„Latający Holender”  w English National Opera

„Latający Holender”
w English National Opera

Tomasz Cyz

Londyńska Senta jest osobna, pogrążona w sobie i swoim marzeniu: ściska statek, jakby nie potrafiła się z nim rozstać i posłać dalej. Statek jest zabawką, ale życie w urojeniu zabawne nie jest

Jeszcze 1 minuta czytania

Wszystko jest tu snem Senty; snem, marzeniem, albo pragnieniem. Podczas uwertury na niewielkim drewnianym łóżku mała dziewczynka (Aoife Checkland) bawi się makietą statku o czerwonych żaglach; w tle projekcja wielkich fal, które zalewają łóżko jak podczas sztormu.
Ta sama dziewczynka przygląda się i przysłuchuje rozmowie swojego ojca, Dalanda (Clive Bayley) z żeglarzami; przykrywa śpiącego na podłodze i śniącego o ukochanej Sternika (Robert Murray); wreszcie patrzy na wstającego z jej łóżka – jakby wychodzącego z jej snu – Holendra (James Creswell). Tylną ścianę statku cargo rozrywa wówczas wielki kadłub innego statku, z czerwonymi żaglami. Trochę to kiczowate, ale muzyka dobiegająca z kanału niweluje każde niezadowolenie.

Richard Wagner, „Latający Holender”.
Edward Gardner (dyr.), Jonathan Kent (reż.),
English National Opera, premiera 28 kwietnia 2012
Drugi akt (grany bez przerwy, jak każe tradycja, ale te w całości ponad dwie godziny mijają w locie) zaczyna podobny obraz. W łóżku dorosła Senta (Orla Boylan). Kiedy wstanie, wokół – w podobnej przestrzeni – kobiety uwijają się przy pakowaniu małych statków (z czerwonymi żaglami rzecz jasna) do szklanych butelek, następnie do tekturowych kartonów. „Latający Holender” w English National Opera śpiewany jest po angielsku (tłum. David Pountney, znany w Warszawie z reżyserii „Pasażerki” i „Króla Rogera”), więc nie ma problemu zgrzytu treści i obrazu – choć zmiana języka ciągnie całość w kierunku rodzajowości, odziera z mitycznej tragiczności (odwrotnie niż decyzja o śpiewaniu „Halki” Moniuszki po włosku).

Senta jest osobna, pogrążona w sobie i swoim marzeniu: ściska statek, jakby nie potrafiła się z nim rozstać i posłać dalej. Statek jest zabawką, ale życie w urojeniu zabawne nie jest. Dlatego ballada wzbudza tylko politowanie i śmiech. Słychać, że żeglarze przybili do portu, kobiety zbierają się, Senta zostaje. Najpierw rozmawia z Erykiem (Stuart Skelton) – nadzorcą tego fabrycznego interesu, potem z ojcem. Spotkanie z Holendrem jest jak spełnienie snu, tylko hieratyczność ubranego w kostium XIX-wiecznego dandysa Holendra (jeszcze w zderzeniu z ekranami telewizorów przemysłowych w służbówce Eryka na piętrze oraz prostej współczesnej (fioletowej) sukience Senty) odziera sytuację ze zmysłowego piękna. Nawet namiętny pocałunek nic tu nie pomoże.

Senta (Orla Boylan) i Holender (James Creswell) / fot. Robert Workman [arch. ENO]

Trzeci akt to festyn rodem z Piccadily Circus. Przebierańcy, dmuchana gumowa palma jak fallus, kolorowe lampiony i lampki. I Senta – wciąż we fiolecie (znak żałoby?) – w ślubnym welonie na głowie. Rozjuszeni faceci upijają ją i chcą zgwałcić. Ale nagle odzywa się – z głośników – śpiew żeglarzy Holendra, migają światła. Faceci uciekają w popłochu, Eryk nie umie odpowiedzieć na życie snem Senty. Wchodzi Holender w cieniu wielkiego kadłuba za oknem. I najważniejsze: Eryk nie widzi rywala, dostrzega tylko rojenia ukochanej, która mówi do samej siebie (na pytanie, co widzi w tym kontekście Daland, spektakl odpowiedzi nie przynosi…).

trzeci akt / fot. Robert Workman [arch. ENO]

W finale inscenizacji Martina Kušeja z Amsterdamu (Opus Arte, 2010) Eryk ze strzelby celuje do Holendra i Senty; u Mariusza Trelińskiego (Warszawa, 2012) najpierw Eryk strzela do Holendra, potem Senta wyrywa mu strzelbę i zabija się. Jakoś to wszystko małe wobec siły muzyki Wagnera. W Londynie Holender wskakuje w zapadnię, Senta wbija sobie butelkę w brzuch. Na szczęście burza dźwięków w wykonaniu orkiestry ENO wciąż niweluje wszelkie chropowatości i wybrzuszenia sceny.

Choć jeśli „Latający Holender” jest tylko dziełem o psychotycznej kobiecie, która zabija się, bo jej marzenia i sny nie są w stanie sprostać rzeczywistości, to czas skoczyć za Holendrem do morza. Johohohe…


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.