„The Crying Light”
Antony'ego

Tomasz Cyz

Głos Antony’ego Hegarty’ego jest jakby z innego świata, niewinny, nieskalany, jak arioso. Jest w nim nostalgia za rajem, rozkosze miłosnego cierpienia

Jeszcze 1 minuta czytania

Pierwszy raz usłyszałem Antony’ego Hegarty’ego u Bogusia. Ten śpiew był jakby z innego świata, niewinny, nieskalany, jak arioso. Była w nim nostalgia za utraconym rajem, melancholijna słodycz i rozkosze miłosnego cierpienia, zawieszenie czasu jak w operze. Płyta nazywała się „I Am a Bird Now”. Odleciałem.

Nim ukazał się krążek „The Crying Light” (czy światło ma oczy, że roni łzy? czy ciemność ich nie ogarnia?), Antony wypuścił support w postaci albumu „Another World”. Pięć utworów, pięć rozpostartych na wietrze mikroświatów, których słodko-gorzki smak daje niezakłamaną przyjemność.

Antony and the Johnsons „The Crying Light”.
1 CD, Rebis Music 2008.
„The Crying Light” (dedykowane tancerzowi butoh Kazuo Ohno – jego czarno-biały portret oglądamy na okładce) zawiera dziesięć utworów. Antony mówił o nich, że są radosne i zamyślone. Niby nic się nie zmieniło, bo androgyniczny głos Antony’ego ciągle drży jak ciało podczas rozkoszy la petit mort. Ale gorzką ciemność znaną z „I Am a Bird Now” przecina tu dziwna jasność.

Może „One Dove” ma ten rodzaj obsesji, która jest znakiem rozpoznawczym Antony’ego. Minimalizm, perwersyjna powtarzalność niektórych dźwięków, melodii, współbrzmień, harmonii (podobnie „Daylight and the Sun”). Ale już choćby „Kiss My Name” prowadzi do frenetycznego bezbolesnego tańca. „Another World” onieśmiela samotnością głosu Antony’ego, jest jak najczystsze wyznanie. Podobnie „Dust and Water”, brzmiąca jak rozmowa z samym sobą, w której rozpacz samotności łączy się z uśmiechem. I jeszcze raz. „Her Eyes Are Underneath the Ground” olśniewa środkowym fragmentem, w którym głos Antony’ego przekracza anielskie wyżyny…


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.