Agata Zubel
na płytach

Tomasz Cyz

Agata Zubel to jeden z najciekawszych głosów muzyki współczesnej. Śpiewa, komponuje, śpiewa to, co komponuje. I wszystko jest od siebie inne, różne, ale wciąż po prostu wspaniałe

Jeszcze 1 minuta czytania

Pewnie kiedy już pierwszy raz weszła na scenę, czy na estradę (kiedy to było?), słuchacze wiedzieli, że to jeden z największych talentów polskiej wokalistyki. A kiedy w 2004 roku podczas Warszawskiej Jesieni wykonała (fenomenalnie!) „DW9 puppe/tulpe” Bernharda Langa, wiedzieli to już wszyscy. A kiedy jeszcze okazało się, że nie tylko potrafi zaśpiewać/wyśpiewać wszystko, ale także pisze muzykę, to nie ulegało już wątpliwości, że to jeden z największych talentów polskiej muzyki współczesnej w ogóle.

Ale dość pochwał. Weźmy po prostu płytę z pieśniami Coplanda, Berga i Szymańskiego (na której towarzyszy jej, delikatnie jak echo i żarliwie, pianista Marcin Grabosz, co słychać choćby w solowych „Vers la flamme” (1914) Aleksandra Skriabina).

301


„Twelve Poems of Emily Dickinson” (1949–50) Aarona Coplanda w tym wykonaniu brzmią jak szczyt liryki wokalnej połowy XX wieku. Do tego, że w warstwie słownej to cud, nie trzeba nikogo przekonywać (wystarczy wiedzieć, że wiersze Dickinson tłumaczył Stanisław Barańczak). Ale z muzyką Coplanda (twórcy znanego głównie ze standardów) ta poezja brzmi wprost zniewalająco: jej asceza zostaje jeszcze wzmocniona, jej tęsknota za szczegółem (uważność, jakby powiedziała Wicenaczelna…) staje się jeszcze silniejsza. A Agata Zubel dokłada do tego wszystkiego niewinność, kobiecość i tajemnicę. Wystarczy?

„Poems (Copland, Skriabin, Berg, Szymański)”.
A. Zubel (sopran), M. Grabosz (fort.), CD Accord 2009
„Sieben frühe Lieder” (1905–08) Albana Berga – do słów m.in. Hauptmanna, Lenaua i Rilkego – to wrażenie wydaje się tylko potęgować. Subtelność, oddanie każdej nucie, zaufanie każdej nucie… Ale jest coś w tym wykonaniu, co nie pozwala na nim poprzestać. Co każe iść dalej.

Jakby w tych „wczesnych pieśniach” Berga brzmiała tęsknota za „Drei Lieder nach Trakl” (2002) Pawła Szymańskiego. To tu następuje spełnienie tak wokalnej, jak muzycznej narracji tej płyty. Arcydzieło liryki wokalnej początku XXI wieku to wciąż za mało. „Przejmujące, zadziwiające, pełne przeczucia i bezradne” – pisał o wierszach Trakla Rainer Maria Rilke. To samo należy napisać o pieśniach Szymańskiego. Tym bardziej o ich wykonaniu przez duet Zubel/Grabosz (bo pianista niesie tu tak samo dużo znaczeń jak głos – weźmy choćby finał drugiej pieśni czy niebiański akompaniament w „Im Herbst”). Tylko co ta muzyka „przeczuwa”? Nie chcę (po)wiedzieć.

Krążek „Cascando” stoi na przeciwległym biegunie niż „Poems”. Tam liryka, tu ostrość, tam subtelność, tu zgiełk, tam tajemnica, tu tej tajemnicy odsłanianie. „Uważam, że każdy kompozytor powinien być wykonawcą i każdy wykonawca powinien być kompozytorem” – mówi Agata Zubel. A że wykonywana muzyka musi być różna od siebie, różna od tej pisanej przez siebie, to zupełnie inna historia.

302


„Cascando” jako płyta ma układ ramowy. Otwiera ją rozedrgany od struktur i brzmień „Kwartet smyczkowy nr 1” na cztery wiolonczele i komputer. Kończy mieniące się barwami jak psychodeliczny sen „Obciążenie dopuszczalne” na perkusję – a może po prostu na perkusistę Jana Pilcha – i komputer (w obu przypadkach „sterowany” przez kompozytorkę). Oba utwory pochodzą z 2006 roku, oba też wskazują na zainteresowanie Zubel-kompozytorki brzmieniem, szalonym pędem nawarstwień prowadzących do transu.

Agata Zubel, „Cascando”. Composer.pl / CD
Accord 2009
W drugiej części płyty znajdziemy bliźniacze miniatury „Unisono I” i „Unisono II” (2003) – na głos, perkusję i komputer (I) oraz na głos, akordeon i komputer (II) – portfolio możliwości wokalnych kompozytorki, która układa te „dźwiękowe ruchome obrazki” przy pomocy przyjaciół (m.in. Michała Moca – akordeonisty i kompozytora, a prywatnie męża kompozytorki, oraz Cezarego Duchnowskiego – kompozytora, wykonawcy warstwy komputerowej, z którym Zubel od kilku lat tworzy fascynujący duet ElettroVoce).

Wreszcie drugi utwór na płycie – najważniejszy – „Cascando” (2007) na głos, flet, klarnet, skrzypce i wiolonczelę do słów Samuela Becketta (w booklecie w przekładzie Antoniego Libery, dokonanym specjalnie na tę okazję). To, jak Agata Zubel przekłada na muzykę muzyczne przecież frazy Becketta, jest już fenomenalne (widać, że nasłuchała się „Czterech pieśni przy przekroczeniu progu” Griseya – i bardzo dobrze). Ale to, jak to wykonuje (z udziałem Seattle Chamber Players), przechodzi właśnie do historii muzyki.

Choć chciałbym usłyszeć, jak to po wielokroć zapisane, niepowtarzalne słowo „love” i powtarzające się, mówione „saying again” wykonuje ktoś inny. Cathy Berberian? Niemożliwe. Szkoda.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.