Metronom kosmicznej grawitacji
fot. Yasuhisa Yoneda / ECM Records

5 minut czytania

/ Muzyka

Metronom kosmicznej grawitacji

Tomasz Cyz

Wytwórnia ECM skutecznie podsyca obecność Keitha Jarretta na rynku płytowym, wyciągając z archiwum coraz to nowe skarby. Teraz wybór padł na bachowski koncert z marca 1987

Jeszcze 1 minuta czytania

W lutym 1987 roku Keith Jarrett nagrał na fortepianie pierwszy tom „Das Wohltemperierte Klavier” Jana Sebastiana Bacha, jako pierwszą z serii płyt z kompozycjami autora „Kunst der Fuge” wydanych przez ECM. Miesiąc później, 7 marca 1987 – jeszcze przed wydaniem płyty – pianista wykonał na żywo materiał w znanym Troy Savings Bank Music Hall. Dziś twórca monachijskiej wytwórni, Manfred Eicher, skutecznie podsyca obecność Amerykanina na rynku płytowym, wyciągając z archiwum coraz to nowe skarby. Teraz wybór padł właśnie na bachowski koncert z marca 1987 roku.

Przypomnijmy, że „Das Wohltemperierte Klavier BWV 846-893” Bacha to dwa tomy preludiów i fug we wszystkich dwudziestu czterech tonacjach durowych i mollowych. Pierwszy tom został ukończony w 1722 roku, gdy Bach pracował w Köthen w Niemczech; drugi tom powstał dwadzieścia lat później w Lipsku. Całość wydano drukiem w roku 1801, czyli prawie pół wieku po śmierci kompozytora. „Ta muzyka – komentował swoje nagranie Jarrett – nie potrzebuje mojej pomocy. Linie melodyczne same w sobie są dla mnie ekspresyjne. Sam ich kierunek i kombinacje są ekspresyjne z natury”.

Pierwszy utwór – Preludium C-dur – zna chyba każdy (do niego przecież Charles Gonoud napisał melodię i całość nazwał „Ave Maria”). Jarrett się spieszy, Jarrett nie chce, żeby się kojarzyło. A skoro preludium, to musi być coś po nim, dlatego finałowe zatrzymanie i zgłośnienie mówi, że będzie kontynuowane. Fuga C-dur, krótsza niż Preludium, wciąż jawi się jak rozgrzewka. Preludium c-moll pokazuje, że techniczne mistrzostwo amerykańskiego pianisty jest bezsprzeczne. Tempo wydaje się na granicy wytrzymałości, ale gdzieś w połowie, w zgodzie z zapisem, Jarrett jeszcze przyspiesza, gna jak szalony, by w finale zatrzymać się bez zadyszki. Fuga cis-moll to pierwszy kolos: ponad 4 minuty kosmicznego piękna dyktowanego żelazną matematyczną logiką – tutaj zagranego bez przyspieszeń czy zwolnień. To jakaś magiczna zdolność Jarretta, żeby nie poddawać się narracji, która skłaniałaby do rytmicznych wybrzuszeń. I jeszcze co chwila z gąszczu ścieżek wyławiana zostaje świeża myśl, oświetlona i odkrywana na nowo. Z czułością. Jak wspomnienie pierwszej miłości.

Fuga D-dur, krótka, półtoraminutowa, jest ostra, szorstka. Jarrett rzuca się drapieżnie na klawisze, nie daje im wybrzmieć, jest łapczywy, frenetyczny (jak w kolejnym Preludium d-moll, kiedy z pasją odkrywa przed nami basowy fundament, bez którego całość rozpadłaby się jak „Dom, który zbudował Jack”, choć tam von Trier wybrał innego geniusza, Glenna Goulda, Keith Jarrett, J.S. Bach The Well-Tempered Clavier Book I, ECM 2019Keith Jarrett, J.S. Bach:
The Well-Tempered Clavier, Book I
”,
ECM 2019
i inny bachowski wszechświat – „Sztukę fugi”). I kulminacja pierwszej części: Preludium i Fuga es-moll. Oddech i wytchnienie na otwarcie, z zawieszeniami, które sugerują, że za chwilę nie będzie nic, ale muzyka wciąż trwa (arpeggia, które wybuchają w ciszy, dominanty wtrącone, które zwiększają temperaturę do poziomu wrzenia); Fuga es-moll (poprzedzona delikatnie zagranym, niepozornym zakończeniem Preludium, jakby to nie miało znaczenia) brzmi jak procesyjny chorał, modlitwa, nie tyle proszalna, ile nieubłagana, bo znów w stałym rytmie. Jak on to wytrzymuje? Chyba tylko dlatego, że w kolejnym preludium przyniesie oddech sobie, nam.

Preludium i Fugę E-dur oraz e-moll – jedne z najkrótszych – gra w szaleńczym tempie, najkrócej, jak się da. Półtorej minuty i niecałe trzy. Szczególnie w Fudze e-moll (minuta!) wydaje się pędzić na złamanie karku. Ale nie gubi żadnej nuty, grama sensu, wprost przeciwnie. Wie, że zbliża się przerwa, więc trzeba zaatakować każdy dostępny zmysł.

W centrum drugiej godziny koncertu, nagrania, jest najpierw Preludium b-moll – posępne, mroczne, melancholijne. Jakby Jarrett wiedział, że za chwilę przestanie dotykać klawiszy, że nie będzie grał. Jest tu delikatny jak kot, który chodzi po stole pomiędzy przeszkodami, kartkami, książkami, filiżankami, kieliszkami, nie chcąc nic strącić, tylko przejść na drugą stronę stołu. Po Preludium następuje Fuga b-moll – jeszcze mroczniejsza, ale i jeszcze delikatniej zagrana, na granicy brzmienia. Pojedyncze dźwięki prawej ręki, po chwili dopiero przez Bacha połączone kontrapunktem z lewą, przechodzą w solenny marsz, konsekwentnie zgłaśniany aż do jasnego końcowego akordu w dur.


I finał: ponad pięciominutowe Preludium h-moll, dalej siedmiominutowa Fuga h-moll. Niektóre, jak E-dur, e-moll, F-dur, A-dur czy B-dur, trwają razem po dwie, trzy minuty – tu kilkanaście minut czystego piękna, z którego Jarrett tworzy pożegnanie. Preludium gra tak, jakby w uszach miał metronom: w stałym rytmie, choć kosmicznej grawitacji; równomiernie, nigdy nudno, bo wartością zmienną staje się tu barwa, dynamika (oddechy między pianissimomezzo forte), ekspresja. I charakterystyczny poświst, oddech, niby śpiew. Fuga h-moll jest przepięknym tańcem. Brawa po ostatnim akordzie wydają się nie mieć końca.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)