Soyka śpiewa Miłosza

Tomasz Cyz

Soyka ma rację, biorąc się za Miłosza. Weźmy taki fragment: „Ach te muchi, / Ach te muchi / Wykonują dziwne ruchi, / Tańczą razem z nami, / Tak jak pan i pani / Na brzegu otchłani”

Jeszcze 1 minuta czytania

Ta płyta trwa zaledwie 27 minut. Mało. A zważywszy jeszcze na fakt, że dwa utwory znalazły się już na krążku „Studio Wąchock” („Stary człowiek ogląda TV” i „Który skrzywdziłeś…”), to aż chce się zapytać: po co to wszystko? Tylko dla rocznicy?

„Stanisław Soyka śpiewa 7 wierszy Czesława Miłosza”.
1 CD, Universal 2011.
Zresztą, pisanie piosenek dziś w ogóle graniczy z cudem. W sytuacji, w której system dur-moll został już dawno wyczerpany, nie mówiąc o klasycznym dla popu układzie: tonika – dominanta – subdominanta – tonika (i jego wariacjach czy pochodnych), kiedy wszystko polega na powtórzeniach i wiecznych powrotach, jedyna (prawie?) siła w tekstach. W słowie.

I Stanisław Soyka ma rację, biorąc się za Miłosza. W tej poezji jest bowiem zaklęty rytm, ukryta melodia. Jest siła. Weźmy taki fragment: „Ach te muchi, / Ach te muchi / Wykonują dziwne ruchi, / Tańczą razem z nami, / Tak jak pan i pani / Na brzegu otchłani. / Otchłań nie ma nogi, / Nie ma też ogona, / Leży obok drogi / Na wznak odwrócona”. Słyszycie rytm? Słyszycie melodię? Jeśli nie, jeśli jeszcze nie, to posłuchajcie Stanisława Soyki i Czesława Mozila, jak śpiewa. Przepraszam: śpiewają. Jak oni śpiewają!

W tle tylko gitara i akordeon. Z przodu głos – wspólny – bo Soyka i Mozil śpiewają unisono. Zwłaszcza quasi refren (bo wiersz zwykle, stając się piosenką, uzyskuje nowy status wersyfikacyjny) o otchłani zapada w ucho, w pamięć: „Otchłań nie je, nie pije / I nie daje mleka. / Co robi [otchłań]? / [Otchłań] czeka”. Mimo że jest tylko wariacją schematu: subdominanta – tonika – subdominanta – tonika – subdominanta – tonika – dominanta – tonika. Ale nie wiem już, czy przez słowa Miłosza, czy przez lekki, nienachalny śpiew Soyki i Mozila, nie tylko wariacją. Na szczęście.

Soyka ma rację, biorąc się za Miłosza (tak jak nie ma racji, biorąc się kolejny raz za Wojtyłę, bo okolicznościowej składanki z Piaskiem „W blasku światła” na dłuższą metę słuchać nie umiem, choć kończący ten „Miłoszowy” projekt instrumentalny kawałek „Brat naszego Boga” jest całkiem, całkiem).
Choćby „Po osiemdziesiątce” ujawnia inny sposób pisania przez Soykę muzyki pod słowa. Nie od harmonii, nie od akordów (znanych, ulubionych, lubianych), tylko od słów, w poszukiwaniu melodii. W tle tylko skrzypce (bo Soyka gra także, prócz fortepianu, na tym instrumencie). I słowa prowadzące melodię głosu. Odkrywające ją. Trochę na wzór Niemena śpiewającego Norwida.

Ta płyta trwa zaledwie 27 minut (a bez instrumentalnego utworu 22 minuty). Mało, dużo za mało. Bo ma się ochotę na więcej. Myślę, że za karę Stanisław Soyka powinien nagrać pełną (długogrającą – w odróżnieniu od tej – krótkogrającej) płytę z wierszami Miłosza. Już bez rocznicy.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.