PIĘKNA PORAŻKA:  Zamiast fin de siècle'u
rys. Krysthopher Woods / Flicke CC

PIĘKNA PORAŻKA:
Zamiast fin de siècle'u

Agnieszka Mirahina

Epitafium, sposób opowiadania o klęskach. Językowy nagrobek. Jedno tylko zdanie, które wyczerpuje opowiadającego. Jak słynnego maratończyka, który dostarczywszy wiadomość do Aten o zbliżających się Persach, pada martwy

Jeszcze 2 minuty czytania

„Święto wiosny”, to tour de force modernizmu, miało swoją premierę w maju 1913 roku. Niemal sto lat później nawiązał do niego Andrzej Sosnowski w „Zabawach wiosennych”. Jego ostatnia książka, „Sylwetki i cienie”, idzie dalej, biorąc na warsztat także fin de siècle, a więc drugi z uniwersalnych francuskich kluczy. Czy mógłby ich użyć Paul de Man w niebie, czyli w zamykającej „Sylwetki” prozie, żeby „zniweczyć Panu Behemota, wydobywając  kości jako rury miedziane, żebra jako żelazne drągi”?

Paul de Man jeszcze do niedawna majstrujący na ziemi – gdzie słodko brzmiące dni majowe, kiedy „Pan pokazuje nam Behemota”, mają swoją drugą, mroczną i okrutną stronę. To dni majańskie – gdy los się odwraca, karta już nie idzie w grze, gwiazda gaśnie, a „Behemot pokazuje nam Pana”. To spadające klęski, gdy „kończy się czas” – a nawet fiasko wielkich idei, jak w „Seansie po historiach” Sosnowskiego:

Kulminacje górne, kulminacje dolne,
pęd przywidzeń po mglistej katastrofie
i wciąż na okrągło pod witrażami nazw
wieczny powrót słyszeń tego co zawsze

Majańskie – bo też dość upiornie wieszczono nam koniec „jakimś kalendarzem”. Zgodnie z którym nasze dni zostały policzone, do tego na nasz rachunek. Masa upadłościowa („niebo”) miała spaść nam na głowy i do akcji miał wkroczyć tajemniczy Syndyk. Miał być fin de siècle – ale fin de siècle kończy tour de force. I tak zawsze. Ponieważ tour de force to określenie używane tak samo w stosunku do literatury, jak i do baletu, myślę teraz o stylu Gorgiasza, poemacie Sosnowskiego, Diagilewie, a nawet stylach Nietzschego. To zjazd na autostradę i zjazd serpentyną, wiraż i miraż i światła mijania. Zawrotny etap, siła, wzrost, gorączka, wizja oraz ruch. Co kieruje w tour de force? Naturalnie instynkt, który jest „zmysłem przyszłości”.

Baletowe tour de force to bardzo Derridiańska stalówka – jak w warszawskiej gwarze ulicznej, gdzie „pióro” znaczy „nóż” i słusznie, bo w obliczu katastrofy piórem gęsim pisać nie sposób. Jej doświadczenie zbliża do rzeczywistości, a jej narzędziem jest ludzkie ciało w jedynej ze swoich „nośnych” form – jako język. Zresztą już Gorgiasz w „Pochwale Heleny” użył greckiego sóma właśnie tak – pojęcie „ciała” zawężając w „język”. Jakby to język uwalniał ludzkie ciało, pozwalając mu przepaść.

To przepaść, nad którą warto się zatrzymać – jak nad każdym przydrożnym (językowym) nagrobkiem. To epitafium, sposób opowiadania o klęskach. Językowy nagrobek, krótka, żołnierska forma, wyczerpująca odpowiedź. Może to być jedno tylko zdanie, ale takie, które wyczerpuje nawet samego odpowiadającego. Jak słynnego maratończyka Filippidesa – który pokonawszy dystans 42 km i dostarczywszy wiadomość do Aten o zbliżających się Persach, po prostu pada martwy. Zbierające się nad głową chmury, ręce składane do modlitwy i temu podobne – od wieków puentowane w epigramatach, epitafiach, aforyzmach. Puentowane „na chwilę przed końcem” i tym sprytnym sposobem przekraczające swój deadline, przerastające człowieka – aby otaczać nimbem i konserwować straty. Nawet dziś te słodko brzmiące słowa pisane z nożem w zębach lub na gardle chwytają za serce jak za ożydle. Popatrzmy na słynny epigram Symonidesa z Keos:

ὦ ξεῖν', ἀγγέλλειν Λακεδαιμονίοις ὅτι τῇδε κείμεθα τοῖς κείνων ῥήμασι πειθόμενοι

Słowa te, umieszczone na grobie Leonidasa padłego w bitwie pod Termopilami, w najładniejszym ze znanych mi tłumaczeń brzmią: „Przechodniu idź i powiedz Sparcie, że tu leżymy podlegli jej prawom” i noszą oczywiście ten sam zacięty charakter, co polskie –

przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, ukręcimy świni ryj.

Zacięty aż do krwi charakter krótkiej formy to przysłowiowa brzytwa i deska ratunku, ostatnie słowo, papieros, życzenie skazańca. Fragmentaryczne i zwięzłe, sentencjonalne i esencjonalne, dramatyzujące i teatralizowane. Aforystyczny styl Nietzschego powodowany był w dużej mierze chorobą oczu i niemożnością pracowania bez przerw. Fizyczne dolegliwości oraz spartańskie warunki, jakie sobie narzucił, z „drakońskich” ewoluowały w „dragońskie”. A więc tak samo jak Diagilew, który „metodą napoleońskich dragonad łupił świat sztuki” lub Dali w uciskających stopy lakierkach:

Aby napisać to, co następuje, używam po raz pierwszy la­kierków, w których nigdy nie mogłem zbyt długo chodzić, po­nieważ są okropnie ciasne. Wkładam je zazwyczaj tuż przed rozpoczęciem prelekcji. Bolesny ucisk, jaki wywierają na sto­py, potęguje do granic możliwości moje zdolności oratorskie. Ten wyszukany a przenikliwy ból sprawia, że śpiewam jak sło­wik albo któryś z pieśniarzy neapolitańskich, co to również no­szą przyciasne trzewiki. Nieokiełznana fizyczna żądza tudzież straszliwe tortury, jakie zadają mi lakierki, zmuszają mnie do tego, bym w skondensowanej formie ujawniał boskie prawdy, głosząc je wszem i wobec, nękany ogromem cierpienia swych udręczonych stóp.

I do baletu jeden krok – jak u Nietzschego, ten sam performatywno-retoryczny charakter. Grecy Nietzschego wymyślili pojęcie stopy, jeszcze nie „udręczonej”, ale już „metrycznej”, stopy dla muzyki i poezji, już na wstępie narzucając okrutny rytm i jego „wybijanie” – diabelską butę i żołnierską nutę. Nietzsche, znany piechur, zalecał nawet, by „nie ufać żadnej myśli, w której nie świętują także mięśnie”. A jednak poza rekreacyjno-majowym znaczeniem nosi to swoje piętno majańskie. Czy nie mówi się o torturach – że oprawcy oprawianemu „rozwiązują język”? W efekcie takiego rozwiązywania z języka robi się „jęk”, oprawiany nieszczęśnik „śpiewa” lub „drze się”, może nawet „jak papier” – a jeśli drze się jak papier to właściwie już „milczy”. Przynajmniej tak to musi wyglądać z punktu widzenia dekonstrukcji – składu, łamania, oprawy i druku.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.