Jeszcze 2 minuty czytania

Łukasz Gorczyca

STAN WODY: Krzywy domek

Łukasz Gorczyca

Łukasz Gorczyca

Krzywy Domek to budynek ikoniczny. Na jego widok telefon sam otwiera się w kieszeni. Pomyślany jako lokalny dziwoląg stanowi ostatnie natchnienie podupadającego przemysłu pocztówkarskiego i darmową rozrywkę dla turystycznego tsunami osuwającego się w dół Monciaka

Na pierwszy rzut oka zdaje się, że nie ma nic prostszego niż Krzywy Domek. Już od ponad dekady sopocki deptak ozdabia rubaszny, architektoniczny żart – atektonicznie powyginana fasada pasażu biurowo-handlowo-usługowego. To perła w koronie wakacyjnego humoru polskich kurortów. Swoją skalą i ekspozycją bije na głowę wszelkie Domy do góry nogami wystawiane seryjnie od Władysławowa po Zakopane. Krzywy Domek stał się szybko poważnie traktowaną atrakcją krajoznawczą, wyznaczając przy okazji nowy kierunek architektonicznego rozwoju miasta – scenograficzny i fasadowy, będący mieszanką postmodernistycznej malowniczości i fantazji o luksusie i przepychu, a przy tym dosyć luźno związany z zastaną, historyczną tkanką miasta.

Przyznać trzeba, że Krzywy Domek to budynek na swój sposób ikoniczny. Na jego widok telefon sam otwiera się w kieszeni. Z premedytacją pomyślany jako lokalny dziwoląg stanowi ostatnie natchnienie podupadającego przemysłu pocztówkarskiego i darmową rozrywkę dla turystycznego tsunami osuwającego się w dół popularnego Monciaka.

Inwestorska legenda głosi, że inspiracją dla projektantów były – poza oczywistymi marketingowo skojarzeniami z twórczością Gaudiego – rysunki Jana Marcina Szancera. Ten klasyk polskiej ilustracji książkowej mi osobiście utkwił w świadomości jako autor przerafinowanej i staroświeckiej w duchu oprawy wizualnej „Akademii Pana Kleksa”, zanim jeszcze tekst Brzechwy doczekał się równie pamiętnej ekranizacji. Układa się to w całość – Krzywy Domek z powodzeniem mógłby dziś służyć za siedzibę kontrowersyjnej uczelni dla młodych chłopców prowadzonej przez ekscentrycznego Pana Kleksa. Wizja inwestora była tylko nieco mniej radykalna. Na stronie internetowej Domku mowa jest o tym, że miały i mają tu swoje biura „największe polskie i światowe spółki, działające na różnych segmentach rynku – od finansowego, zdrowia, po rynek mediów”. Prawda leży gdzieś po środku. Najbardziej godne uwagi punkty handlowo-usługowe wewnątrz Krzywego Domku to obecnie salon z rzemieślniczymi serami, najmniejsza i najlepsza w mieście księgarnia oraz Kardamon – butik z odzieżą orientalną – w sumie zupełnie nieźle jak na miejsce typowo – dosłownie i w przenośni – fasadowe, w dodatku, tak jak cytowana strona www, najlepsze lata mające zdecydowanie za sobą.

Skąd więc pomysł, żeby dziś jeszcze poświęcać uwagę tej paradoksalnej kreacji? Otóż – zaryzykuję tezę – dopiero teraz Krzywy Domek, cokolwiek spatynowany jak zbyt szybko starzejący się żart, staje się interesujący. Utracił już bowiem szczęśliwie status dzieła współczesnego, a zamiast kontrowersji oferuje frapującą treść dla badaczy polskiej transformacji. Wydaje się wręcz, że mamy tu do czynienia z obiektem, którego fotografia winna zdobić okładkę  pierwszego tomu „Katalogu zabytków polskiej transformacji” – jak tylko polska humanistyka i środowisko zabytkoznawcze dojrzeją do opracowania tego jakże wyczekiwanego dzieła. Jak w nomen omen krzywym zwierciadle skupiają się w tej budowli charakterystyczne fantazje i kulturowe nadużycia heroicznego okresu III RP. Idea niczym nieskrępowanej wolności osobistej i ekonomicznej, kreatywnej siły pieniądza i burzycielska ambicja wymyślania nowego zamiast naprawy starego. To wszystko zredagowane w przystępny, ilustracyjny sposób. Z fasady Krzywego Domku można więc czytać jak z otwartej księgi – jest to zarazem kolejny tom eposu o ułańskiej fantazji, jak i cyniczny podręcznik do marketingu, bo przecież chodzi o obiekt całkowicie komercyjny. W wyuzdane formy Krzywego Domku – wielu architektów uzna z pewnością jego istnienie za przejaw czystej pornografii – wrysowane jest wszakże coś jeszcze, co stawia sopockie cudo w awangardzie społecznej zmiany.

Krytyk sztuki Jakub Banasiak ukuł dekadę temu chwytliwe hasło „zmęczenia rzeczywistością”. Inspiracją doń była twórczość grupy współczesnych malarzy młodego pokolenia, którzy w swoich obrazach – co nieco niespodziewanie, ale i zajmująco – eksplorowali motywy i formy nadrealistyczne. Ale dla Banasiaka ten widoczny zwrot w konwencjach malarskich był czymś więcej, niemalże pokoleniowym manifestem, opisującym nowy sposób myślenia, zdystansowany do spraw życia codziennego, bieżących tematów społecznych i politycznych. Nagły powrót surrealizmu zdawał się być oznaką swoiście pojętego dobrobytu, w którym jest wreszcie miejsce na czystą kreację, fantazję czy podszyte zmysłowością pikantne występki. Być może jednak owo zdefiniowane przez Banasiaka artystyczne zmęczenie rzeczywistością ma w sobie znacznie większy potencjał interpretacyjny niźli jedynie opis efemerycznego zjawiska w łonie sztuki najnowszej. Oto bowiem nie tylko grono wyemancypowanych i na swój sposób dekadenckich artystów, ale znaczna część polskiego społeczeństwa zdradza od dłuższego czasu objawy zmęczenia rzeczywistością. Milczący głos oddawany konsekwentnie we wszystkich kolejnych wyborach przez niemal połowę uprawnionych do głosowania zdaje się to potwierdzać. Rzeczywistość jest bowiem męcząca i nudna, Krzywy Domek – zabawny i anarchiczny. Epatuje dumą ze stworzenia czegoś odbiegającego od normy, a zarazem utwierdza w przekonaniu o naszej wyjątkowości – jak głosi umieszczona na elewacji tablica: „Pierwsze miejsce w światowym rankingu najdziwniejszych budowli”. Transformacyjne zmęczenie rzeczywistością – a więc samą transformacją – znajduje tu swoje materialne ucieleśnienie. Oto pomnik zapomnienia, w którego kształty wpisana jest wszechstronnie rozumiana wolność: jako obywatelskie prawo do wolnej decyzji, ekonomiczny liberalizm i wolność czy też dowolność artystyczna. A co za tym idzie – prawo do odmowy udziału w wyborach, prawo do fantazji i prawo do złej architektury. Zarazem libacja i nieodrodnie towarzyszący jest kac.

Tak się zresztą składa, że w Sopocie, w bezpośredniej bliskości Krzywego Domku znajduje się więcej ekstrawaganckich form artystycznych. Bogactwo, które niczym świeża bałtycka bryza spływa tu z tłumami zamożnych turystów, stwarza dobre warunki do realizacji mniej lub bardziej ekskluzywnych zachcianek tego typu. Dwa kroki w dół od Domku można więc potknąć się o odlanego z brązu szpiczastego dziobaka autorstwa Adama Myjaka, wieloletniego rektora warszawskiej ASP. W podwórzu jednego z nowych apartamentowców prężą się dumnie „Trzy gracje” Krzysztofa M. Bednarskiego, a po plaży od kilku lat przemieszcza się dedykowana Romanowi Polańskiemu drewniana szafa według projektu Pawła Althamera. Sztuka, również ta wysoka, sprowadzona do poziomu morza, poddawana jest tu bezlitosnej weryfikacji.

Zmęczony rzeczywistością Krzywy Domek ma w sobie wszakże również niepokojący rys. Najtrafniej wyraził to mimowolnie podsłuchany młody turysta, który wchodząc do jego wnętrza, z rozbrajającą szczerością i smutkiem w głosie stwierdził:

– Krzywy Domek, a wewnątrz – zwyczajny!

Zmęczenie bowiem często i niepostrzeżenie przeradza się w rozczarowanie. Strach myśleć, co z niego da się zbudować.