Antony and the Johnsons:
nowe płyty

Tomasz Cyz

„Thank You for Your Love” jest spokojniejsze, czystsze. „Swanlight” jest bardziej złożone, wielowątkowe, jak quasi suita. Poczucie nostalgii, które zwykle dotyka podczas słuchania Antony’ego, jest jeszcze silniejsze, gęstsze

Jeszcze 1 minuta czytania

Nowy płytowy projekt Antony’ego ukazuje się zwykle w podobny sposób. Pojawiają się dwa albumy – jeden krótszy („Thank You for Your Love”, 5 songów), drugi dłuższy („Swanlight”, 11 songów), o wspólnym elemencie w postaci jednej piosenki – tytułowej z krótszego albumu. Tak było też w 2008 roku z krążkami – „Another Word” (krótszą) i „The Crying Light”.

Antony and the Johnsons, „Thank You for Your
Love”. 1 CD, Rebis Music Kobalt/ASCAP 2010.
„Thank You for Your Love” jest spokojniejsze, czystsze, jakby w stylu poprzednich songów. Gra mniej instrumentów (w „You Are My Treasure” Antony sam akompaniuje sobie na fortepianie, w „My Lord My Love” dołącza do niego trio smyczków, w „Imagine” słychać tylko głos Antony’ego i gitarę Kevina Bakera), a po pierwszych trzech autorskich piosenkach pojawiają się dwa covery – „Pressing On” Boba Dylana i wspomniane już „Imagine” Johna Lennona (w którym, co ciekawe, zamiast legendarnego akompaniamentu fortepianu brzmi gitara).

„Swanlight” jest bardziej złożone, wielowątkowe, jak quasi suita. Gra więcej instrumentów (w „Ghost” słychać London Symphony Orchestra, „Salt Silver Oxygen” akompaniuje Danish National Chaber Orchestra), ale dramaturgia płyty jest tak ułożona, że wielkoobsadowe kompozycje przeplatają się z kameralnymi, wyciszonymi.

Antony and the Johnsons, „Swanlight”.
1 Cd, Rebis Music Kobalt/ASCAP 2010.
Te songi są jak małe poematy. Nie ma w nich tej jasności, która towarzyszyła pierwszemu krążkowi piosenkarza – „I Am a Bird”. Otwierający płytę kawałek „Everything Is New” zaczyna się spokojnie, ale nagle ciemnieje jak niebo podczas burzy, jak życie, którego dosięga cierpienie, rozpacz. Poczucie nostalgii (za utraconym rajem, zagubioną połówką samego siebie), które zwykle dotyka podczas słuchania Antony’ego, jest jeszcze silniejsze, gęstsze.

Gdzieś w środku albumu piosenka „The Spirit Was Gone”. Cudowna kołysanka, zawieszona na kilku zaledwie akordach fortepianu, szemrzącym akompaniamencie smyczków, drżącym głosie Antony’ego. I jeszcze jeden song – „Flétta” – napisany przez Antony’ego razem z Björk. Poemat wolności rosnący do nieskończoności.

Jedno nie zmieniło się na pewno. Androgyniczny głos Antony’ego ciągle drży jak ciało podczas rozkoszy la petit mort.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.