Reżyser Jan Hřebejk musi swoich bohaterów bardzo lubić, bo któż inny wytrzymałby z taką galerią dziwaków, niestałych w uczuciach i koniunkturalnych w poglądach, żałosnych i małych tyranów, śmiesznych idealistów. Powołani do ekranowego życia, w pewnym sensie więc odarci z prywatności, pędzą swoje małe egzystencje w swych małych mieszkankach, kręcą się w kieracie codziennych zajęć, kochają i kłócą.
„Czeski błąd”, reż. Jan Hřebejk.
Czechy 2009, w kinach od 3 września 2010Dobrze to wszystko reżyser obmyśla, chytrze rozmieszcza przeszkody, plącze ścieżki udatnie, każąc zamieszkać w tym samym domu komuniście i opozycjoniście („Pod jednym dachem”), ustawiając naprzeciw siebie niepokornego artystę i konformistę („Pupendo”), wrzucając w życie młodej, choć zmęczonej, matki oraz żony toskańskiego księcia z bajki („Piękność w opałach”) czy wystawiając na próbę charakter pewnego Józefa, męża Marii („Musimy sobie pomagać”)…
Czeski reżyser wraz ze swoim, jak to sam określa – „partnerem do ping ponga” – stałym współpracownikiem, scenarzystą Petrem Jarchovskim, lubi zaskakiwać swoich bohaterów i obserwować, jak dają sobie radę we wzajemnych stosunkach, wobec życiowych i moralnych wyborów, jak gną się kuszeni przez los i wystawiani na próbę. Jego filmowe laboratorium przypomina czasem Švankmajerowski gabinet absurdu, gdzie codzienność bywa nieprzewidywalna i bawi się ludzkim losem, serwując raz karę, innym razem nagrodę lub ratunek w ostatniej chwili. Świat Hřebejka wedle sprawdzonych wzorców czeskiego kina miesza dramat i komedię, intymność i rubaszny humor, potępienie i współczucie. Teatr ludzkich namiętności przyćmiewa wielką Historię, która przetacza się gdzieś w tle, budząc tylko czasem swoich aktorów z nostalgicznego, pogodnego snu („Pod jednym dachem”) to znów wywracając ich życie do góry nogami, lecz nie na tyle, by grunt usunął im się spod nóg („Musimy sobie pomagać”).
Mieszkańcy filmowego świata autora „Niedźwiadka” to nie odważni, nieugięci wojownicy, przeciwnie – to często ludzie przeciętni, bywa że dość mali duchem a nawet nikczemni, którzy potrafią jednak czasem zdobyć się na coś dobrego. Cóż, że nierzadko zdobywają się na taki gest ze strachu, z poczucia samotności, z egoizmu, czy z potrzeby sprostania społecznym konwenansom… Dobro i szlachetność nigdy też nie występują same, zwykle reżyser wiąże je z rozczarowaniem i cierpieniem.
„Czeski błąd”, reż. Jan HřebejkWszyscy oni często mają trudności z rozpoznaniem – jak to dosadnie przedstawia twórca w swoim najnowszym filmie „Czeski błąd”– „granicy między pójściem z kurwą na kawę a do pokoju”, lecz w jakiś sposób zawsze mogą liczyć na drugą szansę. Reżyser nikogo nie strąca w czeluście potępienia, nikomu też nie pozwala zatriumfować. Warto przypomnieć sobie scenkę z „Pod jednym dachem”, w której „towarzysz nauczyciel” zostaje „towarzyszem dyrektorem”, lecz jakiż to awans życiowy skoro parę scen wcześniej widzieliśmy go w całej krasie w roli żałosnego zalotnika „towarzyszki nauczycielki”, już nam zatem nie zaimponuje... Irytująco niedojrzały do roli ojca i męża bohater „Do Czech razy sztuka” wydaje się nam jakoś sympatyczny mimo wszystko (a może zwyczajnie jest nam go żal), podobnie jak złodziejaszek i prymityw Jarda z „Piękności w opałach”, któremu reżyser zostawia jednak cień szansy na szczęście.
„Do Czech razy sztuka”, reż. Jan HřebejkMężczyźni u Hřebejka wydają się dziecinni, w większości zawodzą, okazują się żałosnymi małymi kreaturkami, śmiesznymi oszustami prowadzącymi karkołomne podwójne życie. Kobiety zdają się ponosić lwią część kosztów męskiej niedojrzałości jako matki i żony zmagające się ze skomplikowaną codziennością, lecz w gruncie rzeczy ogarniają jakoś ten cały bałagan. Na rozpadzie związku traci zwykle mężczyzna, to on jest największym przegranym (nie inaczej jest w najnowszym filmie Hřebejka), za swoje błędy płacąc zagubieniem i samotnością. Kobiety jakoś sobie radzą, a może raczej – muszą sobie poradzić, wyjść szybko na prostą, być odpowiedzialnymi za swoje (nowe) życie, za dzieci...
Bogactwo relacji międzyludzkich, któremu z zamiłowaniem przygląda się Hřebejk, często rozgrywane jest w kontekście pokoleniowym i rodzinnym, co czyni czeski teatr nieufności z trupem w każdej szafie odpowiednio absurdalnym i niestety, przy kompresach z ciepłego żartu, jednak dotkliwym. Dom, miejsce, które wydaje się najbezpieczniejsze, stać się może w każdej chwili polem bitwy, poprzecinanym siecią okopów. Film „Pod jednym dachem” funkcjonuje również pod innym polskim tytułem – „Pielesze”, kino Hřebejka proponuje zawsze taki punkt widzenia – pieleszy, domu, rodzinnego stołu. To perspektywa bardzo zwyczajna, ale przecież jakby najważniejsza.
„Niedźwiadek”, reż. Jan HřebejkReżyser nie dopuszcza, by rzeczywistość zastygła w dogmatach, by stała się zbyt jednoznaczna. Stąd tak częste otwarte zakończenia, niejasne motywy, postawy moralnie dwuznaczne. Piękne kłamstwa i brzydkie prawdy idące pod rękę. Hřebejk bardzo często konstruuje swoje filmy na opozycjach, można by rzec, symetrycznie, rozgrywa problemy i konflikty niejako na osi między uprzednio zaznaczonymi skrajnościami, między bohaterstwem a tchórzliwą kolaboracją, między zdradą a zaufaniem, miłością i nienawiścią, krzywdą i czynionym dobrem. Jedno z najważniejszych pytań, które zadają sobie bohaterowie filmów Hřebejka (powraca też ono w obrazie najnowszym) dotyczy miłości. Jedna z bohaterek „Czeskiego błędu” mówi: „w obliczu miłości reszta jest nieważna”. Czy miłość wszystko usprawiedliwia? Gdzie przebiega granica wstydu, kiedy niemożliwe staje się zaufanie i wybaczenie? Czy chodzi tylko o usprawiedliwienie małości, o fałszywe pocieszenie dla przegranych? Zarzuty o skłonność do nadmiernej dobroci, podwójną moralność, które pojawiają się przy ocenie filmów reżysera, a które być może zabrzmią znów przy okazji najnowszej premiery, można podać w wątpliwość pytaniem: Czy nie jest jednak tak, że choć raz w życiu każdy jest Czechem z kina Hřebejka? Czy bohaterowie, ogarnięci wątpliwościami, tchórze, błądzący i omylni nie są bliżsi prawdziwemu życiu, któremu ciężko dorównać do ideału? Myślę, że polskiemu widzowi wychowanemu na szarościach „Eroiki” Munka i „kina moralnego niepokoju” wieloznaczny świat ambiwalentnych postaw z punktu widzenia czeskich pieleszy nie powinien wydać się szczególnie obcy.