Wrzesień 2016 roku. Andrzej Bart, ówczesny dyrektor artystyczny Teatru Nowego w Łodzi, podczas rozmowy o marzeniach teatralnych rzuca nagle od niechcenia: „A może «Lolita»?”. „Tak!”. „To może zrób sam adaptację”. „Jasne”. Wracam do Warszawy i łapczywie rzucam się po latach na książkę, która nie jest niewinna. Nie może być. Podświadomie też czuję, że tłumaczenie Tomasza Kłobukowskiego („Lolito, światłości mojego życia, ogniu moich lędźwi. Grzechu mój, moja duszo. Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To.”) zaprowadzi mnie inaczej – dla mnie: lepiej i tam, gdzie chcę – niż Roberta Stillera („Lolito, światło mego życia, płomieniu mych lędźwi. Mój grzechu, moja duszo. Lo-li-ta: czubek języka schodzący w trzech stąpnięciach wzdłuż podniebienia, aby na trzy trącić o zęby. Lo. Li. Ta.”). Choć to tylko podświadomość.
***
Grudzień 2016 roku. Kiedy czytam z zaprzyjaźnionymi aktorami u Marii Maj adaptację „Lolity”, wiem już, że nigdy z niej w teatrze nie skorzystam. Okazuje się, że nie istnieje żadna możliwość, by w teatrze wystawić powieść Vladimira Nabokova (z 1955 roku) w innej wersji niż ta, którą w 1979 roku ułożył amerykański dramaturg Edwarda Albee (autor m.in. „Kto się boi Virginii Woolf”) – na dodatek dokładnie w tej postaci, w jakiej została napisana, słowo po słowie i pod warunkiem niedopisywania innych słów. To dziś, choć może nie tylko dziś, duże ograniczenie. Ale przecież rzecz tyczy właśnie przekraczania granic. Poza tym, jako człowiek muzyki, wiem, czym jest i co znaczy słowo: partytura. I jeśli decyduję się na zagranie koncertu Beethovena, to nie narzekam, że nie gram Mozarta. I wiem – także dzięki kilku intensywnym miesiącom spędzonym nad własną wersją oraz dzięki wysłaniu jej do interpretacji przez przyjaciół – że ten czas nie był stracony. Że dokładne rozpoznanie wątków, postaci, problemów, słów, zdarzeń z powieści Nabokova może tylko nasycić to, co zrobił z tego Albee, odśrodkową organiczną intencją. Dlatego przystałem na drugą propozycję Andrzeja Barta, by przetłumaczyć adaptację-sztukę Albee’ego. By już w tłumaczeniu, które musiało przejść przez proceduralne sito (i zostało przez Amerykanów zatwierdzone), przesuwać granice słów i zdarzeń, na ile się da, w kierunku własnego teatru, którego częściami składowymi są dmuchana i lekka jak balony scenografia Natalii Kitamikado, utrzymane w czarno-białych kolorach kostiumy Aleksandry Gąsior, światła Katarzyny Łuszczyk, podprogowa muzyka Mikołaja Trzaski, wyprowadzona z niej (albo przeciwko niej) choreografia Heleny Ganjalyan, wreszcie działające na zmysły i fantazje fotografie Jacka Poremby.
***
I wtedy przyszło pytanie najważniejsze: kto może zagrać Lolitę? (Nabokov uważał, że jeśli w kinie reżyser chce mieć małe dziecko jako Lolitę, niech weźmie karlicę. Sue Lyon grająca Lolitę w wersji Stanleya Kubricka z 1962 roku – według scenariusza Nabokova, miała wówczas 15 lat; Dominique Swain z filmu Adriana Lyne’a z 1997 roku miała lat 16. Czytałem jeszcze gdzieś, że w teatralnej wersji „Demona ziemi” Wedekinda w Teatrze Dramatycznym w Warszawie Lulu zagrała prawie pięćdziesięcioletnia Kalina Jędrusik.) Po głowie chodziły rozmaite twarze, energie, rozwiązania. Wreszcie powstał pomysł: zróbmy casting. Odważny, promocyjnie nośny, ale… W rozesłanej do szkół teatralnych, agencji czy prywatnymi kanałami informacji znalazła się prośba o przesłanie do teatru krótkiego filmu z odpowiedzią na pytanie: „Dlaczego chcę zagrać Lolitę?”.
Styczeń 2017 roku. Do teatru przychodzi ponad 150 plików. Kiedy zacząłem je oglądać, zrozumiałem, że dysponujemy materiałem, który jest bombą atomową. Którego można, ale nie trzeba się bać. Patrzyłem na młode kobiety (studentki szkół teatralnych czy absolwentki), które z pełną świadomością, pewnością, doświadczeniem, grą, kamuflażem, pomysłowością odpowiadają dlaczego. Szczerze, kreacyjnie, od serca, bez owijania w bawełnę, z całym bagażem własnych doświadczeń, lęków, wyobrażeń, fantazji, traum. Z wielką siłą i przekonaniem: tak, potrafię to zrobić, na dodatek coś, co tak naprawdę ukrywam, albo coś, co ledwie odsłaniam, może mi w tym pomóc. Ta siła była porażająca. (Dopiero kilka miesięcy później odbył się Czarny Protest, miał zacząć – oby trwale – zmieniać świat.) Pomyślałem nawet przez chwilę, że zamiast przedstawienia złożę film z tych wypowiedzi i choć żal by mi było Nabokovskich fraz wplecionych w warstwę tekstu Albee’ego, to siła autentyczności zawarta w tych wyznaniach biła na głowę wszystko.
Do drugiego etapu wybrałem kilkanaście kandydatek. Szukałem jednej, jedynej. Spotkanie na małej scenie Teatru Nowego – z listem Lolity do Humberta, z piosenką „Falling” z serialu „Miasteczko Twin Peaks”, z monologiem Uny ze sztuki „Blackbird” Dawida Harrowera – powiedziało mi, że może nie ma jednej Lolity. Przecież, jak pisze Nabokov na pierwszych kartach powieści, „na imię miała Lo, po prostu Lo, z samego rana, i metr czterdzieści siedem w jednej skarpetce. W spodniach była Lolą. W szkole – Dolly. W rubrykach – Dolores. Lecz w moich ramionach zawsze była Lolitą”.
***
BACKSTAGE
Cykl w dziale teatru stworzony z myślą o tym, „czego nie widać” (pamiętacie głośną farsę Michaela Frayna?). W tym przypadku mniej chodzi o to, co dzieje się za kulisami i w garderobach, bardziej o intelektualne zaplecze powstających przedstawień. Czego zazwyczaj nie widzą widzowie i recenzenci? Tygodni prób, czyli procesu dyskutowania, czytania, oglądania, słuchania, projektowania, burzenia, budowania na nowo. Myślenia. BACKSTAGE ma być miejscem, gdzie autorzy spektakli (reżyserzy, dramaturdzy, muzycy, scenografowie, choreografowie, aktorzy i cała reszta) będą mogli ten proces, jego fragmenty, dokumentować. Pokazać marginesy i przypisy, konteksty, źródła. W formie notatek, esejów, dzienników, opowiadań, może zapisów nutowych albo rysunków przestrzeni.
W „Mrocznym przedmiocie pożądania” – ostatnim filmie Luisa Buñuela (z roku 1977) – główny bohater, zamożny Francuz po sześćdziesiątce, opowiada w pociągu współpasażerom o katastrofalnej dla niego namiętności do młodej Hiszpanki o imieniu Conchita. Zagrały ją dwie aktorki: Carole Bouquet oraz Ángela Molina, obrazując tym samym dwie sprzeczne natury kobiecej osobowości. Pierwsza to wcielenie niewinności, kobiecej dumy i siły, także niedostępności; druga to uosobienie zmysłowości i erotyzmu, a także umiejętności manipulowania mężczyzną za pomocą seksualnych przymiotów.
Ten fenomenalny pomysł Buñuela (przypomnijmy jeszcze, że scenariusz powstał na podstawie powieści „La femme et le pantin” [Kobieta i pajac] Pierre’a Louisa z 1898 roku) nie jest w żadnej mierze wykładem na temat dwulicowości kobiet, oskarżeniem ich o wykalkulowaną bezduszność, tylko obrazem postrzegania płci pięknej przez mężczyzn. Specyficznego postrzegania. Narracja u Buñuela jest bowiem wyraźnie prowadzona z punktu widzenia Mathieu – to w jego oczach Conchita raz jawi się jako anioł, a raz jako diabelska manipulantka. To jego fantazję oglądamy, nie mogąc uwierzyć, że nie dostrzega tego, co widzimy my. Tak łatwo się pomylić.
***
W powieści Vladimira Nabokova Lolita jest jedna, jedyna, choć posiada prefigurację w postaci spotkanej we wczesnej młodości przez bohatera trzynastoletniej Annabel. Na łódzkiej scenie w otwierającym spektakl fragmencie – kiedy bohater (już po przyznaniu się przed widownią do zakochania w młodej, zbyt młodej dziewczynie) prosi Lolitę, by do niego przyszła – pojawiają się trzy aktorki (Weronika Bartold, Karolina Bruchnicka i Weronika Humaj). Zainspirowany filmem Buñuela chcę bowiem pójść dalej: w ten sposób „Lolita” to już nie tylko opowieść o skrajnościach dziewczęcej (dziecięco-dziewczęcej) natury.
To opowieść o fantazji, którą wstydliwie trzymamy w ukryciu w tyle głowy; o fantazmacie, który zmienia się na naszych oczach, który jest ruchliwy, nieuchwytny, bezceremonialny. To także powolne docieranie do źródła winy głównego bohatera, Humberta Humberta, której nie może tłumaczyć ani namiętność, ani pożądanie. (Pisał brytyjski filozof Roger Scruton: „Dzieci są częściowo moralne i czasami postępują słusznie, a czasami nie. Nigdy jednak nie są w pełni odpowiedzialne za to, co robią”.) To wreszcie historia krzywd wyrządzonych Lolicie, z których ona mimo wszystko próbuje się podnieść.
Fabuła sztuki Edwarda Albee’ego, choć zawiera ważne chronologicznie momenty z powieści Nabokova, nie jest z nią tożsama. Przede wszystkim powieściowa rama – czyli więzienne zapiski mężczyzny oskarżonego o pedofilię i czekającego na proces – w sztuce zyskuje postać narratora (Certain Man, czyli Jakiś Mężczyzna). To on przeprowadza Humberta Humberta przez koszmar wspomnienia; to on, jak sam mówi, „pociągnie za kilka sznurków tu i tam, pomanipuluje rekwizytem albo dwoma, albo sytuacją”. Jest sumieniem (jeśli wierzymy w Boga), psychoanalitykiem (bardziej Lacanem niż Freudem), pisarzem na żywym laboratoryjnym modelu sprawdzającym twór własnej wyobraźni. Jest obserwatorem, czyli kimś, kto patrzy – ale nie tylko na to, co dzieje się na scenie, lecz także na widownię. Być może to interesuje go równie mocno.
Narracja Albee’ego – w dużej mierze referencyjna wobec zdarzeń i akcji, oparta na reminiscencjach, komentarzach (rozmowy Humberta z Mężczyzną), powrotach – nie uwodzi jak powieść Nabokova. Jest beznamiętna, chłodna, skoncentrowana na odtwarzaniu wybranych scen z życia Humberta Humberta (wejście do domu Charlotte i pierwsze spotkania z Lolitą; list-wyznanie Charlotty i decyzja o ślubie; znalezienie pamiętnika i śmiertelny wypadek, w książce Charlotta wpada pod samochód, w sztuce nieszczęśliwie upada na schodach i łamie kark; pogrzeb; pierwsza noc z Lolitą w motelu; życie z Lolitą pełne kłótni, lęków, podejrzeń, zakończone ucieczką ze szpitala z Quiltym; życie z Ritą jako próba zapomnienia; spotkanie z ciężarną Lolitą i jej mężem Dickiem; zabójstwo Quilty’ego).
Ale obecność na scenie trzech Lolit jest szansą na rozszczelnienie płynnej fabuły zmierzającej do streszczenia najważniejszych wątków, na zawieszenie wartkiego strumienia czasu i przyjrzenie się relacjom, napięciom, ukrytemu. To ukryte jest tu bowiem najważniejsze. Co wiedziała o uczuciu lokatora do córki matka? Jak Humbert wykorzystywał każdą sposobność bycia bliżej Lolity? Co czuła Lolita podczas pierwszej nocy w motelu? Co czuła, kiedy wreszcie usłyszała o śmierci matki? Czy Humbert był zakochany, czy tylko zwyrodniały? Jak mocno odczuł stratę Lolity? Czy Lolita powiedziała cokolwiek o swojej przeszłości Dickowi? Czy podniosła się po tym wszystkim? Czy jest, czy będzie silna? Czy zabójstwo Quilty’ego ugasi pragnienie i stratę? Czy to naprawdę koniec?
***
I jeszcze dwie rzeczy. Pracując jesienią 2016 roku nad własną adaptacją, nie wiedząc jeszcze, że nic z niej nie będzie, napisałem dwa monologi. Pierwszy dla Charlotte, na otwarcie drugiego aktu (pierwszy kończył się jej śmiertelnym wypadkiem, pogrzebem i pierwszą nocą Humberta z Lolitą). I drugi, na finał, dla Lolity. Więc skoro nie ujrzą światła dziennego, niech zostaną tutaj.
08: monolog Charlotte
[przejście ze światła widowni na światło sceny. Przy mikrofonie Charlotte, patrzy, rozgląda się.]
CHARLOTTE
Tak, wiem, wiem, przecież ja już nie żyję. Ale to nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia. Że niczego nie chcę powiedzieć. Właśnie że chcę. Chciałabym. Chciałabym powiedzieć, chciałabym powiedzieć mojej córce, że… Znacie to? Życie po śmierci, a raczej życie po życiu, błąkające się tu i ówdzie dusze. Nieważne zresztą. Muzyka, tak, muzyka by mi może pomogła. Chłopaki, znajdźcie coś, co lubię. Przecież wiecie, co lubię.
[może kilka prób, może pada: „Nie, nie to, tamto takie z fortepianem”. Wreszcie cichutko zaczyna brzmieć „Apo Mesa Pethamenos”. Może też wraca w niewielkim stopniu światło na widownię, może nawet Charlotte mówi:]
Dajcie trochę światła na widownię, chcę im się bliżej przyjrzeć, przedtem ze sceny nie miałam jak, teraz, jak już nie żyję, mogę. Teraz lepiej. Teraz chyba będę umiała powiedzieć mojej córce, jeśli mnie słyszy, że bardzo ją kocham. Że chyba nie umiałam jej wychować, na pewno nie umiałam. Byłam złą matką. Kiedyś, musiał być styczeń 1947, kiedy Lo miała 12 lat, w kwestionariuszu książki „Jak rozwija się twoje dziecko”, w rubryce „Osobowość” podkreśliłam dziesięć następujących epitetów, spośród czterdziestu: agresywna, niesforna, krytyczna, nieufna, niecierpliwa, porywcza, wścibska, roztargniona, stale „na nie”, uparta. Zignorowałam trzydzieści pozostałych przymiotników, w tym: pogodną, uczynną, energiczną, ufną, błyskotliwą i inne. Nienawidziłam ją? Może. Wstydzę się tego. Bardzo się tego wstydzę. Choć wiem, że teraz to nic już nie zmieni. Pójdę sobie, już już. Wiem, że jesteście zniecierpliwieni i ciekawi, co – i zwłaszcza jak (bo większość z was to „co” już wie) – będzie dalej. Dalej… Mniejsza z tym.
„Lolita”
Adaptacja powieści Vladimira Nabokova: Edward Albee
Przekład i reżyseria: Tomasz Cyz
Scenografia: Natalia Kitamikado
Kostiumy: Aleksandra Gąsior
Choreografia: Helena Ganjalyan
Muzyka: Mikołaj Trzaska
Zdjęcia: Jacek Poremba
Reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
Inspicjentka: Hanna Molenda
Prapremiera polska: 31 maja 2019 r.
Teatr Nowy w Łodzi.
Chcę to powiedzieć, choć to nie ma żadnego sensu. Ty nawet nie masz pojęcia, Lolito, jak bardzo cię kocham. Wciąż. Zawsze cię bardzo kochałam. Bardzo cię przepraszam, wybacz mi. To wszystko, co… Przepraszam cię, córeczko, że nie umiałam ci powiedzieć, że cię kocham. Że nie umiałam cię wychować. Przepraszam, że nie dawałam rady. Starałam się, jak mogłam, ale po prostu nie dawałam rady. I nie dałam rady. Może byłam nieszczęśliwa. Niekochana, albo kochana niewystarczająco. Staruszek Haze był dobry, dobry był, ale głównie dla tych polis ubezpieczeniowych był dobry. One zajmowały go najbardziej, z nimi mnie zdradzał. Czułam się samotna, bardzo samotna. A potem on umarł, a ja z tej jeszcze większej i beznadziejnej samotności zdecydowałam się na nowe otwarcie z Humbertem. Ciebie też, Humbercie, kochałam. Ciebie też, ale to było co innego. To już nieważne. Tego nie chcę pamiętać. Tego nie chcę znać.
Wiem, pójdę już. Ale powiem wam: Bądźcie dla siebie dobrzy. Bądźcie dobrzy dla swoich dzieci.
[gaśnie światło, ale nie gaśnie muzyka, może nawet jest jeszcze głośniejsza, pełniejsza.]
Kurwa, coś jeszcze chciałam powiedzieć. Co jest? Zabierz te łapy. Zasłużyłam mimo wszystko na coć więcej niż… [krzyczy] Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie!! [okropny krzyk, nie do wytrzymania] Nie dotykaj!! Zostaw!! [znika ze sceny, zniesiona z niej w ciemności]
16: monolog Lolity
[światło. Na scenie Humbert Humbert, Charlotte i Lolita – stoją jak do braw. Może nawet zaczynają się brawa. Tamci stoją, patrzą, uśmiechają się, ale Lolita staje i uśmiecha się inaczej. Podchodzi ostatnia, tamci jakby już chcieli skończyć, ona dopiero zaczyna]
LOLITA
Myślicie, że to już koniec? Naprawdę myślicie, że to już koniec? Jeszcze nie, mamo, tato. Zostańcie, jeszcze chwilę, siądźcie tam. [siadają na ławce, bokiem] Tak łatwo was nie wypuszczę. [patrząc na widza] Wy naprawdę myśleliście, że to już koniec. Że teraz brawo brawo brawo, buzi dupci i do domu? Że tak gładko przyszliście sobie spędzić miły wieczór z „Lolitą”. „Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To.” Fajne, co? Chcesz spróbować? Może ty też spróbujesz? A ty?
Zastanawialiście się przez chwilę, co ja czułam albo czuję? Czy ktoś z was choć przez chwilę chciał to przerwać i zapytać, co ja czuję? Co myślę? Co dźwigam? Myślicie, że to było proste, zabawne, miłe. Że jestem silna, więc to wytrzymam. Nie. Jestem krucha, ranliwa. Nie dawałam rady. Nie daję rady. Chyba.
Myślicie, że tego chciałam? Że ja naprawdę tego chciałam? Że wiedziałam, co to jest? Myślisz, Humpy, że naprawdę chciałam mieć twój mokry język w swoich ustach? Twoje oślizłe kłujące wargi na moich wargach? Twoje czułe, choć twarde palce, delikatną, choć chropowatą skórę dotykającą mojej, świeżej, nietkniętej? Myślicie, że 13-letnia dziewczyna wie, co to jest pieszczota? Rozkosz? Seks? I że jest na to wszystko gotowa? Fizycznie, psychicznie, metafizycznie? I nie na seks z równie na to niegotowym 13-latkiem, ale seks z wiedzącym wszystko na ten temat doświadczonym 40-latkiem? Który wie, jak dotknąć, wie dokładnie, jak dotknąć, żeby sprawić rozkosz, żeby rozbudzić pragnienie, wzbudzić i podtrzymać głód namiętności?
Mamo, ja nie wiedziałam nic. Moja głowa – pełna marzeń, klisz, wyobrażeń – nie wiedziała nic. Nie umiała nic. Skrzywdziłaś mnie, mamo. Bo mnie nie przygotowałaś. I ty skrzywdziłeś mnie, Humpy. Chcę, żebyś to wiedział, że nie potrafię sobie z tym poradzić, nawet jeśli już umiem powiedzieć ci, że mnie skrzywdziłeś. A teraz mnie przytul. Przytul mnie, proszę. Tak bardzo tego potrzebuję. Teraz. Właśnie teraz. Ale nic więcej. Tylko przytul. Tak, właśnie tak. Byłam świeża jak stokrotka, i coś mi zrobił? Powinnam wtedy od raz zadzwonić na policję i naskarżyć, że mnie zgwałciłeś. Ty obleśny śmierdzący staruchu. Przytul mnie!
Mamo, nie mów, że nie widziałaś, co się dzieje. I w dupie mam twoje przepraszam. Mamo… Choć nawet trochę cię rozumiem. Że dla tych kilku powtarzalnych może nawet codziennie kilku minut ekstatycznego szczęścia, zafałszowanej, choć w danym momencie autentycznej bliskości i piękna, mogłaś przehandlować mnie w zamian. Bo mnie przehandlowałaś. Widziałaś przecież, że on jest blisko ciebie, bo chce być bliżej mnie. Siada na kanapie obok ciebie, bo tak naprawdę siada obok mnie. Je z tobą kolacje, bo ja też siedzę przy stole. Ociera się o mnie. A ja o niego. Tak, pozwalałam ci nieraz w czasie drogi samochodem, przy matce, trzymać moją dłoń, głaskać i ściskać ją, ale nie wiedziałam, co to znaczy. To było niewinne, dziecięce, tak jak kładzenie ci nóg na udach, mówienie do ucha, mierzwienie włosów, patrzenie ci w oczy, tańczenie przy tobie. Przed tobą. Ale to nie to samo co ty robiłeś mi.
Humpy, czy ty wiesz, co to jest dla 13-letniej dziewczyny dotknąć ją? Pieścić ją? Czasem bolało mnie tak, że nie mogłam usiedzieć, jakbyś mi coś w środku porozrywał. Ty lubieżny skurwysynu. Ty chodząca ohydo. Kiedy się pierwszy raz pieprzyłeś? Kiedy się pierwszy raz kochałeś? Kiedy się pierwszy raz zakochałeś? Pamiętasz to? Bolało? Kiedy cię zostawiłam, uciekłam z Quiltym, chciałam, żeby cię bolało. Chciałam być okrutna. Nie wiedziałam, że Quilty jest impotentem, że perwersją maskuje własną niemoc. Odtrącenie boli. Bardzo boli. Zostawiłam ciebie dla Quilty’ego, który za chwilę zostawił mnie. Bolało. Ale nie wiem czy mniej, kiedy dotykałeś mnie. Kiedy mnie kochałeś.
Zastanawiałam się czasem, dlaczego podarowałeś mi „Małą syrenkę”? Bo co?
„« […] chcesz się pozbyć rybiego ogona i mieć dwie nogi, ażeby Królewicz mógł Cię pokochać i dać ci połowę swej duszy nieśmiertelnej. Ha, ha, ha!». Śmiała się tak okropnie, że ropucha i żmije spadły jej z kolan na błotnistą ziemię i wiły się szkaradnie. «W samą porę przyszłaś – zaczęła znowu ze złośliwym wzrokiem – gdybyś spóźniła się o kilka godzin, musiałabyś rok cały czekać na mą pomoc. Ale do wschodu słońca jeszcze dość daleko i mogę przygotować ci potrzebny napój. Popłyniesz z nim do lądu, usiądziesz na brzegu i kiedy ujrzysz słońce wypijesz do kropli. Wtedy twój piękny ogon zmaleje, skurczy się i rozedrze na dwie połowy, z których każda będzie podobna do ludzkiej nogi. Uprzedzam cię jednakże, iż w tej samej chwili uczujesz ból okropny, jak gdyby miecz ostry rozciął ci ciało. I nie ustanie on nigdy. Ludzie będą zachwycać się twoją pięknością, twe ruchy będą lekkie, pełne wdzięku, ale krok każdy będzie ci sprawiał cierpienie, jakbyś stąpała po ostrym żelazie i krwią broczyła stopy. Teraz już wiesz wszystko – chcesz cierpieć? – żądaj». «Chcę» – rzekła Syrena głosem drżącym, myśląc o królewiczu i o duszy. «I jeszcze to pamiętaj – zaśmiała się wiedźma – że skoro raz przybierzesz postać ludzką, nie możesz stać się na powrót Syreną. Nigdy już więcej nie wrócisz do morza, nie zobaczysz sióstr swoich, ojca ani babki, a jeśli cię królewicz nie pokocha nad ojca, matkę i ksiądz wam nie zwiąże rąk przed ołtarzem, to nie zdobędziesz duszy nieśmiertelnej! A gdy królewicz inną zaślubi kobietę, serce ci pęknie, i zmienisz się w pianę znikomą». «Niech się tak stanie» – szepnęła księżniczka, blada jak płatek lilii. «Dobrze, ale musisz zapłacić mi za to – rzekła znów jędza – a to drogi napój i wiele żądać będę. Na ziemi i w morzu nie ma piękniejszego głosu nad twój i zapewne chciałaś nim oczarować królewicza. Ale głos ten musisz mi oddać. Nic droższego nie masz. Musisz mi nim zapłacić za moją krew własną, z której przyrządzę napój, aby był skuteczny jak cięcie miecza». «Więc cóż mi pozostanie – szepnęła Syrena – jeśli mi głos zabierzesz?». «Zostanie ci twarz piękna, ruchy pełne wdzięku i oczy, które przemawiać umieją. To dosyć. No, cóż? Straciłaś odwagę? Daj mi język, utnę ci go na zapłatę i zaraz zrobię napój». «Niech tak będzie» – rzekła ze smutkiem Syrena”.
„W tej samej chwili uczujesz ból okropny, jak gdyby miecz ostry rozciął ci ciało. I nie ustanie on nigdy. Ludzie będą zachwycać się twoją pięknością, twe ruchy będą lekkie, pełne wdzięku, ale krok każdy będzie ci sprawiał cierpienie, jakbyś stąpała po ostrym żelazie i krwią broczyła stopy”. „Utnę ci język”.
Chciałeś, żebym nauczyła się, że miłość to cierpienie? Ból? Ofiara z własnego ciała? Czego chciałeś ode mnie? Naprawdę mnie kochałeś? Czy kochałeś swoje emocje, swój stan, który wyzwalał się w związku z moją obecnością? Z twoją władzą nade mną?
Wiesz, że nigdy nie byłeś dla mnie czuły? Nawet kiedy malowałeś mi paznokcie, kiedy myłeś mi włosy, kiedy wiozłeś mnie do szpitala, a potem odwiedzałeś, nie byłeś dla mnie tak prawdziwie czuły. I wiesz, że w każdym motelu, w każdej restauracji, kawiarni, w kinie, w szkole, mówiłeś o mnie: to jest moja córka. To jest Dolores Haze, moja córka. Nigdy, stojąc przed całym światem, nie powiedziałeś, nie chciałeś powiedzieć: to jest Lolita, moja miłość. Nie. „Kiedy ściska w gardle dlatego, że istota, na którą patrzę jest tak bardzo krucha, ranliwa, śmiertelna, wtedy tendresse”. Dlatego koniec.
[Ciemność.]
* w monologu Lolity cytat z Czesława Miłosza oraz z baśni Andersena w tłum. Cecylii Niewiadomskiej.