Pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy podczas słuchania tych nokturnów to: miękkość. Nelson Freire gra Chopina tak miękko, jakby chodził po dywanie z puchu, jakby się nad nim nawet unosił. Dźwięki są ciepłe, przyjemne, rozgrzewające, zamyślone. Pochłaniają.
Nelson Freire (fortepian). „Chopin. The Nocturnes”.
2 CD, Decca / Universal 2010Choćby pierwszy na drugim krążku – Nokturn g-moll op. 37 nr 1 (Andante sostenuto). Spokój, który wlewa w te nuty Brazylijczyk (rocznik 1944, zaczął grać na fortepianie w wieku trzech lat), jest nieziemski. Spokój i napięcie. Freire nie przechodzi obok żadnego motywu obojętnie. Nasyca go, rozświetla (stąd to ciepło), opalizuje. A wszystko nienachalne, lekkie (stąd ta miękkość, taka kocia – pianiści, którzy są jak koty, są najciekawsi), niewymuszone. Dwadzieścia nokturnów słuchanych pod rząd (kilkakrotnie) nie stępia wrażliwości, nie niweluje kontrastów, nie nudzi – wprost przeciwnie. Apetyt rośnie w miarę słuchania.
Jeszcze ostatni nokturn z drugiego krążka – cis-moll (Lento con gran espressione, nieopusowany). Dźwięki jak rozsypujące się kryształy. Albo perły. I to zawieszone w czasie. Hipnoza.
Albo dwa ostatnie nokturny Chopina w ogóle – op. 62 nr 1 (Andante) i nr 2 (Lento). Czuć, że Freire mógłby siłą uderzenia rozbić klawiaturę w pył, ale tu wszystko zostaje pięknie wyciszone, zatrzymane, niemożliwie delikatne. Jakby pianista siedział obok kogoś, kto śpi, i grał wszystko, co najważniejsze, ale nie chciał tego kogoś obudzić.
To w kontekście tych dwóch nokturnów (jak i innych ostatnich dziełach Chopina: „Barkaroli”, „Poloneza-Fantazji”, „Sonaty wiolonczelowej”) pisał Jarosław Iwaszkiewicz: „Ale właśnie to zmęczenie, ten niepokój dzieł ostatnich stanowi o ich odkrywczości, o niespodziewanym działaniu na słuchacza, który, olśniony muzycznymi pomysłami, głębiej ocenia wzruszającą ludzkość tych dzieł, szczytów genialnej muzyki”. (Dziwne, Freire gra to właśnie tak – niepokojąco, wzruszająco, i spokojnie).
I dalej Iwaszkiewicz: „Noce Chopina są mimo wszystko pełne niepokoju. Życie mija szybko, przecieka po prostu między palcami – i lęk ogarnia Fryderyka przed pustką i zapomnieniem. Wie dobrze, że na końcu «strasznych» rzeczy będzie Polska, ale równie dobrze wie, że on tego nie zobaczy. A może o nim zapomną w tej nowej Polsce? Może on nie będzie jej potrzebny?”. Potrzebny jest nie tylko jej. Brazylii też.