Zimowa
płyta Stinga

Tomasz Cyz

Ta płyta nie bardzo spodoba się fanom Stinga. Może nie od razu, może w ogóle. Ale powinni na nią trafić miłośnicy klasyki i tradycji. Żeby zobaczyć (i usłyszeć), jak twórczo można się z nimi obejść

Jeszcze 1 minuta czytania

Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę chciał pisać o płycie Stinga. Nie żebym miał coś przeciwko. Po prostu nie słucham. I nagle czytam, że Sting wziął na warsztat tradycyjną angielską muzykę (Purcell!), dołożył kawałek z Schuberta (czyli śpiewaną po angielską jedną z pieśni z cyklu „Winterreise” – „The Hurdy-Gurdy Man” – w oryginale „Der Leiermann / Lirnik”) i Bacha. I… Jest świetnie. Od kilkunastu dni nie słucham niczego innego. Prawie.

Sting, „If on a Winter’s Night…”.
Deutsche Grammophon / Universal 2009
Dlaczego właśnie ta płyta? Bo jest bardziej „klasyczna” niż „rozrywkowa” (cokolwiek te kolokwializmy dziś znaczą). Bo jej duch, przestrzeń, klimat, atmosfera, wreszcie warsztat (aranżacje) rodzą się z tradycji muzyki, z głębokiego spojrzenia w jej historię, z wyczucia, czułości i żarliwości. Od pierwszej tradycyjnej pieśni („Gabriel’s Message”), przez „zimowe podróże”, do bożonarodzeniowych kolęd.

Jednym ten materiał wyda się uzurpacją, bluźnierstwem nawet. Innym spodoba się eteryczna współobecność instrumentów (m.in. trąbka Chrisa Bottiego, perkusja Jacka DeJohnette'a, saksofon Kenny Garretta, albo dialog trąbek w wykonaniu Chrisa Gekkera i Brenta Madsena w „Soul Cake”); napięcia między linią melodyczną a akompaniamentem, subtelne stylizacje i puls współczesności. Myślę też, że ta płyta nie bardzo spodoba się fanom Stinga. Może nie od razu, może w ogóle. Ale powinni na nią trafić miłośnicy klasyki i tradycji. Żeby zobaczyć (i usłyszeć), jak twórczo można się z nimi obejść.

Jest jeszcze jeden element, który sprawia nieukrywaną przyjemność. Głos Stinga. Dojrzały, nasycony, zmysłowy, czuły, przydymiony, lekko zachrypnięty, co całości dodaje tylko wdzięku. Weźmy „The Hurdy-Gurdy Man” (czyli Schubert w wersji Stinga), albo „Cold Song” czy „Now Winter Comes Slowly” Purcella (czyli fragment nieśmiertelnej opery-maski „The Fairy Queen”). Kilka instrumentów w tle, niemal nieistniejących. I głos na granicy nostalgii i zatracenia. Głos barbarzyńcy. Barbarzyńcy w ogrodzie.

A co ten barbarzyńca robi w tym wspaniałym ogrodzie muzyki? Pielęgnuje zimowy ogród.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.