„Inwazja dźwięków” w Zachęcie

„Inwazja dźwięków” w Zachęcie

Tomasz Cyz

Wystawa jest totalna. Jak gigantyczna symfonia, jak poemat (symfoniczny), niosący gęstą siatkę znaczeń

Jeszcze 1 minuta czytania

„Muzyka nie może być zwana inaczej niż młodszą siostrą malarstwa, zważywszy, że jest przedmiotem słuchu, zmysłu pośledniejszego niż oko… malarstwo jest doskonalsze i przewyższa muzykę, gdyż nie umiera ono bezpośrednio po swym powstaniu…” (Leonardo da Vinci). „Obraz, który na próżno usiłuje przedstawić obecność dźwięku, staje się mimowolnie przedstawieniem nieobecności” (Christian Marclay). Można by tak długo.

Wystawa „Inwazja dźwięku. Muzyka i sztuki wizualne” w warszawskiej Zachęcie nie wyczerpuje wszystkich związków łączących te dwie dziedziny sztuki. Po pierwsze: nie chce. Po drugie: nie taki jest jej cel. „Pokazujemy – pisze we wstępie do katalogu dyrektor Zachęty i kurator wystawy, Agnieszka Morawińska – rozmaite rodzaje odwołań do muzyki w dziełach współczesnych artystów”. A więc: tylko współczesność. A więc: odwołania do muzyki.

„Inwazja dźwięków. Muzyka i sztuki wizualne”.
Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa,
7.04–2.08.2009, kuratorzy: Agnieszka Morawińska i 
François Quintin
Wystawa jest totalna. Jak gigantyczna symfonia, jak poemat (symfoniczny), niosący gęstą siatkę znaczeń. Polifonię znaczeń. Siatka jest rozległa: Nowa Opera, Droga, Natura, Techno, Pop, Cisza, Performance Muzyczny, Jazz, Muzyka Tradycyjna. I już same nazwy tematów pokazują, że nie chodzi tu o opisanie wszystkich nici łączących muzykę i obraz. Tym bardziej, że w tytule jest dźwięk, nie muzyka. I jeszcze słowo pierwsze, narzucające się – inwazja. Słowo agresywne, ostre, mówiące o ataku, uderzeniu, ale też o wielości, gwałtowności, sile.

Obrazów (w tym: wizualizacji, instalacji, filmów) jest mnóstwo. Dźwięków jest podobne mnóstwo. Są przyjemne, jazgotliwe, ponure, piękne. Roztargnione, zwarte, zmysłowe, żywiołowe, kakofoniczne (zwłaszcza kiedy mieszają się ich źródła), ciche.

Właśnie cisza jest w tej przestrzeni najbardziej znamienna. Cisza obrazów (Jacek Sempoliński, Wilhelm Sasnal), które po chwili patrzenia, wpatrywania, odsłaniają swoje brzmienie (to kot zasnął przy muzyce, czy przykrył sobą sprzęt grający, bo potrzebował ciszy?…; „Bez tytułu (Hiena)” Sasnala). Cisza muzyki („Od muzyki piękniejsza jest tylko cisza”, Paul Claudel), muzyki, która tylko pomiędzy tym, co jest, i tym, czego nie ma, może istnieć.

Katarzyna Kozyra, „Letnia opowieść”, 2008, ZachętaWciąż wracam do jednej pracy. To „Biały hałas” (1993) Christiana Marclaya – fotoinstalacja, na którą składa się około półtora tysiąca fotografii rozwieszonych na przestrzeni prawie trzydziestu metrów kwadratowych (muzyka jest liczbą, jest matematyką), ale przypiętych obrazem do ściany. Patrzymy więc tylko na tylną, pustą stronę fotografii, na biel – a raczej różne odcienie bieli – papieru. Nie widzimy zdjęć. Możemy jedynie zastanawiać się, co jest po drugiej stronie. Jak w muzyce. Patrząc na nuty, nie słyszymy dźwięków (albo słyszą je tylko niektórzy). Patrząc na „Biały hałas”, chcę usłyszeć muzykę tego, co jest po drugiej stronie.

Nie można unaocznić muzyki. Nie można podsłuchać obrazu. Nie można, po pierwszym spotkaniu, opisać wszystkiego, co się widzi-słyszy w Zachęcie. „Inwazja dźwięków” jest jak muzyka, jak obraz. Trzeba wracać, by przybliżyć się do tajemnicy ich piękna. Ciąg dalszy musi nastąpić.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.