„Przemyślny szlachcic Don Kichot z Manczy” to nie była książka mojego dzieciństwa, nie znałam jej na pamięć jak Gustaw Flaubert czy Claude Lévi-Strauss, nie płakałam przy niej jak Miguel Unamuno, Cyprian K. Norwid czy Heinrich Heine, nie oburzałam się na pikarejskie poczucie humoru jak Abraham B. Yehoshua. Być może dlatego późna, dorosła lektura powieści Miguela de Cervantesa była głębokim wstrząsem. Może ktoś powiedzieć – nie bez racji – że chodzi tu nie o życiową zmianę perspektywy, ale raczej o dość zwyczajne zaskoczenie, jakie niesie za sobą przejście ze sfery mitu do książki. W utrwalonym wizerunku błędnego rycerza zatarły się bowiemostre kontury, niewygodne szczegóły, a donkichotyzm stał się po prostu walką z wiatrakami. Diabeł rzeczywiście zdaje się tkwić w szczegółach, bo nieskuteczność działania nie jest tym samym co jego szkodliwość. Możliwe, że lepiej zorientowani wiedzieli o diabelskim obliczu Don Kichota, o skutkach przygód, które realizował wiedziony kodeksem błędnego rycerstwa. Ja nie wiedziałam i bliższa mi była myśl, że „obłędny wędrowny rycerz jest najbardziej etyczną istotą w świecie”, jak pisał w 1860 roku Iwan Turgieniew w „Hamlecie i Don Kichocie”.
Andreas Achenbach „Don Kichot i Sancho Pansa”, 1850
Ze zdumieniem odkrywał, że „Don Kichot” to „księga krwawa i okrutna”, Vladimir Nabokow, który skrupulatnie opisał Cervantesowe laboratorium zła w swych „Wykładach o Don Kichocie”. Odnotował przypadki wybitych zębów, przetrąconych barków, zmiażdżonych palców, obdarcia do naga etc. Nabokow nie mógł zrozumieć jak donkichotyzm miał oznaczać „wzruszający idealizm”, nie zaś „stan halucynacji” czy „samodur”. Postanowił odrzeć powieść z sentymentalizujących, romantycznych interpretacji, wszedł jednak w rolę księgowego, którego mniej interesuje fenomen i przyczyny zła rozpętanego przez Don Kichota, a bardziej detaliczne opisy i ilość zadanych razów.
Dlaczego uważne śledzenie urzeczywistniania szlachetnej idei błędnego rycerstwa wprawia czytelnika w etyczną konsternację? Na czym polega błąd Don Kichota? Dlaczego zamiast pomagać szkodzi, zamiast naprawiać wszystko psuje, dlaczego zamiast śmieszyć budzi obawę, a nawet przeraża?
rys. surdabsOpiszmy przebieg i konsekwencje zaledwie dwóch spośród licznych przygód Don Kichota, w tym arcyważnej, często komentowanej, przygody z parobkiem Jędrkiem. Rycerz, widząc chłopa, który chłoszcze przywiązanego do drzewa parobka, nakazuje mu uwolnienie bitego i wypłacanie zaległej należności. Chłop nie ma wyjścia, ulega żądaniu. Po jakimś czasie błędny rycerz znów spotyka parobka, zamiast podziękowania spotykają go wyzwiska. Z powodu Don Kichota gospodarz tak go wychłostał, że został „jak św. Bartłomiej ze skóry obdarty”, „dotąd leczył się w szpitalu z ran zadanych” i „będzie do niczego na całe życie”. Finał sprawy „był zgoła odwrotny, niż wasza miłość sobie wyobraża”: pieniądze nie tylko nie zostały wypłacone, ale rozwścieczony interwencją żałosnego rycerza chłop wymierzył karę podwójnie. Parobek przeklina Don Kichota w słowach: „Na miłość boską, panie rycerzu błędny, jeśli mię kiedy jeszcze spotkacie, to choćbyście widzieli, że mię ćwiartują na kawałki, nie pomagajcie mi ani nie brońcie, ale pozostawcie mej niedoli – nie będzie gorsza od tej, jaką by pomoc waszej miłości przyniosła. A was niech Bóg przeklnie wraz z wszystkimi rycerzami błędnymi, jacy na świecie istnieli”. Spodziewając się kolejnej kary, parobek ucieka, nie znamy więc odpowiedzi rycerza. Don Kichot jako wybawca nieszczęśników, wdów i sierot zaczyna przerażać. Czy taką okrutną w skutkach przygodę miał na myśli Pascal Quignard, gdy w „Błędnych cieniach” pisał „Strzeżcie się błędnych rycerzy! Szukają przygody; pociąga ich nieszczęście”? Nie tak łatwo i lekko będzie nam mówić o donkichotowskim myleniu fantazji z rzeczywistością i wyruszeniu na ziemie La Manczy w poszukiwaniu przygód, gdy pomyślimy o wychłostanym do krwi parobku Jędrku. Czy można bagatelizować problem mówiąc, że to parodia, pikareska, średniowieczne poczucie humoru, które bawić miało niecnego czytelnika?
Reakcję rycerza na obwinianie go za cudze nieszczęście poznać można w nocnej przygodzie z żałobnikami, którzy w wielkim pośpiechu nieśli na marach do Segowii ciało zmarłego. Don Kichot „uczuł się wielce dotknięty”, że nie odpowiedziano na pytanie o cel podróży. Zaatakował żałobników, a że Ci pomyśleli, iż to sam diabeł przyszedł po duszę zmarłego, mógł „prać ich swobodnie”. Po jatce zadowolony z siebie rycerz przedstawia się nieznajomym, by poznali jego imię i profesję – prostowanie błędów i naprawianie krzywd na świecie. Reakcja jest identyczna: „Nie wiem, jakie to może być prostowanie błędów – rzekł bakałarz – kiedy mnie z prostego zrobiliście krzywym, zostawiając mię ze złamaną nogą, która już prosta nie będzie przez wszystkie dni mego żywota; zaś tak we mnie krzywdę naprawiliście, że skrzywdziliście mię, iż już na całe życie krzywym zostanę, było to wielkie nieszczęście dla mnie, żem was spotkał, którzy błądzicie, szukając przygód”.
Co dzieje się z Don Kichotem, gdy zostaje skonfrontowany ze skutkami własnych czynów? Właściwie nic. Nie czuje się odpowiedzialny, usprawiedliwia swoje czyny działaniem podług rycerskiej religii, a co gorsza nie odczuwa zwątpienia w swoją misję niesienia pomocy („postąpiłem wobec nich, jak mi moja religia nakazuje, a poza tym niech się dzieje co chce (…) a komu się to nie podoba powiem, że niewiele zna się na sprawach rycerstwa i że kłamie jak sukinsyn i cham, i dowiodę mu tego mieczem”). Jak to zatem możliwe, że błędny rycerz budzi współczucie, które należy się raczej jego ofiarom? Dlaczego Don Kichot uchodzi powszechnie za niegroźnego, refleksyjnego, dobrotliwego poczciwca?
Pytanie to zadane jest nieco bałamutnie, bowiem nawet w sferze odpornego na intelektualne mody sferze mitu Don Kichota zachodzą obserwowalne zmiany i przeobrażenia. Wyraźniejsze, a na pewno łatwiej uchwytne niż w sferze kultury, są we współczesnej refleksji humanistycznej, eseistyce, literaturze ostatniego półwiecza, w której następuje proces de-infantylizacji wizerunku rycerza i w której ponownie, choć już z innych niż oświeceniowe pobudek, formułuje się krytyczne sądy o Don Kichocie, odsłaniając uwikłanie szaleństwa donkichotyzmu w zło. Zło to rezultat tytułowego błędu Don Kichota, spowinowacone jest z tragicznością, rozumianą nie na sposób romantyczny jako niemożliwość wyboru między dwiema wartościami, ale jako sytuacja dążenia jednostki do zrealizowania określonej wartości, podczas gdy podjęte przez nią działania prowadzą do jej podważenia.
Wydaje się, że to II Wojna Światowa spowodowała pęknięcie w ciągłości rozwoju mitu Don Kichota, które wpływa na zmianę postrzegania Rycerza Smętnego Oblicza. Transformację wizerunku rycerza należy łączyć z dwudziestowiecznym doświadczeniem dwóch totalitaryzmów: narodowego socjalizmu i komunizmu. Odkryliśmy niebezpieczeństwo idealizmu, łatwo przechodzącego w ideologię, niebezpieczeństwo maniakalnego realizowania jakiejś wartości przez jednostkę, które – posługując się koncepcją Nicolaia Hartmanna – nazwać można fanatyzmem czy „tyranią wartości”. Symptomatyczne, że właśnie niedawno donkichotem został przez Joannę Tokarską-Bakir nazwany esesman Maksymilian Aue, bohater głośnej powieści „Łaskawe”, sporządzono też przerażający poczet caballeros de la locura – „Rycerzy Szaleństwa” IV RP, Don Kichotów „ze znakiem minus”. Jego autor, Piotr Sawicki, ostrzega przed Don Kichotami z obłędem, paranoją wypisaną na twarzy, którzy stali się „ku zdumieniu Europy polską specjalnością”, a którzy, przekonani o własnym dobru, charakteryzują się niepohamowanym pragnieniem naprawiania świata, państwa i jego organów oraz głoszeniem „jedynie słusznej prawdy”. „I tylko Polski, tylko Polski szkoda!” – słowami Aleksandra Smolara („Radykałowie u władzy II”) podsumować można złowrogi wizerunek Smętnego Rycerza z publicystyki czasu rządów Prawa i Sprawiedliwości. Jednak nie tylko skrajne przypadki – nazistowskich czy prawicowych Don Kichotów – mają tu znaczenie. Problem jest poważniejszy, bo powszechniejszy. Wizerunkowi mitu szkodzi równo Aue, co dobry, piękny Myszkin.
Na czym zatem polega błędność postępowania Don Kichota, którego wycinek tu przedstawiam? Czy chodzi o błąd systemu etycznego, o to, że wartości, gdy osiągają maksimum, wypaczają się, obracając w swoje przeciwieństwo? A może Don Kichot działa jak farmakon, którego dwuznaczną naturę w platońskich dialogach odsłonił Jacques Derrida? W „Fajdrosie” Platon przestrzegał, by „nie rozdrażniać trudnego do uleczenia zła lekarstwami”. Don Kichot, chcąc uzdrowić świat, aplikuje mu lekarstwo – walczy z niesprawiedliwością społeczną, krzywdą słabszych, zaczarowanych, skazanych, uwiedzionych – nie zdając sobie sprawy, że farmakon jest zawsze jednocześnie lekarstwem i trucizną. Trucizną, bowiem zakłóca naturalny przebieg choroby: „Podobnie jest przebiegiem chorób. Jeśli jednak ktoś je niszczy lekarstwami przed upływem czasu wyznaczonego przez Przeznaczenie, wtedy z małych chorób zwykły powstawać wielkie, a z nielicznych liczne” („Fajdros”). Farmakon może potęgować zło, zamiast je zwalczać. Analiza Derridy nie ułatwia odpowiedzi na pytanie o status zła donkichotyzmu i jego kwalifikację etyczną, ale metafora zła istniejącego w świecie ludzkim jako naturalnej choroby, której lepiej jest nie przeszkadzać, osłabia winę Don Kichota.
Błędem, czy też winą rycerza jest to, że nie pochodzi z świata, który chce naprawiać: jest samotnym indywiduum, ignorującym normy moralne regulujące życie wspólnoty. Działa destrukcyjnie dla stabilności społeczności przez samą swoją dziwną, niepokojącą obecność. „Jednostka a polis to wojna domowa” – pisał Quignard. Wizja świata, w którym lekarstwo zawsze jest też trucizną, świata osamotnionego, skazanego na siebie samego, pozbawionego możliwości zbawienia z zewnątrz, pogłębia tragiczny wymiar postaci Don Kichota. „Nie ma nieszkodliwego lekarstwa” – powtórzmy za Derridą.