KONKURS WIENIAWSKIEGO:  Blog
wieniawski.pl

KONKURS WIENIAWSKIEGO:
Blog

Tomasz Cyz

Soyoung Yoon z Korei Południowej zwyciężczynią XIV Konkursu Wieniawskiego. Kolejne miejsca zajęli Miki Kobayashi oraz Stefan Tarara

Jeszcze 7 minut czytania

21 października, piątek
OGŁOSZENIE WYNIKÓW [ok. godz. 23.00]


I MIEJSCE:
Soyoung Yoon (Korea Południowa)

II MIEJSCE:
Miki Kobayashi (Japonia)


III MIEJSCE:
Stefan Tarara (Niemcy)

TRZY RÓWNORZĘDNE WYRÓŻNIENIA:
Arata Yumi (Japonia)
Erzhan Kulibaev (Kazachstan)
Aylen Pritchin (Rosja)


Maraton konkursowy dobiegł końca.

To był bardzo dobry konkurs – z emocjami, nerwami, kontrowersjami. A przede wszystkim ze świetnymi wykonaniami. Choćby I Sonata Prokofiewa w interpretacji Soyoung Yoon (z Iriną Vinagradovą przy fortepianie) – po wysłuchaniu której napisałem, że Wieniawski XXI wieku musi być kobietą i nosić długie suknie (szafirową, w kolorze głębokiej czerwieni, w cytrynowej żółci…). Ona jest już częścią historii muzyki.

Do Poznania na pewno przyjechało wielu utalentowanych muzyków. Zazdroszczę im, bo mają dar przemawiania w języku, który nie tylko jest uniwersalny i nie potrzebuje tłumaczenia. Ale, jak mawiał Witold Lutosławski, jest przesłaniem ze świata idealnego. To nie tyko dar, to zadanie. Pamiętajcie o tym.

Nie wszyscy mogli znaleźć się w finale, gdzie przewidziano tylko sześć miejsc. Na dodatek nie znalazł się tam nikt z Polski. Gospodarzom podobno pomagają ściany – nie tym razem. Ale to nie powód do smutku, to nic, bo choćby o Marii Włoszczowskiej (czy Celinie Kotz) jeszcze usłyszymy. Gorzej, że – jeszcze – nie słyszeliśmy idealnego wykonania koncertu Wieniawskiego.

Dlaczego ta muzyka wydaje się płynąć obok współczesnego młodego wykonawcy? Dlaczego młodzi nie mają Wieniawskiego pod palcami, w duszy? Wykonania Schnittkego czy Szostakowicza pokazały, jaki rodzaj energii – także wśród słuchaczy – wyzwala muzyka XX wieku. Jest więc dużo do zrobienia. I do zaprogramowania.

I nic się nie kończy. Bo jeśli przeszłość jest dziś, tylko cokolwiek dalej, to przyszłość jest już teraz. I już od dziś zaczyna się czas przygotowań do XV Konkursu Wieniawskiego.

Kiedy myślę o Polsce po Euro 2012 – Polsce, która nie ma kolejnego dalekosiężnego celu – widzę Wrocław Europejską Stolicę Kultury 2016. Ale widzę też Poznań – stolicę skrzypiec. Panie Ministrze, Panie Prezydencie, Panie Marszałku, Panie Wojewodo, Panie Starosto, Panie Dyrektorze, Panie Przewodniczący Jury, Panie Prezesie, Panie Posłanki, Panowie Posłowie… Szanowni Państwo! Projekt Wieniawski 2016 czas zacząć. Do Legendy!



20 października, czwartek

Drugi wieczór finałowy odsłonił dwa problemy. Pierwszy: muzyka patrona konkursu, Henryka Wieniawskiego, młodym muzykom zwyczajnie „nie leży”. Zarówno Aylen Pritchin (Rosja), jak i Stefan Tarara (Niemcy), wykonali I Koncert skrzypcowy fis-moll bardzo poprawnie, ale tylko poprawnie, na dodatek nie ustrzegając się błędów (intonacja), nie potrafiąc sprostać narracji, wykonawczym trudnościom. Nawet wirtuozowsko potraktowany finał (Tarara), ani mocna dawka ekspresji (Pritchin) nie odmieniły tego wrażenia.

Wykonania dwóch pozostałych koncerty – Czajkowskiego (Pritchin) i  Sibeliusa (Tarara) – stały na wyższym poziomie, ale tu ujawnił się problem drugi. Młodzi muzycy nie są w stanie sprostać maratonowi konkursowego do końca i, być może, nie mają przygotowanych programów finałowych tak, jak mieli je w poprzednich etapach. Albo – mimo talentu i  muzykalności – nie potrafią zagrać koncertu (z orkiestrą) tak, jak grają utwory solowe czy kameralne. Na jedno wychodzi. A wygrać powinna i  tak Soyoung Yoon.



19 października, środa

Pierwszy wieczór finałowy przybliżył nas do dwóch odpowiedzi związanych z werdyktem.

Pierwsza: Soyoung Yoon (Korea Południowa) potwierdziła klasę. Mimo braku wsparcia ze strony Orkiestry Filharmonii Poznańskiej (pod batutą Marka Pijarowskiego), zarówno I Koncert skrzypcowy fis-moll Wieniawskiego, a zwłaszcza Koncert skrzypcowy d-moll op. 47 Sibeliusa zagrała na miarę zwycięstwa w XIV Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu.

Dlaczego? Mimo drobnych wpadek w Wieniawskim (intonacja, kadencja), lekkiej nerwowości, zagrała dojrzale, fantastycznym dźwiękiem (Preghiera), wirtuozowsko (Rondo). A Sibelius był już mistrzostwem świata. Polot, namiętność, technika, śpiew (Adagio), brawura (finał). To znów była ta Yoon, która poznaliśmy w Bachu czy Prokofiewie. Podobno przed IV etapem prowadzi niewielką ilością punktów przed Stefanem Tararą. Niemiec gra ten sam program, co ona. Czy jurorzy będą mierzyć ich występy pod mikroskopem?

O występie Araty Yumiego (Japonia) powiem tylko tyle, że się odbył. Japończyk nie powinien znaleźć się w finale (to druga odpowiedź), co potwierdził tak w II Koncercie d-moll Wieniawskiego, jak i w I Koncercie a-moll Szostakowicza. I tylko dlatego że jest to szalona muzyka, którą uwielbiam, pozostałem na sali.



18 października, wtorek
OGŁOSZENIE WYNIKÓW III ETAPU [ok. 22.30]:

Arata Yumi (Japonia)
Soyoung Yoon (Korea Południowa)
Aylen Pritchin (Rosja)
Stefan Tarara (Niemcy)
Miki Kobayashi (Japonia)
Erzhan Kulibaev (Kazachstan)



17-18 października, poniedziałek-wtorek

III „mozartowski” etap pokazał, kto może być (a może już jest) wielkim muzykiem, takim z prawdziwego zdarzenia, a kto do tej roli tylko aspiruje. Pokazał też, że właśnie granie Mozarta jest autentycznym sprawdzianem. Po prostu: dla „trzynastki” półfinalistów skończyło się przedszkole. I rację miał Aylen Pritchin mówiąc, że „Mozart to najtrudniejsza część programu tego konkursu. Mozart jest Bóg. Stoisz na estradzie, jakbyś był całkiem nagi”. Powiedziałbym: stoi się całkiem nago, i trzeba tymi dźwiękami Mozarta się ubierać, żeby nie było wstydu.

Nawet Soyoung Yoon (Korea Południowa) wydawała się stać nago, mimo pięknej (kolejnej!) sukni w kolorze cytrynowym. I jeśli Koreanka nie wygra tego konkursu – choć według mnie to raczej niemożliwe – to właśnie przez Mozarta. Zagrała bardzo dobrze, ale też przede wszystkim bardzo, bardzo poprawnie. Bez szaleństw, choć niewątpliwie brak partnera (altowiolista Lech Bałaban w Sinfonii Concertante nie był nim na pewno) nie pomagał jej w rozwinięciu skrzydeł. Może powinna sama poprowadzić orkiestrę od pulpitu.

W pierwszym dniu III etapu z Mozartem najlepiej poradził sobie Aylen Pritchin (Rosja). Przede wszystkim całkowicie poddał się tej muzyce, ale nie dał się jej podporządkować. Postanowił też zagrać cały utwór, tzn. uczestniczył także we fragmentach tutti, czym zmusił orkiestrę i altowiolistę (również Lech Bałaban) do innej koncentracji. I bawił się muzyką. Cieszył (świetna własna kadencja!). A to, przy lekko spiętych kolegach i koleżankach, dało mu inny napęd (podobne emocje miał w drugim dniu Kazach Erhan Kulibaev, ale jakoś nie mogę przebić się do muzyki przez jego doskonałość).

Pięć lat temu właśnie na Mozarcie „poległ” Stefan Tarara (Niemcy). W tym roku mówił wprost o strachu przed graniem Mozarta, jakby chciał przekuć to w pewność. Nie udało się. Mozart Tarary był szkolny, bez powietrza, przyciężkawy. Jedynie w Sinfonii Concertante – dzięki Michałowi Bryle (altówka) – pojawiło się muzykowanie, dialogowanie, radość z grania Mozarta. A nie tylko z bycia samemu na estradzie.

Z Polaków wciąż niesłabnie przyjemność ze słuchania Marii WłoszczowskiejAleksandry Kuls. Obie potrafią muzykować, cieszyć się z prowadzenia fraz, kształtowania tematów, różnicowania narracji. Na finał nie wystarczyło, ale warto te nazwiska zapamiętać.

W drugim dniu półfinałów totalnym zaskoczeniem była gra Emmy Steele (USA), która po lekko bezbarwnym, pilnującym każdej nuty Allegro z Koncertu D-dur, dała się porwać muzyce w Sinfonii Concertante (w czym także zasługa Michała Bryły). Grając Mozarta trzeba rzucić wszystkie więzy i oddać mu się całkowicie. Tak właśnie było.

Od dzisiaj finały. Bez Polaków, z trzema koncertami Sibeliusa, Czajkowskiego i Szostakowicza, trzema Koncertami d-moll i fis-moll Wieniawskiego. Fałszywa symetria? W piątek ostateczny werdykt.



16 października, niedziela

OGŁOSZENIE WYNIKÓW II ETAPU [ok. godz. 20.30]:
Arata Yumi (Japonia)
Maria Włoszczowska (Polska)
Soyoung Yoon (Korea Południowa)
Aylen Pritchin (Rosja)
Stefan Tarara (Niemcy)
Joanna Kreft (Polska)
Miki Kobayashi (Japonia)
Maciej Strzelecki (Polska)
Ji-Yoon Lee (Korea Południowa)
Marianna Vasilyeva (Rosja)
Emma Steele (USA)
Erzhan Kulibaev (Kazachstan)
Aleksandra Kuls (Polska)

Magdalena Łoś z Polskiego Radia w „Głosie na Wieniawskiego”: „Amerykanka Emma Steele (USA) wykazała dojrzałość, wybierając II Sonatę Bartóka. To była całkowicie jej muzyka, pełna kontrastów, niepokojów. To, co raziło mnie w jej interpretacji Bacha, dało wielką siłę w kreacji Bartóka. W Szymanowskim była już tylko zimna, ponętna, niczym Królowa Śniegu. Wieniawski, niestety, także nie był mocnym punktem jej występu. Ekaterina Valiulina (Rosja) może nie słucha bluesa, ale jej Ravel był impresjonistyczny. Trzymałam za nią kciuki zwłaszcza w ostatnim utworze (Fantazja na tematy z opery Faust Ch. Gounoda Wieniawskiego). Zaczęła jak rasowy wirtuoz. Był śpiew, nawet eksperymenty z barwą. Na szczęście, drobne wpadki i niedoskonałości nie zepsuły ogólnego wrażenia na jurorach po jej występie w II etapie”.

Co do popołudnia, to najpierw ostatni kwartet występujący w II etapie stał się triem (Leticia Moreno zachorowała i wróciła do rodzimej Hiszpanii), następnie problemy ze skrzypcami w ciągu dnia miał 17-letni Omarli Kamran z Azerbejdżanu (pęknięta struna), wreszcie, już na estradzie okazało się, że część podtrzymująca skrzypce (a są to jedne z najciekawszych skrzypiec obecnych w Poznaniu – Antonio Stradivari „Rode”) w instrumencie Erzhana Kulibaeva z Kazachstanu zepsuła się. Jeśli przypomnieć, że kilka dni wcześniej w skrzypcach Aylena Pritchina z Rosji poluzował się kołek, a przedwczoraj Joannie Kreft smyczek wysmyknął się z prawej ręki (na szczęście skrzypaczka złapała go w locie) – uczestnikom II etapu XIV Konkursu Wieniawskiego pech nieustannie chce przeszkodzić w jak najlepszym graniu.

Ale po kolei. Erzhan Kulibaev po I etapie wyrósł na jednego z faworytów. Sytuacja z wczoraj nieco obniżyła to wrażenie. Jedno jest bezsprzeczne: Kazach gra bardzo dojrzale, perliście, potrafi bawić się muzyką (druga część w IX Sonacie Beethovena). Wyróżnia go także piękny, szlachetny dźwięk i to, że potrafi nad nim panować jak mało kto na tym konkursie. A to, że Źródło Aretuzy z cyklu Mity Szymanowskiego zabrzmiało bez „ukąszenia Szymanowskim”, to już inna historia. Kulibaev gra blisko perfekcji, ale nie genialnie. Jeśli wczoraj winne są temu problemy ze skrzypcami, to czekam na Mozarta.

Występ Omarli Kamrana nie należał do udanych. Ale mam poczucie, że nieczystości (których było sporo) i zdenerwowanie (które udzielało się także słuchaczom) były także ubocznym efektem kłopotów z instrumentem (Vincenzo Obici 2007). Azer walczył z przeciwnościami losu jak umiał. Lubię takich muzyków – intensywnych, emocjonalnych, skupionych, zdeterminowanych muzyką, walczących z nią (i o nią). Takich, którzy chcą iść po swoje nawet kiedy się pali. Tym razem został tylko popiół.

Wreszcie Aleksandra Kuls (Polska), która – nie tylko dlatego, że pozostali mieli pecha – zagrała najlepszy recital dnia. Bardzo ładnym dźwiękiem, miękki, ciepłym, pełnym kolorów – jak w Sonacie Ravela, w której właśnie erupcja barw, ich proteuszowa zmienność jest decydująca. W drugiej części tego utworu wreszcie poczuliśmy bluesa, podobnie jak w Polonezie op. 4 Wieniawskiego wreszcie chciało się tańczyć. Ta skromna, uśmiechnięta osóbka, ma w środku ogień. Zwłaszcza, gdy gra z Marcinem Koziakiem. Jak poradzi sobie z Mozartem?



15 października, sobota

Marcin Majchrowski z Polskiego Radia w „Głosie na Wieniawskiego”: „Ideą Konkursu jest rywalizacja i współzawodnictwo, więc aż się prosi, aby poszczególne wykonania obydwu sonat Prokofiewa zestawić w wyraziste pary. W pierwszej kategorii – op. 80 – zwyciężczynią była Joanna Kreft (Polska); w drugiej – op. 94 bis – zdecydowanie dominował faworyt Stefan Tarara (Niemiec). Swoją interpretację precyzyjnie odmierzył i z niemiecką precyzją wyważył. Kontrolował każdy aspekt gry. Oryginalności jego wizji dodawała frapująca barwa dźwięku, chyba świadomie „przyprawiona” niepokojącym kwileniem, jakimś wyostrzającym komponentem. Tarara jest wirtuozem, więc aspekt techniczno-wirtuozowski Sonaty był bez zarzutu. Tyle tylko że w tej dobrze przemyślanej i przekonująco oddanej precyzji brakowało nieco ducha, odrobiny sarkazmu, przymrużenia oka, większej dozy satyry i groteskowego przerysowania. Zdaje się, że gdzieś jest granica, której niemiecki skrzypek boi się przekroczyć”.

I Stefan Drajewski: „W sobotę popołudniowy etap maratonu Prokofiewa zaczął Maciej Strzelecki (Polska), który zagrał I Sonatę f-moll op. 80. Gdyby chcieć opisać jego interpretację, można by użyć określenia: rzetelna. Strzelecki grał ładnym dźwiękiem i umiejętnie budował dramaturgiczne napięcia. Zupełnie inaczej do utworu podeszła Marianna Vasilyeva (Rosja), która wyglądem i temperamentem skojarzyła mi się z Dagny Przybyszewską – femme fatale Młodej Polski. I w tym klimacie stworzyła bardzo osobistą kreację. Rozpoczęła od zbudowania atmosfery zagrożenia, niepokoju, które później pogłębiała bądź osłabiała, dodając odrobinę liryzmu. Oboje bardzo świadomie kreowali tę Sonatę, nasycając muzykę własnymi przemyśleniami i emocjami. Widać, że muzyka została przefiltrowana przez ich wnętrze”.



14 października, piątek

Niestety, czasem ma się pecha. W sporcie, np. w tenisie, objawia się on tym, że przeciwnikowi wyszedł mecz życia. W konkursie skrzypcowym pech objawia się tym, że gra się w grupie z kimś, komu nie tyle wyszedł mecz życia, co gra albo turniej życia, albo po prostu jest najlepszy.

Ale po kolei. Z dwóch Polek grających w popołudniowej grupie wybieram Marię Włoszczowską. Gra tak, jakby wierzyła, że istnieje tylko jasna strona życia (a I Sonatą Brahmsa wydawała się pisać list miłosny). I nie chodzi mi o to, że muzyk-artysta musi być pokiereszowany, żeby w pełni oddać sprzeczności i napięcia muzyki. Ale jak ma się 20 lat, to ma się lżejszy bagaż doświadczeń niż 30-latek. Jestem ciekaw, jak się rozwinie, bo to bardzo interesujący muzyk. Taki w stanie czystym. I jestem ciekaw, jak zagrałaby z innym pianistą.

Aylen Pritchin (Rosja) zagrał bardzo dobrze. I Sonata f-moll Prokofiewa zabrzmiała jakoś z Dostojewskiego. To diabelsko trudny utwór, szczególnie gdy iść z nim na samo dno ludzkiej duszy (przecież wydaje się, że poza końcem drugiej części dalej być już nic nie może…). Wariacje na temat na własny op. 15 Wieniawskiego zabrzmiały iście wirtuozowsko. A nawet gdy musiał przerwać grę, bo skrzypce odmówiły posłuszeństwa, wzniósł się na jeszcze wyższy poziom.

Ale co z tego, skoro przed Pritchinem (i przed przerwą) zagrała Soyoung Yoon (Korea Południowa). Ta sama sonata Prokofiewa brzmiała tak dojrzale, jakby Koreanka przeszła przez wszystkie etapy dantejskiego czyśćca i jeszcze potrafiła o tym opowiadać jak poeta. Grała fenomenalnie. Każda nuta była odczuta, przeżyta, trafiała w punkt. Niematerialność tej muzyki, pochodzącej z miejsca, w którym nie ma już świata (to co jest?), była tak piękna w pod jej palcami, że chciało się tam zostać na zawsze.

Bałem się, że będą brawa. Były. Pozostałe utwory nie pozostawiły wątpliwości. I jeśli uczestnicy opowiadają, że dzięki cyklowi Mity Szymanowskiego dowiedzieli się, że istniał ktoś taki – a może istnieje… – jak Aretuza, Narcyz, Driady czy Pan, to Yoon grała tak, jakby Aretuzą była. Aretuzą uciekającą przed szalonym bogiem Alfejosem pod ziemię, mdlejącą pod wpływem dotyku jego długich, szybkich palców przesuwających się dokoła jej bioder… Słynny polski komentator sportowy, Bohdan Tomaszewski, po Wieniawskim (także Wariacje na temat własny) powiedziałby, że Koreanka wymiotła wszystkich przeciwników z kortu. I jeśli zdarzył się drobny błąd, to następnym zagraniem odchodził w niebyt.

Dobrze. Ktoś to musi wreszcie powiedzieć. Nowy Wieniawski – Wieniawski XXI wieku – musi być kobietą i nosić długie suknie (szafirową, teraz w kolorze głębokiej czerwieni, zawsze z cekinami). I jeśli ten jeden z największych złośników muzyki – genialny Mozart – nie stanie na drodze Yoon, to… Là ci darem la mano.

Jacek Hawryluk po jej występie powiedział tylko: Forever young. Dodałbym od siebie: Forever (so)young!

Magdalena Łoś z radiowej „Dwójki” w „Głosie na Wieniawskiego”: „Arata Yumi (Japonia) – sam surowo oceniający swój występ po zejściu z estrady – zachwycił mnie zarówno muzyką Szymanowskiego, jak i bardzo błyskotliwym wykonaniem popisowej i bardzo trudnej kompozycji patrona konkursu. Bardzo duża muzykalność, blask, poczucie tańca w diabelskim walcu – to najważniejsze cechy tej interpretacji. Yumi chyba słusznie wybrał sonatę Schuberta – jest bardzo młodym człowiekiem, miał szansę zagrać muzykę, w której jest bardzo dużo słodyczy, radości, której mu zresztą nie brakowało. [...] Hannah Ji (USA). Niby wszystko się zgadza: Amerykanka ma pewny dźwięk, jest doskonale przygotowana, ale nie jestem w stanie dowiedzieć się o niej czegoś więcej, słuchając jej gry. Celina Kotz (Polska) – druga najmłodsza uczestniczka konkursu – zaskoczyła mnie dojrzałością i kreacją w muzyce Szymanowskiego. Aysen Ulucan (Turcja) natomiast to moje rozczarowanie. Miała u mnie duży kredyt zaufania za oryginalność i poszukiwania. Po Szymanowskim – pełnym szeptów i szmerów – było niestety dość przeciętnie. Szkoda”.



13 października, czwartek

OGŁOSZENIE WYNIKÓW I ETAPU [ok. godz. 21.00]

Arata Yumi (Japonia), Celina Kotz (Polska), Hannah Ji (USA), Aysen Ulucan (Turcja), Maria Włoszczowska (Polska), Soyoung Yoon (Korea Południowa), Aylen Pritchin (Rosja), Małgorzata Wasiucionek (Polska), Stefan Tarara (Niemcy), Joanna Kreft (Polska), Stanislav Pronin (Kanada), Miki Kobayashi (Japonia), Maciej Strzelecki (Polska), Ji-Yoon Lee (Korea Południowa), Marianna Vasilyeva (Rosja), Maciej Burdzy (Polska), Oganes Girunyan (Rosja), Mateusz Smól (Polska), Fédor Roudine (Francja), Emma Steele (USA), Ekaterina Valiulina (Rosja), Erzhan Kulibaev (Kazachstan), Aleksandra Kuls (Polska), Leticia Moreno (Hiszpania), Omarli Kamran (Azerbejdżan).


Pierwsze niewiadome są już odkryte. Ale trzeba dopełnić nie tylko formalności.

Ostatni kwartet wykonawców miał dwa akcenty – pierwszy i ostatni. Choć… Miało zacząć się od trzęsienia ziemi, a skończyło… letnią burzą. Leticia Moreno (Hiszpania) – na skrzypcach Nicola Gagliano z 1762 – miała porwać nasze serca, umysły i wyobraźnię. Jej wykonanie Chaconne z II Partity na skrzypce solo d-moll BWV 1004 było autorskie, bardzo indywidualne, przeżyte i konsekwentne. Nieco zaskakujące’ jakby Hiszpanka upatrywała siły swej interpretacji w graniu pod włos, nieco na przekór dziełu, ale… Potem było bardzo podobnie.
Tylko że każdy z wykonywanych bardzo po swojemu utworów stawał się manieryczny. Na przykład pomysłem na Kaprys op. 10 nr 7 (La Cadenza) Wieniawskiego było wolne, a nawet bardzo wolne tempo. Kaprys op. 1 nr 24 Paganiniego Moreno grała lekkim smyczkiem, nacinając nuty. Wreszcie szarpana VI Sonata na skrzypce solo E-dur op. 27 Ysaÿe’a. Powiem tak: Hiszpanka jest zbyt piękna, by momentami grać tak obok, nieciekawie. Ale chciałbym usłyszeć, jak gra Mozarta.

Po niej wystąpiła Anastasia Karizna (Białoruś). Bach (Adagio i Fuga z I Sonaty na skrzypce solo g-moll BWV 1001) był prowadzony zgrabnie, choć chwilami zbyt czerstwo. Oba Kaprysy (op. 1 nr 11 Paganiniego oraz op. 10 nr 5 (Alla Saltarella) Wieniawskiego) były cierpkie, ciężkie, bez stylu. Jakby były nuty, a nie było muzyki.

Dalej jedyna Polska w tym gronie, na dodatek poznanianka (uczennica prof. Jadwigi Kaliszewskiej) – Aleksandra Rytwińska. To niewątpliwie osoba muzykalna, grająca eterycznie, przykuwająca uwagę. Chwilami stres brał górę. I nie chodzi tylko o nieczystości. Tylko jeśli nerwy muzyka udzielają się nam, trudno o smakowanie muzyki. Ale Rytwińska ma dopiero 21 lat…

A co ma powiedzieć 17-letni Omarli Kamran (Azerbejdżan) – najmłodszy w całej stawce? To, co na pewno można o nim powiedzieć, to że słucha się go z ogromną uwagą. Wpływa na to także jego postawa – skupiona, wręcz bojowa (ciekawie było patrzeć, jak przygotowuje się do gry, układa skrzypce przy szyi, przy brodzie). Ale napięcie rodzące się na granicy jego wiekowej niedojrzałości (przy bardzo dobrej technice) i gigantycznej, kilkusetletniej formy (jak w przypadku Bacha) było wciągające. Cieszę się, że jurorzy chcą go posłuchać dalej.



12 października, środa


Adam Suprynowicz z Polskiego Radia w „Głosie na Wieniawskiego”: „Lisanne Soeterbroek (Holandia) była rozluźniona, swobodna. Pomyślałem, że jest po prostu dziewczyną ze skrzypcami. Nie zasłania się, tylko jest z nimi, świadoma siebie. […] Dalej – kontrast, bo po skromnie prezentującej się Holenderce na estradę weszła Marianna Vasilyeva (Rosja). W wieczorowej sukni, silnym makijażu, dość zaskakującym. Bach (Adagio i Fuga z III Sonaty) był solenny, ciężki, Rosjanka dociskała smyczek do granic możliwości, grała bez światłocienia, dość brutalnie. […] jest niewątpliwie sprawna, efektowna, gra głośno, moim zdaniem – zbyt krzykliwie.

Maciej Burdzy (Polska) wypadł blado. Miałem wrażenie, że potrzebuje czasu, by dojrzeć wewnętrznie, popracować głównie nad interpretacją. […] Oganes Girunyan (Rosja) buduje swój język na silnych kontrastach dynamicznych. To może być manieryczne, ale to konkret. […] La Cadenza Wieniawskiego zabrzmiała jak poetycka miniatura, co było zaskakujące. To dowód ogromnej wyobraźni i wrażliwości. I tak bym właśnie nazwał Girunyana: lirycznym wrażliwcem. […] I Mateusz Smól (Polska). […] to muzyk z wyobraźnią, lubujący się w różnicach temp, odcieniach dynamiki. Na dodatek jest w tym logiczny, czasami nawet wydawało się, że coś pojawia się przypadkowo, ale pomysł nabierał sensu w trakcie utworu”.

W popołudniowej grupie zwróciłem uwagę na dwie panie. Najpierw Emma Steele (USA). Muzykalna, skupiona, nieco chłodna, szukająca swojego głosu. To jest ryzykowne, ale bez tego nie rodzi się indywidualność. Dążąca do perfekcji, tak na zimno, kalkulując. Na razie widziałem bardzo sprawne ciało, chciałbym wejść do duszy.

I Ekaterina Valiulina (Rosja). Bardzo ciekawa osobowość. Wewnętrzna, liryczna, grająca lekko, bez nadmiernej siły, szukająca piana, odcieni dynamicznych, wciągająca w swój świat. Na koniec zagrała kompozycję Schnittkego A Paganini.

Tylko trójka uczestników wybrała ten jako ostatni z prezentowanych w I etapie. To skomponowany w 1982 hołd dla muzyki wybitnego włoskiego wirtuoza, a zwłaszcza jego Kaprysów. Na liście utworów do wyboru, wśród tych skomponowanych w XX wieku, znajdują się także choćby Tempo di ciaccona z Sonaty na skrzypce solo Bartóka oraz Paganiniana Milsteina. Ale to właśnie kompozycja Schnittkego naprowadziła mnie na temat współczesnej muzyki.
W kontekście klasyki muzycznej (Bacha, ale także Paganiniego i Wieniawskiego), to muzyka szarpana, kąśliwa, nieustannie zmienna, sprzeczna, w której elementy przeszłości uzyskują nowy kontekst poprzez zatarcie źródeł, przekreślenie ciągłości. W kontekście muzyki w ogóle to jeden z normalnych przejawów niedawnej przeszłości (A Paganini powstało przecież prawie trzydzieści lat temu, kiedy większości z uczestników nie było jeszcze na świecie…). Po prostu muzyka naszych czasów.

Po trzech wykonaniach A Paganini mam nieodparte wrażenie, że ten utwór – nie tylko dlatego, że jest napisany ręką świetnego kompozytora – młodym muzykom po prostu „leży”. Coś jest w tych dźwiękach, co powoduje, że jesteśmy z nimi bardziej „w domu” niż „gościem” (by użyć frazy Maxima Vengerova). Że nie jest muzealnym ornamentem, to nic, że pięknym, zdobnym, ale zamkniętym za szybą. Tylko czymś, co płynie w naszej krwi. Czym oddychamy.
„Przeszłość – to jest dziś, / tylko cokolwiek dalej” – pisał przed więcej niż stu laty wybitny polski romantyk Cyprian Kamil Norwid. Romantyk rozsadzający ramy romantyku, przekraczający go. Może potrzeba nam więcej przeszłości, która jest dziś, żeby łatwiej patrzeć w przyszłość.



11 października, wtorek

Przedpołudnie bardzo ciekawe. Rozpoczął Stanislav Pronin (Kanada). I znów, jak w przypadku grającej we wtorek Małgorzaty Wasiucionek, dopiero ostatni – dowolny utwór (czyli „A Paganini” Schnittkego) – pokazał, jak ogromne możliwości drzemią w tym muzyku. Poprzednie obowiązkowe pozycje przeminęły bez echa. A może jest tak, że zmienia się pokoleniowa wrażliwość instrumentalistów i granie muzyki współczesnej (kompozycja Schittkego pochodzi z 1982 roku) jest czymś zupełnie innym niż Bacha czy Wieniawskiego. Chciałbym posłuchać, jak Pronin gra Szymanowskiego.

Miki Kobayashi (Japonia) mogła się podobać nie tylko w Kaprysie op. 10 nr 5 (Alla Saltarella) Wieniawskiego. I mam nadzieję, że jurorom także.

Elena Korzhenevich (Rosja) – mająca za sobą nagrody na wielu już konkursach – niczym szczególnym nie zachwyciła. W Bachu (Chaconne z „II Partity na skrzypce solo d-moll” BWV 1004) pojawiały się warsztatowe trudności z prowadzeniem polifonicznych splotów. Oba „Kaprysy” miały momenty interesujące, ale jako całość się nie broniły (nieczystości!). Wreszcie „III Sonata na skrzypce solo d-moll” op. 27 (Ballade) Ysaÿe’a – dopiero tu objawiło się muzykowanie. Dlaczego tak późno?

Philip Brett (Australia) może z nami pozostać na długo w tym Konkursie. Kaprysy (22-letni Australijczyk zmienił kolejność występu) objawiły ogromny potencjał tego muzyka. Bach (Chaconne z „II Partity”) tylko to potwierdził. Kultura grania i ogromna przyjemność z muzykowania – przy świetnej technice, nieskazitelnym dźwięku, wrażliwości na każdy niuans. III etap?

Z dwójki Polaków grających popołudniu, zapamiętałem Macieja Strzeleckiego. Grał swobodnie, mimo drobnych błędów cały czas podejmował walkę z realizowaną partyturą, mierzył się z nią – a jest z czym (bardzo ciekawy Kaprys La Cadenza Wieniawskiego oraz Paganiniana Milsteina). Paulę Preuss najzwyczajnie w świecie zjadła trema.

Christian Danowicz (Argentyna/Francja) – z polskimi elementami w biografii (studiował dyrygenturę w Warszawie u Antoniego Wita, jest koncertmistrzem wrocławskiej orkiestry Leopoldinum) – grał brawurowo i ciekaw jestem, jak daleko to go zaprowadzi.



10 października, poniedziałek

Drugi przedpołudniowy odcinek serialu pod tytułem „Przesłuchania Konkursowe” miał dwie role pierwszoplanowe oraz dwie drugoplanowe.

Soyoung Yoon (Korea Południowa) / wieniawski.pl

Soyoung Yoon (Korea Południowa) grająca na skrzypcach Guadagniniego z 1773 roku – zachwyciła. Najpierw sukienką: ciemno-błękitna, długa, przylegająca do ciała, ze świecidełkami w górnej części. Ale suknia to tylko dodatek. Opakowanie. Ważniejszy jest środek – wypełnienie. Powiedzieć, że nie było w jej grze fałszywej nuty, to nic nie powiedzieć. Koreanka jest bardzo muzykalna, ekspresyjna (Kaprys op. 10 nr 7 – La Cadenza Wieniawskiego), gra bardzo efektownie (Kaprys op. 1 nr 24 Paganiniego), elektryzująco. To może jeszcze nie wirtuoz, ale blisko. Bardzo.

Aylen Pritchin (Rosja) / wieniawski.pl

Dalej – Aylen Pritchin (Rosja)grający na skrzypcach Bergonziego z 1719 roku. Po raz kolejny okazało się właśnie, jakie znaczenie ma dobry instrument. Ale nie tylko dzięki niemu Pritchin potrafi brzmieć ciepło, by po chwili przeciąć powietrze ostrą, wibrującą, podniebną frazą (VI Sonata na skrzypce solo E-dur op. 27 Ysaÿe’a). Wszystko dzięki świetnej technice, błyskotliwości i zwierzęcej wręcz ochocie grania, które mogą go zaprowadzić daleko.

To moi faworyci jeśli jeszcze nie na finał, to na III etap z pewnością.

Maria Włoszczowska (Polska) / wieniawski.pl

Wreszcie dwie Polki – Maria Włoszczowska oraz Małgorzata Wasiucionek.
W grze tej pierwszej czuć młodość, wrażliwość, szczerość i wewnętrzne światło, które być może potrzebuje jeszcze czasu, by zaświecić pełnym blaskiem. Ale już III Sonata na skrzypce solo d-moll op. 27 – Ballade Ysaÿe’a mogła się bardzo podobać.
Wasiucionek olśniła także ostatnim utworem (dowolnym) w programie – A Paganini Schnittkego. Jakby poprzednie dzieła miały pójść w niepamięć i skrzypaczka czekała tylko na ten. Co na to jury?

Stefan Tarara (Niemcy) / wieniawski.pl

Popołudniowa grupa była słabsza – ale miała jedną nadzwyczajną kulminację. To występ Stefana Tarary (Niemcy), który uczestniczył w Konkursie Wieniawskiego już przed pięciu laty (obok grającej w poniedziałek Marty Pawłowskiej). Tarara już wtedy podobał się publiczności, ale te pięć lat pozwoliło mu dojrzeć. Wciąż gra lekko, z radością, po swojemu (kaprysy Wieniawskiego i Paganiniego przedzielił Tempo di ciaccona z Sonaty Bartóka), pewnie. W Poznaniu na pewno jeszcze go usłyszymy.



9 października, niedziela

Pierwsi występujący nigdy nie mają łatwo. Jurorzy mają wyjątkowo czułe ucho na pierwsze wychwycone błędy i nieczystości, krytycy naostrzone pióra, ołówki i ekrany. Może jedynie publiczność – głodna muzyki, czekająca całe pięć lat na kolejny konkurs – jest całkowicie po ich stronie.

Koncert inauguracyjny / wieniawski.pl

Program niczego nie ułatwia. Najpierw Bach, w którym pierwszą trzeba odsłonić duszę (Adagio, Grave), potem dopiero ciało (Fuga). Dalej Paganini – jako kompozytor bezlitosny, bo wiedział, że sam jest w stanie zagrać wszystko, więc pisał „pod siebie”. Podobnie Wieniawski. W tych Kaprysach nie chodzi tylko o szybkość, technikę i wirtuozerię. Tam spod nut cały czas ma być widoczny człowiek – a nie maszyna – który się uśmiecha, bawi, czasem wścieka, czasem kokietuje. Wreszcie utwór dowolny, bezpośrednio odsłaniający osobowość, inteligencję (jeszcze nie wszystko potrafię, ale w tym, co zagram dowiodę, że tak), wrażliwość, artyzm.
Ważne jest też umiejętne rozłożenie sił, rozplanowanie dramaturgii wykonania, by każdy utwór był osobną planetą, ale taką, która razem z czterema innymi tworzy niespotykaną, niezapomnianą konstelację.

Arata Yumi (Japonia) / wieniawski.pl

Z pierwszej przedpołudniowej grupy w pamięć wbił mi się najmocniej Arata Yumi (Japonia). 19-letni Japończyk grał spokojnie, pewnie, dojrzale, dźwiękiem mocnym i soczystym (skrzypce Guadagniniego z 1753 roku). Muzykował, to znaczy prowadząc myśl, frazę, jednocześnie słuchał, uczestniczył, odpowiadał. Rezonował. Może w Paganinim (Kaprys op. 1 nr 17) zdarzyły się niedokładności, ale już w Wieniawskim (Kaprys op. 10 nr 7 – La Cadenza) wróciła pewność i siła. I jeszcze Ysaÿe (III Sonata na skrzypce solo d-moll op. 27 Ballade): Yumi pokazał pazur wirtuoza, ale i skupienie introwertyka, który zbiera emocje i fale, by jeszcze mocniej wybuchnąć.

Jurorzy konkursu / wieniawski.pl

Z Polaków najlepsze wrażenie pozostawiła najmłodsza, 17-letnia Celina Kotz. Ciekaw jestem też dalszych losów Marty Wasilewicz (rówieśniczka Yumiego).
Kotz pokazała młodzieńczą energię i radość z grania – zwłaszcza w I Sonacie g-moll Bacha (choć Adagio było zdecydowanie lepsze niż Fuga – gąszcz bachowskich nut, który okazuje się zawsze labiryntem, w którym nie tylko te nuty prowadzące są najważniejsze, ale i te poboczne wymagają doświetlenia, wyjawienia). Nie bała się piana – a to nie takie częste na tym etapie. W Paganinim (Kaprys op.1 nr 17) pokazała intrygującą śpiewność. Jedynie na końcu opadła z sił (Paganiniana Milsteina jest równie bezlitosna jak czysty Paganini).

Marta Wasilewicz (Polska) / wieniawski.pl

Wasilewicz – w perłowo-różowej powłóczystej sukni – zaczęła dźwiękiem lekkim (Grave i Fuga z II Sonaty na skrzypce solo a-moll Bacha), acz przyprawionym; nawet drobne nieczystości w Fudze nie przeszkodziły ogólnemu wrażeniu. Paganini (Kaprys op. 1 nr 23) i Wieniawski (Kaprys op. 10 nr 8 – Le Chant de Bivouac) nie były bezbłędne, ale może to wina instrumentu (Tadeusz Słodyczka, 1995), który – jak wino – musi dojrzeć, by cieszyć w każdą porę.


Juror Zakhar Bron w wywiadzie dla „Głosu na Wieniawskiego”:
„Każdy utwór ma swoje trudności. Jeśli współistnieje wysoki poziom mistrzostwa, talent od Boga i umiejętność stylowej gry, to wtedy dopuszczać można jeszcze coś indywidualnego. Bach ze swą ogromną amplitudą gustów – od estetyki barokowej po nowoczesną – jest jednym z najtrudniejszych punktów programu do oceny. Jeśli zaś chodzi o Paganiniego i Wieniawskiego: uczestnik pokazuje, czy jest «w domu», czy jest «gościem»”.
„Czym powinna być bogata muzyka, jeśli nie tym, że nie jesteśmy wszyscy jednakowi? Jeden jest jak ogień, inny jak woda! A w konkursie najważniejsza jest jeszcze inna prawda – jeśli talent jest prawdziwy, jest też unikalny. I jeśli tego się nie utraci w przyszłości, to będzie to zasługa konkursu”.



8 października, sobota


O godz. 15.00 odbyło się losowanie uczestników. Jako pierwszy z 46 uczestników wystąpi Marcin Ostrowski (Polska), jako ostatni 13 października (godz. 18.30) Omarli Kamran (Azerbejdżan).



Organizatorem Konkursu jest Towarzystwo Muzyczne im. H. Wieniawskiego.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.