TOMASZ CYZ: Dobre kino według Grażyny Torbickiej to…
GRAŻYNA TORBICKA: To dobre kino po prostu. Czyli takie, które nas porywa, wzrusza, sprawia, że zapominamy, że siedzimy w sali kinowej, zapominamy, że obok nas jest kilkaset innych osób. Jesteśmy tylko i wyłącznie połączeni z tym, co na ekranie.
Dobre aktorstwo to…
Nie wiem, o czym pan myśli: o teatrze czy o filmie?
Grażyna Torbicka, fot. Katarzyna RainkaTylko o filmie.
Dobre aktorstwo objawia się wtedy, kiedy patrząc na kolejną kreację Dustina Hoffmana, zapominam, że to Hoffman. Niby jest wciąż taki sam, podobnie jak Jerzy Stuhr na przykład, ale porywa mnie opowieścią o postaci, którą kreuje. Dobre aktorstwo to także umiejętność zespolenia się z historią, którą się opowiada, z partnerem, przestrzenią, obrazem. Bo aktor jest zawsze na tle czegoś. To umiejętne wykorzystanie tego tła.
Dobra muzyka w filmie to…
Ta, której się nie słyszy, tylko stanowi część opowieści. Integralną.
Na festiwalach filmowych mamy nagrody dla najlepszego filmu, i dla najlepszego reżysera. To nie jest równoznaczne. Dobry reżyser filmowy więc to…
Rzeczywiście tak się zdarza, ale w ogóle myślę, że rozdzielanie tych wszystkich elementów w kinie jest szalenie ryzykowne.
Jeszcze nie jesteśmy w kinie. Dlatego rozdzielam.
Lubię kino autorskie, lubię, kiedy reżyser jest kreatorem. Dobry reżyser to taki, który potrafi każdy z tych elementów, o które pytał mnie pan wcześniej, odpowiednio dobrać, połączyć, często działając instynktownie. Sztuka reżyserii to umiejętność obserwowania świata, ludzi, bogactwo wewnętrzne i nieustanna ciekawość, co by było gdyby… Dla mnie bardzo ważne jest też, by reżyser był muzykalny, miał wyczucie rytmu.
DWA BRZEGI W KAZIMIERZU I JANOWCU
W dniach 31 lipca – 8 sierpnia po raz czwarty odbędzie się Festiwal Filmu i Sztuki DWA BRZEGI Kazimierz Dolny-Janowiec n/Wisłą. W programie znajdziemy m.in. premierowe pokazy filmów (m.in. „Sekret jej oczu”, reż. Juan José Campanella; „Copie Conforme”, reż. Abbas Kiarostami, „When you are strange: a Film About The Doors”, reż. Tom DiCillo); retrospektywy twórczości Carla Theodora Dreyera i Lecha Majewskiego; „Lekcja kina” – spotkania z Janem Hrebejkiem, Filipem Bajonem i Krzysztofem Zanussim; koncerty i wystawy. Łącznie ponad 220 filmów, w tym 18 premier. Dyrektorem artystycznym festiwalu jest Grażyna Torbicka.
„Dwutygodnik” jest patronem medialnym Dwóch Brzegów, czynnie uczestniczy też w powstaniu gazety festiwalowej „Głos Dwubrzeża”. Do zobaczenia w Kazimierzu i Janowcu!
Dobry festiwal filmowy …
To taki, który nas zaskakuje. Na którym odkrywamy coś, czego wcześniej nie znaliśmy. Który daje nam szansę spotkania (filmowego, czy w szerszym znaczeniu artystycznego). Który powoduje, że po jego zakończeniu wiemy, że będziemy mieć w pamięci jakiś moment, jakieś uczucie, które nas poruszyło, rozśmieszyło, przeraziło, i o którym nie chcemy zapomnieć. I że będziemy chcieli coś takiego ponownie przeżyć, że będziemy takiego festiwalu ponownie szukać.
Co tkwi w Pani pamięci z różnych festiwali filmowych?
Te dobre festiwale mają to do siebie, że jeśli jadę tam jako dziennikarz, mam szczęście jako pierwsza, w gronie dziennikarzy i krytyków z całego świata, zobaczyć film premierowo. Często jeszcze gorący, ukończony niemal na chwilę przed projekcją. Dla kinomaniaka to bardzo ekscytujące. Często zaraz po filmie wymieniamy pierwsze uwagi i wrażenia, kłócimy się. Im więcej się rozmawia, im bardziej burzliwe i kontrowersyjne są te rozmowy, tym większy dowód na to, że film był dobry, wart uwagi. Tak było np. z „Antychrystem” w reż. Larsa von Triera, który wywołał bardzo sprzeczne odczucia podczas pierwszego pokazu w Cannes.
Dla mnie najważniejsze jest odkrycie czegoś nowego, zaskoczenie. Jeżdżę na festiwale regularnie od jakichś 15 lat. Mam dużo takich odkryć. Począwszy od pierwszego spotkania z filmami Takeshi Kitano w Wenecji, które wydały mi się totalnie dziwnie, ale dość szybko zdałam sobie sprawę, że w tym szaleństwie jest metoda, że on prowokuje, zmusza do innego spojrzenia na świat, na opowieść. Dziś się niestety zbiesił.
Z filmem, może sztuką w ogóle jest tak, że najciekawsze rzeczy powstają wtedy, kiedy sam twórca w procesie, na planie, w pracowni, odkrywa coś nowego dla siebie. I to się przenosi na dzieło, czasem podświadomie, w ukryciu. Ale jednak. Może dlatego lubię takich twórców, którzy wydają się szaleńcami, podążają po ścieżkach wydaje się zupełnie nie filmowych, ale ta odwaga przynosi nowe rozwiązania, nowe sposoby opowieści o miłości – bo przecież kino w swej istocie jest opowiadaniem o miłości.
A jakieś najgorętsze wspomnienie z poprzednich edycji Festiwalu Dwa Brzegi?
Kiedy robi się samemu festiwal, zapamiętuje się zupełnie inne rzeczy. Nim stworzę program festiwalu, najpierw przeżywam to wszystko, o czym do tej pory mówiliśmy. Czyli te emocjonalne doznania, zachwyty, olśnienia. One właśnie budują program. Potem przychodzi etap wprowadzenia tego w życie. Festiwal robi się przecież po to, żeby widz zapomniał, że jest w kinie – na dodatek w kinie, którego w tym miejscu nie ma – tak jak w Kazimierzu, gdzie nie istnieje stałe kino.
fot. Grzegorz KondekTworząc festiwal, najważniejsze jest spięcie elementów, organizacja i koordynacja całości. Nie zapomnę sytuacji z ubiegłego roku. Na otwarcie chcieliśmy pokazać „Proroka” Jacquesa Audiarda – film, który zdobył Grand Prix w Cannes. Mieliśmy otrzymać kopię cyfrową tego filmu, do tej pory nie wykorzystywaliśmy takich materiałów, musieliśmy więc wypożyczyć cyfrowy projektor. Na dodatek po majowym pokazie w Cannes Audiard zdecydował się na zmiany w montażu, więc musieliśmy dostać zgodę na pokazanie wersji canneńskiej, bo nowa nie byłaby gotowa na sierpień (tak naprawdę na Dwóch Brzegach projekcja „Proroka” była drugą po canneńskiej). Technicznie wraz z kopią cyfrową przekazany zostaje tzw. klucz, który umożliwia dostęp do materiału i wprowadzenie go do projektora. W przeddzień otwarcia, wieczorem, otrzymaliśmy walizeczkę z filmem, po godzinie w zaszyfrowanym mailu przyszedł klucz. Co się okazało? Że klucz jest niezgodny z kopią. Był piątek, godz. 22.00, w sobotę 1 sierpnia o 16.00 miał odbyć się pokaz, tylko że dla całej Europy Zachodniej to jest pierwszy dzień totalnych wakacji. Już nie pamiętam, ile telefonów wykonaliśmy, ilu znajomym się nagrałam… O 13.30 otrzymaliśmy prawidłowy klucz. Zdążyliśmy wgrać materiał, sprawdzić 5 minut obrazu, a ponieważ polskie napisy są dodawane osobno, ekipa, która się tym zajmuje, robiła to live.
To są historie, o których widzowie, uczestnicy festiwalu, w ogóle nie wiedzą, a dla nas, organizatorów, mają fundamentalne znaczenie. Są czasem paraliżujące, pamiętam, że tę sytuację odchorowywaliśmy przez następne dwa dni, bo promocja ubiegłorocznej edycji w dużej mierze oparta była na tym fakcie, że oto na Dwóch Brzegach odbędzie się pierwsza cyfrowa projekcja w mieście, gdzie nie ma kina.
Jakie więc dobre filmy, dobre aktorstwo, dobrą muzykę, dobrych reżyserów, zobaczymy w tym roku na 4. Festiwalu Filmu i Sztuki DWA BRZEGI Kazimierz Dolny-Janowiec n/Wisłą?
Zacznę od retrospektywy reżysera, z której jestem szczególnie dumna. Chodzi oczywiście o Carla Theodora Dreyera – duńskiego reżysera tworzącego na przełomie kina niemego i dźwiękowego. Nie było łatwo, począwszy od zgody Duńskiego Instytutu Sztuki Filmowej (mailowa korespondencja nie przyniosła rezultatu, dopiero osobiste spotkanie na festiwalu w Berlinie odniosło skutek – Duńczykom trudno było pojąć, że gdzieś w Polsce, w Kazimierzu, chcemy pokazać filmy Dreyera), po zdobycie kopii filmów, które rozsiane są po całej niemal Europie (od Danii, przez Francję czy polską Filmotekę Narodową, po włoskie Bergamo, skąd przywozimy „Męczeństwo Joanny d’Arc”). Dreyer jako pierwszy pokazał, że kino może być sztuką. To, w jaki sposób zaczął operować światłem, sposobem kadrowania, jak pracował z aktorem – było nowatorskie i wciąż jest źródłem inspiracji.
Jestem też bardzo szczęśliwa, że będzie z nami przez cały czas trwania festiwalu Lech Majewski – reżyser, poeta, pisarz, malarz, kompozytor, twórca totalny – który jest świetnym przykładem na to, że film to spotkanie na planie różnych talentów, w tym przypadku te talenty są w ręku jednego człowieka.
Cieszę się także z filmów reżyserów z różnych stron świata, którzy będą z nami w Kazimierzu osobiście – jak np. Meksykanin Rigoberto Perezcano i jego film „Norteado”, czy japoński obraz „Miyoko” Tsuboty Yoshifumiego, łączący animację z żywym planem, czy „American Astronaut” w reż. Cory’ego McAbee, pokazywany w cyklu „Muzyka moja miłość”, albo zamykający festiwal „Czeski błąd” Jana Hřebejka.
Czy to wszystko powoduje, że Grażyna Torbicka wciąż kocha kino?
Pewnie tak. Kino jest aliansem sztuk. Dzięki niemu możemy trafić na nową książkę (źródłem filmu jest często dobra literatura), na nową muzykę (weźmy Pedro Almodovara, w którego filmach prócz świetnych nut Alberto Iglesiasia mamy antologię hiszpańskiej muzyki), na sztuki wizualne (jeśli oglądamy „Ogród rozkoszy ziemskich” Lecha Majewskiego, powinniśmy na nowo odkryć malarstwo Hieronima Boscha, albo Breughle’a, jak w pokazywanych premierowo w Kazimierzu fragmentach filmu „Młyn i krzyż”). Kino w niewyobrażalny sposób poszerza nasze emocje i wiedzę, te dwa brzegi istnienia, i pewnie dlatego je kocham.