraniczny turbofolk na trąbkach i puzonach. Dwie pary tańczą na ulicy, ze sceny muzycy pozdrawiają nas, krzycząc: guten morgen, zdrastwujtie.

Droga powrotna do Polski wydaje się o wiele dłuższa. Nie gramy nawet w kalambury. Ustalamy, że najlepszym, jaki wymyśliliśmy, był ten z tłumikiem: „Kręcona końcówka, która katalizuje krzyk karabinu”.

Trup, brak świadków, zamknięcie sprawy.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).