Różne zewnętrzne czynniki mogą wywołać we mnie melancholię, z różnych powodów mogę odczuwać Weltschmerz, może dopaść mnie spleen, lub mogę popaść w stupor. Te importowane przypadłości są nieprzyjemne i godne ubolewania.
Ale wyłącznie dzięki Chopinowi mogę bezwstydnie oddawać się cudownemu, naszemu polskiemu rozmemłaniu. Mogę się porwać do nagłego czynu, aby go za chwilę, po prostu, porzucić bez konsekwencji. Mogę się poddać swoistej dystrakcji. Mogę się zdezintegrować wewnętrznie i rozcieńczyć w powietrzu; i nawet jeśli niewiele z tego wyniknie, będzie to absolutnie usprawiedliwione. Może mi się po prostu nic nie chcieć i nie będę się w związku z tym wcale obwiniał.
I za to, że w tak wysoce kulturalny sposób mogę pielęgnowaç swoją naturę, jestem Chopinowi niezwykle wdzięczny. Byłbym pewnie odczuł wielki brak, gdyby poddano mnie resekcji Chopina.
Azaliż nie było i nie ma takiego zagrożenia? Czyż przy okazji rozmaitych najazdów, jakie przetoczyły się i przetaczają w parzystym – najczęściej – tempie przez mój kraj, nie wywieziono mi wielu dóbr? Czy nie rabowano mi malowideł i posągów? Nie ogołacano z precjozów, kobierców i umeblowania? Nie pozbawiano księgozbiorów, rękopisów i partytur?
Jednakowoż nie udało się i nie uda żadnym sposobem, żadnym mniej lub zupełnie kulturalnym najeźdźcom, wywieźć mi Chopina. Jak nie da się przenieść w inne miejsce pejzażu tej rozległej równiny, nad którą czasem przez cały miesiąc nie zmienia się pogoda i zwykle zachmurzenie jest duże, a ciśnienie będzie spadać. Toż i lepiej dla nich, tych wszystkich najeźdźców, że, nawet gdyby to było możliwe, Chopina nie ukradli. Bo przy Chopinie nie da się pracować. Nie da się też modlić, ani maszerować (chyba że w kondukcie pogrzebowym), a i do tańca nie bardzo, bo melodie nie dość wesołe.
Lepiej im w salach koncertowych, bądź zaciszach mieszczańskich salonów delektować sie wyrafinowaną elegancją fraz. Doceniać kunszt kompozytorski i wykonawczy, analizować i syntetyzować. Nawet zakochiwać się. Ale wszystko bezpiecznie.
Nam wystarczy brzęknąć w klawisze, spojrzeć za albo w i...
Tego się nie da wyciąć.