Debussy („Six épigraphes antiques”, 1914) od razu odmienił nastrój. Wyrwał z realności, pomógł zapomnieć, choćby na chwilę. Choć nie był to czysty Debussy (tylko orkiestrowa, kameralna, impresjonistycznie kolorystyczna aranżacja Rudolfa Eschera), bo francuski kompozytor pozostawił to dzieło w wersji na dwa fortepiany. Pojedyncze instrumenty niemieckiej orkiestry (harfy, flety, krotale) brzmiały lekko, zwiewnie, jak pędzle Sisleya, jak pióro Louÿsa.
Anderszewski
w Warszawie
Debussy, Szymanowski, Liszt. Piotr Anderszewski (fortepian), Sylvain Camberling (dyr.), SWR Sinfonieorchester Baden-Baden und Freiburg, Chór Filharmonii Narodowej, Sala Koncertowa Filharmonia Narodowa w Warszawie, 4 lutego 2011 (koncert z cyklu: „Orkiestry świata”).
Wreszcie Szymanowski. Wyrastający z Debussy’ego (kiedy ten pisał „Six épigraphes antiques”, Szymanowski tworzył „Mity” i „Metopy”), swoisty („IV Symfonię «Koncertującą»” z 1932 roku pisał dla siebie jako solisty, choć o koncert fortepianowy zabiegali u niego Artur Rubinstein i Zbigniew Drzewiecki), niedoskonały, przez co fascynujący, bo jakby niepełny.
Wreszcie Anderszewski. Kiedy rok temu przyjechał do Warszawy, nie grał Chopina, tylko Bacha, Schumanna, Beethovena i Bartoka. Teraz przywiózł do Polski ukryty w tle niemieckiej orkiestry fortepian Szymanowskiego. Odważne. Osobiste. Otwarte.
I kiedy skończyła się muzyka – muzyka ścierających się żywiołów: orkiestrowego i solistycznego (nie tylko fortepian!), rytmicznego i falującego, fortissimo i piano, chaotycznego i szlachetnego – pomyślałem (znów), że Anderszewski ma coś takiego w palcach (pod palcami, pod skórą), co pozwala mu wydobywać z nut to, co tam jest, głęboko ukryte, a czego my tam nie dostrzegamy i nie słyszymy. I nie dostrzeżemy nigdy. Na szczęście.
Był jeszcze bis, którego także muzycy orkiestry słuchali jak urzeczeni. Najpierw Bach („Grać Bacha, zawsze grać Bacha” – powtarzał swoim uczniom Chopin) i Sarabanda z „IV Suity francuskiej G-dur”. Zatrzymana w czasie, zawieszona gdzieś pod niebem. Oraz „Csik” (czyli „Trzy węgierskie melodie ludowe z Komitatu Csik”) Bartóka. Jakieś 3 minuty nieskończoności.
PS. Nie mogłem zostać po przerwie i wysłuchać „Symfonii Dantejskiej” (przepraszam Liszta i muzyków). I tak słyszałbym – i widział – Anderszewskiego. A przecież pianista zapowiada chwilową (półtora roku?) przerwę w koncertach po letnim festiwalu w Łodzi…