KONKURS WIENIAWSKIEGO:  Do końca nie jestem zadowolona
www.wieniawski.pl

KONKURS WIENIAWSKIEGO:
Do końca nie jestem zadowolona

Rozmowa z Soyoung Yoon

Zaczęłam grać dzięki mojej mamie. Zadziwiało ją, że byłam w stanie rozpoznać do kogo dzwoni, słysząc jedynie wysokość dźwięków, które wydawały wybierane przez nią klawisze w aparacie telefonicznym - mówi laureatka XIV Konkursu Wieniawskiego

Jeszcze 3 minuty czytania

KLAUDIA BARANOWSKA: Czy spodziewałaś się wygranej?
SOYOUNG YOON
: Nie sądziłam, że wygram. Nadal nie mogę uwierzyć, w to, co się stało. Wyniki konkursów zawsze są bardzo trudne do przewidzenia. Jestem naprawdę bardzo szczęśliwa, że mi się udało – to przecież jeden z najsłynniejszych konkursów skrzypcowych na świecie.
Najtrudniejszy pod względem psychicznym był dla mnie I etap, najcięższy fizycznie okazał się IV. Początek jest zawsze najbardziej stresujący – trzeba pokazać się na estradzie, przed jurorami i publicznością po raz pierwszy. IV etap był już po prostu męczący, byliśmy wyczerpani po dwóch tygodniach zmagań konkursowych. Mimo zmęczenia powtarzałam sobie, że dam radę. Obawiałam się zwłaszcza „Koncertu fis-moll” Wieniawskiego, ponieważ wcześniej nie wykonywałam go z orkiestrą. Ale chyba było ok. To ogromnie trudny utwór. Tak naprawdę nigdy do końca nie jestem zadowolona ze swoich występów, ale ta wygrana bardzo mnie cieszy. To wspaniałe, że mogłam zagrać na tym konkursie wszystko, co przygotowałam.

Soyoung Yoon, I etap / www.wieniawski.pl

Teraz odpoczynek?
Szybko nie odpocznę, ponieważ zaraz po powrocie do mam próby ze swoim kwartetem, tak naprawdę zaczęłam już ćwiczyć… Muszę nauczyć się ośmiu nowych utworów, m.in. Brahmsa i Bartóka. Dlatego też w najbliższym czasie nie będę miała wakacji, może w grudniu. Ale marzę o tym, by po prostu nic nie robić, leżeć w łóżku i oglądać filmy. Potrzebuję tego.

1195

Myślisz, że konkursy są ważne i potrzebne, bo pomagają młodym muzykom w rozpoczęciu kariery? Brałaś udział w wielu prestiżowych konkursach – Yehudi Menuhina, Tibora Varga, Dawida Ojstracha, Piotra Czajkowskiego. Jak wpłynęło to na Twój rozwój artystyczny?
Wiele osób zadaje mi to pytanie. Konkurs to zawsze ogromne wyzwanie dla muzyków. Jestem doświadczoną uczestniczką – brałam udział w ponad dziesięciu. Konkursy mogą wiele nauczyć, ale przynoszą również wiele rozczarowań. Niewątpliwie pomagają w poznaniu i nauczeniu się nowego repertuaru.
Lubię brać udział w takich przesłuchaniach. Uważam, że konkursy są bardzo potrzebne i trzeba na nie jeździć. Poznaje się nowych ludzi, zdobywa doświadczenie. Konkurs Wieniawskiego jest jednym z najbardziej znanych na świecie i powiedziałam sobie, że po prostu nie mogę go przegapić.

Soyoung Yoon, II etap / www.wieniawski.pl

Niemal od początku byłaś faworytką – zarówno publiczności, jak i krytyków…
Zupełnie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Myślałam, że faworytem był Yumi Arata. Naprawdę nie spodziewałam się, że wygram. Zawsze, kiedy słyszę, że jestem świetna, że jestem faworytką i że ktoś na mnie liczy, to zaczynam bardziej się przejmować i stresować. Mam wtedy większe oczekiwania, a przecież nigdy nie wiadomo, co tak naprawdę myślą jurorzy i jak zdecydują. Wtedy staram się wyciszyć i spokojnie czekam na werdykt. Z doświadczenia wiem, że wyniki konkursów często bywają bardzo zaskakujące. Nie można ich przewidzieć.

1196

Po II etapie schodziłaś z estrady ze łzami w oczach, ale biorąc pod uwagę znakomitą interpretację „Sonaty f-moll” Prokofiewa, mogły to być jedynie łzy wzruszenia.
Byłam wtedy bardzo zmęczona i nie do końca zadowolona ze swojej gry. „I Sonata” Prokofiewa to jeden z moich ukochanych utworów, dlatego potrafię zatracić się w tej muzyce bez reszty. Jest potężna niczym symfonia – bardzo trudna, długa i potwornie wymagająca. Po 30 minutach człowiek jest zupełnie wyczerpany. Ale uwielbiam tę sonatę i bardzo się cieszę, że mogłam zagrać ją w Polsce.
Niestety, nie jestem zadowolona z „Wariacji na temat własny” op. 15 Wieniawskiego. Wcześniej zawsze dobrze mi się je grało, a pech chciał, że na konkursie zupełnie mi nie wyszły. Miałam wtedy ciężki dzień, nic nie jadłam, nie miałam apetytu – to chyba efekt stresu. Coś się też stało z moimi palcami, nie mogłam nimi ruszać. Byłam już zmęczona i nagle mój trzeci palec lewej ręki – drugi na skrzypcach – zablokował się na jedną, może dwie sekundy. Potwornie się zdenerwowałam. Prosiłam Boga, żeby pomógł mi dograć do końca.
Występy na estradzie są bardzo wyczerpujące psychicznie, kiedy pojawiają się nerwy, wszystko się zmienia, a nasze zachowania często pozostają niewytłumaczalne. Nie mogłam skoncentrować się nawet na 5 minut. Powtarzałam sobie w kółko: „wytrzymasz, wytrzymasz”. Dzięki temu trochę się uspokoiłam. Nie zawsze można zapomnieć o tym, że jest się ocenianym i gra się przed wybitnymi specjalistami.

1197

Ale chyba nie tylko świadomość tego, że jest się ocenianym była stresująca. Występy konkursowe były transmitowane przez radio (Program 2 PR), telewizję (TVP Kultura), także przez internet. Wszędzie obecne były mikrofony, kamery To wielki sprawdzian wytrzymałości psychicznej, z którym nie wszyscy sobie poradzili. Masz jakiś sposób na tremę?
Najlepszym sposobem na tremę jest doświadczenie. W 2007 roku miałam podobne przeżycia na Konkursie Czajkowskiego w Moskwie. Miałam wtedy 22 lata, zewsząd otaczały mnie kamery i to mnie całkowicie paraliżowało – nie byłam w stanie grać. Teraz jestem już do tego przyzwyczajona, nie ma to dla mnie większego znaczenia. Ale kiedy patrzę na tych młodych, niedoświadczonych uczestników – jak choćby Arata Yumi – to jestem pełna podziwu. Ja w wieku 19 lat z pewnością byłabym całkowicie sparaliżowana, nie zaszłabym aż tak wysoko.

Soyoung Yoon, Agnieszka Duczmal i Orkiestra Amadeus
III etap / www.wieniawski.pl

Jak długo się przygotowywałaś?
Tylko dwa miesiące. Do samego końca nie umiałam się bowiem zdecydować, czy chcę przyjechać do Poznania. Mam już 27 lat. Tak naprawdę nie ma na konkursach wielu uczestników w moim wieku, natomiast jest wielu bardzo młodych, utalentowanych skrzypków. Wydawało mi się, że mogę nie mieć szans. Pamiętałam też, jak stresujące i wyczerpujące są tego typu wydarzenia – stąd myśl o rezygnacji. Dużo rozmawiałam z rodzicami, którzy tłumaczyli mi, że warto się sprawdzać, podejmować ryzyko. W końcu się zdecydowałam.

I bardzo słusznie. Na pewno przekonywał Cię Twój profesor – Zakhar Bron…
W zeszłym roku zdobyłam II nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym w Indianapolis. Miałam wtedy 25 lat – dość dużo, jak na zmagania konkursowe. Obiecałam sobie wówczas, że już na żaden inny konkurs nie pojadę. Ale na krótko przed ostatecznym terminem nadsyłania zgłoszeń na Konkurs Wieniawskiego, mój profesor zapytał mnie, czy nie zechciałabym spróbować. Odpowiedziałam, że nie chce już więcej żadnych konkursów, że powiedziałam już wszystkim mediom w Stanach Zjednoczonych, że konkurs w Indianapolis był moim ostatnim. Profesor odpowiedział wówczas: „Nieważne, co mówiłaś, pomyśl teraz, że Wieniawski będzie już naprawdę twoim ostatnim konkursem w życiu”. Poza tym Dawid Ojstrach, zdobywając tu II nagrodę w 1935 roku, miał dokładnie tyle lat co ja. Choć wtedy panowały zupełnie inne zwyczaje, teraz wśród uczestników jest więcej nastolatków.
Konkurs Wieniawskiego jest bardzo prestiżowy w świecie wiolinistyki. Wszyscy skrzypkowie wiedzą, kim był Wieniawski. Dlatego odczuwałam dużą presję. W przypadku młodych uczestników, jeśli coś im się nie uda, mogą zawsze spróbować jeszcze za pięć lat. W mojej sytuacji to niemożliwe. Tak naprawdę jestem babcią w świecie konkursów (śmiech). Taka świadomość jest bardzo stresująca.

1198

Czy świadomość, że Twój profesor zasiada w jury, pomaga czy przeszkadza?
Do III etapu nie chciałam nawet myśleć, że jest na sali. Jednak kiedy w finale weszłam na estradę, i miałam zagrać koncert Wieniawskiego, a orkiestra już zaczęła grać – spojrzałam na niego prosząc o pozytywną, stymulującą energie. Byłam naprawdę zdenerwowana i bardzo tego spojrzenia potrzebowałam. Profesor spojrzał na mnie, poczułam jego wsparcie. Dało mi to siłę i energię.

Soyoung Yoon, Marek Pijarowski
i Orkiestra Filharmonii Poznańskiej

IV etap / www.wieniawski.pl

Którego utworu z całego repertuaru konkursowego obawiałaś się najbardziej? Właśnie „I Koncertu fis-moll” Henryka Wieniawskiego? Wiem, że masz w repertuarze również jego „II Koncert d-moll”, jednak zdecydowałaś się na trudniejszy utwór. Celowo ustawiłaś sobie poprzeczkę tak wysoko?
Tak. To bardzo trudny utwór dla skrzypka. Wielu wykonawców boi się go grać. Jest niezwykle wymagający pod względem technicznym i wyrazowym. Żeby go zagrać, trzeba mieć wszystko – technikę, muzykalność. Bardzo się cieszę, że aż trzech finalistów konkursu wybrało właśnie ten koncert. Granie go z towarzyszeniem orkiestry jest wspaniałym doświadczeniem i ogromnym przeżyciem. Wcześniej, choć bardzo chciałam, nie miałam takiej sposobności. We wrześniu miałam koncerty w Korei i Ameryce, zaproponowałam właśnie „I Koncert”, ale niestety tamtejsze orkiestry nie miały tego dzieła w swoim repertuarze.

Jesteś zadowolona z tego wykonania?

Nie do końca. Mogłam zagrać znacznie lepiej. Jest wiele rzeczy, które mi nie wyszły.

Jak postrzegasz muzykę Wieniawskiego?
Jest przede wszystkim bardzo wirtuozowska, pełna ekspresji i niezwykle pięknych melodii. Przed Konkursem nie grałam zbyt wielu utworów Wieniawskiego – poza „II Koncertem” i „Polonezem”. Ale muszę przyznać, że przygotowania znacznie poszerzyły mój repertuar, choćby właśnie o kompozycje Wieniawskiego. Z uwagi na to, że Wieniawskiego, zwłaszcza w Polsce, wszyscy znają, bardzo trudno jest uczynić interpretacje jego muzyki wyjątkowymi. Nie można skupiać się jedynie na aspekcie technicznym i wygrywaniu nut. W muzyce Wieniawskiego najważniejsza jest ekspresja i indywidualizm.

Grasz na wspaniałym instrumencie – Giovanniego Battisty Guadagniniego z 1773 roku. Jak te skrzypce trafiły w Twoje ręce?

Dostałam je od rodziców w 2005 roku. Miałam dużo szczęścia – należały do kobiety, która jest prawnikiem i gra amatorsko na skrzypcach. Ten instrument był dla niej za duży, chciała kupić mniejszy. Spróbowałam na nich zagrać, bardzo mi się spodobały i dzięki pomocy rodziców dziś są moje.

Kiedy zaczęła się Twoja przygoda ze skrzypcami i dlaczego wybrałaś właśnie ten instrument?
Na początku grałam na fortepianie. Zaczęłam bardzo wcześnie – już w wieku czterech lat. Nie znosiłam jednak mojej nauczycielki od fortepianu. Była bardzo ostra i cały czas powtarzała mi, że nic nie potrafię, że jestem do niczego. W końcu sama uznała, że chyba bardziej nadaję się do gry na skrzypcach. To prawda – mam dobrą budowę ciała i rąk do skrzypiec. Dopiero gdy zaczęłam grać na skrzypcach, muzyka zaczęła sprawiać mi przyjemność. Od tamtego czasu zawsze chętnie ćwiczyłam, grałam dla rodziny, przyjaciół.
Ale tak naprawdę zaczęłam grać dzięki mojej mamie. Uważała bowiem, że mam ogromny talent. Zadziwiało ją, że byłam w stanie rozpoznać do kogo dzwoni, słysząc jedynie wysokość dźwięków, które wydawały wybierane przez nią klawisze w aparacie telefonicznym. Nie jest to nic niezwykłego, ale dla mojej mamy był to objaw geniuszu, dlatego zaczęłam grać. W mojej rodzinie nie ma muzyków, więc słuch absolutny był dla nich czymś zupełnie niezwykłym i niepojętym.

Soyoung Yoon odbiera I nagrodę od dyrektora konkursu
Andrzeja Wituskiego oraz przewodniczącego jury Maxima Vengerova
/ www.wieniawski.pl

Kiedy zaczęłaś się uczyć u Zakhara Brona? I jak do niego trafiłaś?
Poznałam go na kursach mistrzowskich w Japonii. Miałam wtedy 19 lat i nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym być jego studentką. Jego uczniowie – Riepin, Vengerov – byli dla mnie niczym bogowie. Marzyłam, by grać jak oni. Bardzo trudno dostać się do jego klasy, ale przyjął mnie i uczę się u niego już 8 lat.

Jak wyglądają zajęcia z prof. Bronem? Podobno jest bardzo zasadniczy, ostry i wymagający?
Tak, jest bardzo ostry i surowy. Ale jestem Koreanką, a w mojej kulturze dyscyplina to coś naturalnego. Mój pierwszy nauczyciel skrzypiec był również niesłychanie wymagający. Moi rodzice to bardzo mili ludzie, ale potrafią być bardzo surowi. Z natury jestem leniwa, więc potrzebuję ciągłej mobilizacji. Nie potrafię być odpowiedzialna i powiedzieć sobie: „Dobrze, wstanę o ósmej, zjem śniadanie i od dziewiątej zacznę ćwiczyć”. Potrzebuje bata nad sobą.
Profesor często bardzo się na mnie denerwuje, ale, co zadziwiające, mnie to stymuluje. Moi rodzice mieszkają w Korei, ja w Zurichu, muszę mieć kogoś, kto nade mną czuwa, kto troszczy się o mnie jak oni. Wokół mnie zawsze kręci się wielu mężczyzn. Zabawne jest, kiedy profesor mówi: „teraz jest czas na ćwiczenie, musisz skoncentrować się na graniu, na konkursie, więc nie możesz tracić energii na chłopców. Na to przyjdzie jeszcze czas”. Teraz też tak było...

Soyoung Yoon / www.wieniawski.pl

Jak chciałabyś być odbierana przez publiczność?
Chciałabym, by ludzie najpierw mówili, że jestem dobrym muzykiem, a potem – dobrym skrzypkiem. Technika nie jest moim największym atutem. Po prostu lubię muzykować. Ważna jest też komunikacja z publicznością.

Co lubisz robić w wolnym czasie?
Mam swoje małe przyjemności. Oglądam filmy, chodzę na zakupy, spotykam si z przyjaciółmi, słucham muzyki – ale nie klasycznej, częściej jazzowej, jeżdżę konno, choć akurat na to nie mam zbyt wiele czasu, ponieważ mieszkam w mieście. Uważam, że aby być dobry muzykiem, trzeba mieć dystans do tego, co się robi i mieć bardzo różne zainteresowania, najlepiej niezwiązane z muzyką.



Rozmowa została nagrana dla Programu 2 Polskiego Radia.

Nagrania pochodzą z archiwum Narodowego Instytutu Audiowizualnego, zostały zrealizowane we współpracy z Polskim Radiem.

Organizatorem Konkursu Wieniawskiego jest Towarszystwo Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu. Dwutygodnik.com był patronem medialnym konkursu.