CHOPIN:
Według Marthy Argerich

Tomasz Cyz

Argerich jest delikatna, nieśmiała, jak tylko 18-letnia dziewczyna potrafi, by naraz przejść do dzikich, szalonych uderzeń, które dudnią w głowie długo po zakończeniu utworu

Jeszcze 1 minuta czytania

Słuchanie Chopina przychodzi z wiekiem. Co zrobić więc z płytą zawierającą niepublikowane wcześniej nagrania cudownej (itd.) Marthy Argerich – nagrania z 1959 i 1967 roku, czyli powstałe u progu kariery tej wybitnej (itd.) od zawsze pianistki? Słuchać do śmierci?

„Argerich plays Chopin”.
1 CD, Deutsche Grammophon/Universal 2010
Zaczyna się od Ballady g-moll op. 23 (nagranej w styczniu 1959 roku w radiowym studiu w Berlinie). Wykonanej tak delikatnie, nieśmiało, jak tylko 18-letnia dziewczyna potrafi, by naraz przejść do dzikich, szalonych uderzeń, które dudnią w głowie długo po zakończeniu utworu. A jak głęboko i szczegółowo argentyńska pianistka opowiada tę chopinowską balladę! Cymes.

Po niej niby nieistotna w całym układzie, jak przecinek, Etiuda cis-moll op. 10 nr 4 (nagrana w grudniu 1967 roku). Niecałe dwie minuty szaleńczego pędu w nieznane. Chcielibyśmy, żeby trwał wiecznie.

A dalej garść mazurków (m.in. z op. 41 i op. 59) – przełożonych dwoma nokturnami – F-dur (op. 15 nr 1) oraz Es-dur (op. 55 nr 2). Jak smakowicie. Argerich gra nokturny miękko, ciepło, marzycielsko. F-dur ma w sobie poezję nocy, okruchy namiętności; Es-dur brzmi na przemian łagodnie i drapieżnie. Kojąco.

Martha Argerich © Susesch Bayat /DGWreszcie Sonata fortepianowa nr 3 h-moll (nagrana live w berlińskiej Hochschule für Musik w marcu 1967 roku). Allegro maestoso daje łupnia naszym wyobrażeniom o tym dziele, bo pobrzmiewa w tym wykonaniu dzika wolność tamtych czasów, końca lat sześćdziesiątych. Scherzo. Molto vivace przelatuje przez uszy jak samolot – błyskawicznie, ale i z tęsknotą (za miejscem, z którego startował i w którym ląduje). I Largo – niecałe dziesięć minut najgłębszej prostoty, niewinności, szlachetności. Argerich wie, że tej muzyce nie potrzeba zwinności kota, szybkości pantery, drapieżności lwa, powabu łani. Potrzeba tylko grać to, co napisane. Po prostu.

Pamiętam ubiegłoroczne dwa sierpniowe wieczory z Marthą Argerich podczas festiwalu „Chopin i jego Europa”. Napisałem wtedy, że Argerich jest jak Meryl Streep. Kiedy pianistka nagrywała Sonatę, miała 26 lat. Ponad dziesięć lat później Streep otrzymywała swoje pierwsze Oskary w wieku 30 lat (nominacja za „Łowcę jeleni” w 1979 roku, nagroda za „Sprawę Kramerów” rok później). Tak, Argerich za to nagranie Sonaty powinna dostać muzycznego Oscara. Albo chociaż Fryderyka.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.