Oniegin Trelińskiego
według Giergeva

Tomasz Cyz

Styczniowy spektakl „Oniegina” jest kolejnym wznowieniem inscenizacji Mariusza Trelińskiego na warszawskiej scenie. Warto było to zrobić z jednego powodu: brzmienia orkiestry Opery Narodowej pod batutą gościnnie dyrygującego Valerego Giergeva

Jeszcze 1 minuta czytania

Ten spektakl znam na pamięć. Byłem na nim kilkakrotnie, od premiery w kwietniu 2002 roku. Zachwycony. Niezapomnianym Janem Peszkiem (O***) – aniołem czy diabłem-stróżem, snem czy zjawą zamkniętą we własnej przeszłości – stąpającym po scenie miękko, bezszelestnie. Tym bardziej boleśnie.

Piotr Czajkowski, „Oniegin”.
Valery Giergev (dyr.), Mariusz Treliński (reż.).
Teatr Wielki-Opera Narodowa w Warszawie, spektakl 6 stycznia 2010
Fenomenalną sceną otwierającą III akt, kiedy to w przerażającej pustce – przy dźwiękach frenetycznego poloneza i w intensywnym czerwonym świetle – oglądamy pokaz mody jak z Felliniego. Ale twarze modelek są blade, trupie, jakby z piekła rodem (przez scenę przechodzi jeszcze zmarły przed chwilą w pojedynku Lenski…).

„Intymną i poruszającą” sceną pojedynku Oniegina i Lenskiego. Mrok, chłód, śnieg, w tle za przezroczystą odrealniającą folią majaczą złowrogo brzozy. Z przodu sceny żegnający się ze światem, ubrany na biało Lenski, który za chwilę stanie do pojedynku z ubranym przez cały spektakl na czarno Onieginem.

fot. Juliusz Multarzyński

Operę „Eugeniusz Oniegin” Czajkowski przeznaczył początkowo dla teatru kameralnego w Moskwie i zespołu młodych artystów złożonego ze studentów tamtejszego Konserwatorium. W takim wykonaniu – siłami na wpół profesjonalnymi – w marcu 1879 roku na scenie moskiewskiego Teatru Małego odbyła się prapremiera utworu. „Właśnie wykonanie w konserwatorium to moje marzenie. [Opera] jest przeznaczona dla skromnego zespołu i małej sceny. Sądzę, że inscenizacja opery z jej bezpretensjonalnym tematem, cudownym tekstem, zwykłymi ludzkimi uczuciami i sytuacjami powinna wywołać poetyckie wrażenie” – pisał Czajkowski, określając jednocześnie swoje dzieło jako „intymny i poruszający dramat”.

fot. Juliusz MultarzyńskiPatrząc na scenę pojedynku u Trelińskiego, Czajkowski byłby zachwycony.

Styczniowy spektakl jest kolejnym wznowieniem inscenizacji Mariusza Trelińskiego na warszawskiej scenie. Warto było zobaczyć go kolejny raz – choćby dla fenomenalnego głosu Siergieja Skorokhodowa (Lenski) czy piękniejącej ze sceny na scenę Iriny Mataevy (Tatiana).

Ale środowy wieczór miał tak naprawdę innego bohatera: Orkiestrę Teatru Wielkiego-Opery Narodowej pod batutą gościnnie dyrygującego Valerego Giergeva. Takich dźwięków i brzmień ten zespół z tej partytury jeszcze nie wydobywał.

Zmysłowe piana, ogniste forte (wsparte syczącym krzykiem dyrygenta – tak, słyszałem, siedziałem w siódmym rzędzie), kolory, o jakich nawet nie śniliśmy siedząc na tej sali. Być może gdyby Mariusz Treliński usłyszał operę Czajkowskiego w takim wykonaniu wcześniej, wyobraziłby sobie innego „Oniegina”. Ale i tak było dobrze, znów.

6 stycznia 2009 roku w warszawskiej Operze Narodowej Valery Giergev dyrygował „Damą pikową” Czajkowskiego. Dokładnie rok później – jego „Onieginem”. Czego będziemy świadkami 6 stycznia 2011 roku?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.