Jechałem na ten koncert w Krakowie nocnym pociągiem z Poznania. W programie cztery polskie kwartety smyczkowe: Lutosławskiego, Mykietyna (światowe prawykonanie „II Kwartetu”), Pendereckiego i Góreckiego („III Kwartet smyczkowy «Pieśni śpiewają»”) w wykonaniu Kronos Quartet. W planach rozmowy – do planowanej płyty z rejestracją koncertu realizowaną przez jego organizatora, wówczas jeszcze Polskie Wydawnictwo Audiowizualne – z Davidem Harringtonem (z Kronosów) i kompozytorami: Pawłem Mykietynem i Henrykiem Mikołajem Góreckim.
![854](/public/media/static/video.png)
Ten ostatni na rozmowę nie chciał się zgodzić. Kilka telefonów do zakopiańskiego Zębu, kilka rozmów z Mistrzem, z jego żoną (żony, jak wiadomo, mają często zbawienny wpływ na twórców), prośby o lobbing u zaprzyjaźnionych osób. „Może porozmawiamy”. Może się uda.
Dzień przed wyjazdem Michał Merczyński, dyrektor ówczesnego PWA, zadzwonił i powiedział: „kup i zawieź ze sobą rogale marcińskie. Profesor zdradził się kiedyś, że je bardzo lubi”.
Koncert w Krakowie odbywał się 11 listopada – w Poznaniu to wielkie miejskie święto ze specjalnie na ten dzień pieczonymi rogalami św. Marcina. Kupiłem więc kilkanaście rogali zapakowanych w wielkie pudło i wsiadłem do sypialnego wagonu nocnego pociągu. Pachniało! Nie skusiłem się jednak, choć w nocy żołądek grał swój kwartet.
Po wejściu do filharmonii okazało się, że już jest. Z żoną. Podchodzę. Ani słowa o planowanej rozmowie. Tylko: „Polskie Wydawnictwo Audiowizualne pozdrawia”. I wręczam pudełko. „Jeszcze świeże. Prosto z Poznania”. Zobaczyłem tylko charakterystyczny błysk w oku człowieka, który uwielbia życie i jego różne przejawy, choć zwykle przebywa w niedostępnej dla nas, śmiertelnych, przestrzeniach. Przestrzeniach ciszy i jej najpiękniejszego przejawu: muzyki.
(Kiedy kilka lat wcześniej byłem u kompozytora w Zębie z ks. Adamem Bonieckim, by przedstawić pomysł „Mszy dla Tygodnika Powszechnego” pisanej przez kilku polskich kompozytorów – Henryk Mikołaj Górecki miał pisać „Agnus Dei” – obiad, złożony z serowych grzanek i pysznego czerwonego barszczu, przerywany był strofami żony: „Górecki! Górecki!”, i jego komentarzem: „widzi ksiądz, ta wojna trwa już ze czterdzieści lat i oby nigdy się nie skończyła”.)
Żona przejęła pudełko. Zostawiłem ich na chwilę z tym podarunkiem-poczęstunkiem.
Kiedy jakiś czas później siadaliśmy do rozmowy wśród kamer gdzieś w tylnich rzędach filharmonii (na estradzie trwały przygotowania i próba), czułem mimo wszystko dystans, nie tyle przymus, co lekką rezerwę. I nagle w trakcie mówienia znów zobaczyłem ten błysk w oku. Ale już innego typu. Błysk szczęścia. „Jak ma się pomysł i słyszy się tę muzykę, i ma się taki materiał dla takiego zespołu, no to ma się prawie gotowy kwartet smyczkowy”. Proste, prawda? Dlatego potrafią to tylko nieliczni.
![853](/public/media/static/video.png)
Kiedy słucham teraz „III Kwartetu «Pieśni śpiewają»”, słyszę coraz mocniej jego związek z Szymanowskim (środkowe Allegro oparte jest na akordzie z jego „II Kwartetu”), także – o czym pisał po prawykonaniu Marcin Gmys – echa konduktu chaconny z „VII Symfonii” Beethovena.
Ale przede wszystkim – we frazach czterech smyczkowych instrumentów, pomiędzy nimi – słyszę słowa Wielimira Chlebnikowa:
Gdy umierają rumaki – dyszą,
Gdy umierają zioła – schną,
Gdy umierają słońca – nagle gasną,
Gdy umierają ludzie – śpiewają pieśni.
(tłum. Adam Pomorski)
Co potrafimy zaśpiewać?
Wywiad oraz fragmenty „III Kwartetu «Pieśni śpiewają»” pochodzi z płyty „Kwartety Polskie ” wydanej przez Narodowy Instytut Audiowizualny.