Jeszcze 2 minuty czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ARCHEOLOGIA PRZYSZŁOŚCI:
Błędne teorie

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Ostatni tydzień lipca 1914 roku to z dzisiejszej perspektywy przede wszystkim dni poprzedzające wybuch I wojny światowej. Seria wydarzeń, których kulminacją było wypowiedzenie przez Austro-Węgry wojny Serbii i będąca ich konsekwencją powszechna mobilizacja w krajach sojuszniczych po obu stronach konfliktu. Austriacy wkroczyli do Serbii, niemieckie wojska najechały Belgię, niemal równocześnie rozpoczęły się walki w koloniach państw europejskich – Niemcy walczyli z Brytyjczykami i Francuzami w Afryce. Tak zaczął się pierwszy z wielkich wstrząsów XX wieku – pierwsza nowoczesna wojna, w której, w dużej mierze za sprawą rozwoju techniki wojskowej, życie straciło 9 milionów ludzi i która przyczyniła się do narodzin totalitaryzmów, kładących się cieniem na życiu kontynentu przez całe dekady.

Ostatni tydzień lipca 1914 mógł jednak wyglądać zupełnie inaczej z perspektywy... ostatniego tygodnia lipca 1914. W tym samym czasie, gdy prasa donosiła o rosnącym napięciu na arenie międzynarodowej, informowała też o zbiórce funduszy przez amerykańskie sufrażystki, o rozruchach w Meksyku, zamieszkach w Irlandii i rewolucji na Haiti. A także o tryumfie włoskich kolarzy, serii kradzieży w niemieckich kościołach i podwyżkach cen biletów na parowce. I choć trudno sądzić, że informacje o sportowych zmaganiach czy rosnących kosztach podróży były dla mieszkańców Europy wobec widma zbliżającej się wojny kluczowe, to na pewno nie były całkiem pozbawione znaczenia – choć zostały go pozbawione we współczesnych relacjach historycznych. Takie przynajmniej założenie przyjął Ithiel de Sola Pool – człowiek, który zrewolucjonizował socjologiczne spojrzenie na media i którego książka „Technologies of Freedom” z 1983 roku do dziś uznawana jest za profetyczny klasyk.

Ostatni tydzień lipca 1914 roku był tematem symulacji komputerowej Crisiscom, nad którą de Sola Pool pracował wspólnie z Allanem Kesslerem, i która została opisana w artykule „The Kaiser, The Tsar, and The Computer: Information Processing in Crisis”. Autorzy przedsięwzięcia w oparciu o dostępne dokumenty zgromadzili możliwie najszerszy zestaw informacji na temat wydarzeń na świecie w dniach 25-31 lipca 1914 – prawie 1,5 tysiąca notatek. Reprezentują one dane, jakie mogły dotrzeć do dwóch kluczowych aktorów konfliktu – cesarza i cara, których decyzje były przedmiotem symulacji. Pool i Kessler opracowali też algorytm, porządkujący wagę informacji w oparciu o mechanizmy psychologiczne – m.in. zasadę, zgodnie z którą większą wagę przywiązujemy do informacji, które dotyczą nas bezpośrednio, czy też założenie, że mniej istotne wydają nam się wiadomości, które podważają nasze wcześniejsze opinie. Na tej podstawie program komputerowy układał ranking najważniejszych informacji z perspektywy cara i cesarza. Tylko tyle? A może aż tyle?

W przedsięwzięciu nie chodziło o to, żeby ustalić, czy wojny można było uniknąć, ani o wskazanie punktu, w którym wybuch obejmującego cały glob konfliktu stał się nieunikniony. Celem było stworzenie komputerowego modelu, który jest w stanie symulować procesy decyzyjne osoby działającej w ogromnym stresie. Uwzględniającego psychologiczne reguły, ale w taki sposób, by analizy mogła dokonać maszyna. „Dzięki swej szybkości i dużej pamięci, komputer może zrobić coś, czego autor eseju nie potrafi – może przeanalizować interakcję między interesującym nas kryzysem, a resztą wydarzeń” – pisali de Sola Pool i Kessler.

Komputer miał wyeliminować błędy w analizach historyków, co było ideą dość niezwykłą. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że początek lat 60. to prawdziwy wysyp prac nad komputerowym wspomaganiem procesów decyzyjnych i – pośrednio – przewidywaniem kryzysów na arenie międzynarodowej. Większość z tych projektów interesowało się jednak symulowaniem działań w skali makro, odnoszących się do narodów, dużych zgrupowań wojsk, i tym podobnych. Crisiscom był inny. Odwoływał się do psychologii i koncentrował na jednostce. Choć jego założeniem było wyeliminowanie ludzkich błędów interpretacyjnych, równocześnie miał symulować proces decyzyjny dokonujący się w głowach bohaterów symulacji. Sięgając do lipca 1914, w celu zweryfikowania naszej wiedzy na temat psychologicznych mechanizmów podejmowania decyzji, de Sola Pool i Kessler zastąpili człowieka maszyną. Zamiast wierzyć w empatię badacza, intuicję historyczną czy zrozumienie współczynnika humanistycznego założyli, że tylko komputer jest w stanie zrozumieć proces podejmowania decyzji przez człowieka.

Niemiecki badacz mediów Friedrich Kittler, analizując przemiany kultury i wpływu mediów na nie, odwołuje się do pojęcia sieci dyskursywnych – „sieci technologii i instytucji umożliwiających danej kulturze selekcję, przechowywanie i wytwarzanie istotnych danych”. Przedmioty, technologie, procesy społeczne i dyskurs łączą się w jeden proces. Składające się na niego narzędzia, za pomocą których „piszemy” i „przepisujemy” kulturę, do tego stopnia ją kształtują, że stają się ważniejsze od samych treści. Przy tym ich wpływ jest tym większy, im są potężniejsze.

Dlatego dla Kittlera ostatnim znaczącym gestem wykonanym przez ludzkość była budowa procesora. Komputer okazał się bowiem narzędziem tak potężnym, że to ono silniej niż nasza wola wpływa na efekty wspólnych działań. Dlatego o człowieku niemiecki badacz pisze – co jest tyleż znaczące, co pretensjonalne – „tzw. człowiek”. Straciliśmy swoje właściwości, esencja człowieczeństwa wyciekła do maszyn. Skoro zakładamy, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć co myśleli kluczowi bohaterowie wydarzeń z lipca 1914, a równocześnie zakładamy, że może to ustalić program komputerowy, to gdzie zostało miejsce dla ludzi?

W technofobicznych dyskusjach o tym, jak staliśmy się cyborgami i jak komputery przejęły kontrolę nad naszym życiem, winą najczęściej obarcza się maszyny. Czy jednak sami nie zrezygnowaliśmy ze swojej autonomii w podejmowaniu decyzji – choćby za sprawą gestów takich, jak projekt, o którym tu piszemy? Pozornie archaiczny projekt Crisiscom można traktować jako jeden z tych punktów w historii, które pokazały, że maszyny, z których korzystamy, zmieniają też nas samych i nasze wizje siebie. Tak jak Crisiscom miał wejść w umysł dawnych wodzów sprawniej niż jakikolwiek człowiek, podobnie w tandemie człowiek-komputer maszyna stała się tym, kto wytycza granice działania – nie odwrotnie.

Pisząc o komputerach na komputerze zawsze dojdziemy więc do zbliżonych wniosków. A wszelkie wykopaliska obserwowane znad klawiatury będą wyglądać podobnie. Z perspektywy naszego cyklu trzeba więc postawić pytanie: po co kopać?

Rośnie w nas poczucie, że archeologia historycznej przyszłości mediów cyfrowych krąży uporczywie wokół jednego podstawowego wątku: nadziei pokładanej w przyszłym świecie zmienionym przez technologię, oraz jej ostatecznym niespełnieniu. Nie chcemy wyrokować, czy taka sprzeczność cechuje każdą technologię. Ale na pewno połączone w sieć komputery, gdy przyjrzeć się im bliżej, uczą nas, że wyobrażenia przyszłości są zawsze na wyrost, bowiem gdy już nadejdzie, przyszłość zaskakująco przypomina teraźniejszość i przeszłość.

W niedawno opublikowanym tekście „Faulty Theory”, medioznawca Matthew Fuller broni „błędnych teorii” – wszystkich złych interpretacji, błędnych wyborów i pomyłek, podejmowanych przez badaczy. Sugeruje, by „myśleć teorię jako medium – poprzez to jak odnosi się do zakłóceń, jak je moduluje, transmituje i wytwarza”. Potraktujmy więc archeologię przyszłości jako błędną historię, skażoną użyciem narzędzi nazbyt bliskich tym, które wydobywa. A czasem może nawet mylącą wydobyte spod cienkiej warstwy narzędzia z leżącym obok nich sprzętem wydobywczym. Archeologia przyszłości wywołuje jednak charakterystyczne zakłócenia, błędy – a stać się mogą materiałem dla przyszłych wykopalisk?

Doprowadzając do ekstremum myśl Kittlera można bowiem dojść do wniosku, że archeologię mediów można prowadzić tylko z perspektywy innych mediów. Ważne jest nie tylko to, co skrywa obszar wykopalisk. Także narzędzia, z użyciem których się kopie. Dlatego – skoro nie bardzo mamy je na co wymienić – na jakiś czas odkładamy nasze kilofy i łopaty. Do przeczytania w przyszłości.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).