Błędne przyrządy
Widok wystawy Art Now: Joanna Piotrowska, „All Our False Devices” w Tate Britain / Tate Photography (Matt Greenwood)

8 minut czytania

/ Sztuka

Błędne przyrządy

Karol Sienkiewicz

Moc fotografii Joanny Piotrowskiej leży w tym, jak łatwo można się w nich odnaleźć, mimo wyraźnej sztuczności aranżowanych przez nią sytuacji. Przeglądamy się w zdjęciach, instynktownie wyczuwając w sobie podobne, trudne do zwerbalizowania lęki

Jeszcze 2 minuty czytania

Gdy wchodzę na wystawę Joanny Piotrowskiej w Tate Britain, robi mi się miękko pod stopami. Cała sala, w której Piotrowska pokazuje fotografie i filmy, wyłożona została błękitną wykładziną. To nie kolejna posadzkowa sala Tate. Artystka sprytnie zagrała tak, by jej wystawa wyróżniała się spośród innych pomieszczeń jednego z najważniejszych muzeów w Wielkiej Brytanii. Jednocześnie ten miękki krok powoduje spowolnienie, a błękit podłogi odrealnia całą wystawę, staje się wspólnym mianownikiem pokazywanych prac.

Wystawa nie jest duża. To jeden z pokazów w serii Art Now, skupiającej się na nowych talentach sztuki brytyjskiej. Piotrowska należy do grupy artystów urodzonych w Polsce, ale studiujących i mieszkających za granicą. Swoje prace pokazywała m.in. na 10. Berlin Biennale, a w Polsce prezentuje ją w swojej galerii Dawid Radziszewski.

Tytuł wystawy, „All Our False Devices”, artystka zapożyczyła z wiersza Philipa Larkina. Na ścianach wiszą różnej wielkości czarno-białe fotografie, osobno lub zestawione w grupy. Trzy projektory wyświetlają niewielki obrazek filmów na taśmie 16 mm. Fotografie z ostatniego cyklu, „Shelters” (Schrony), który stanowi jądro wystawy, Piotrowska oprawiła w różnokolorowe, delikatne ramki.

Oazy

Takie schrony, namioty i szałasy pamięta się z dzieciństwa. Zwyczajny koc przerzucony przez blat stołu tworzył pod nim nową, intymną przestrzeń, oswojoną i bezpieczną. Czasami wystarczyło nawet schować się z latarką pod kołdrą. Dziecięce kryjówki mogły służyć do zabawy, częściej – do tego, by skryć się w nich przed innymi domownikami, być niewidocznym. Gdy ktoś chciał wejść do naszej kryjówki, potrzebował specjalnego zaproszenia. W tych autonomicznych miejscach, dziecięcych enklawach, mogliśmy sami dyktować zasady gry.

Bohaterowie fotografii Piotrowskiej, jej znajomi i przyjaciele z Londynu, Warszawy, Rio de Janeiro czy Lizbony, to jednak nie dzieci, lecz dorośli. Improwizowane kryjówki, na prośbę artystki, budują we własnych mieszkaniach. Sfotografowane schrony tworzone są ad hoc: z mebli, narzut, koców, książek, pudeł, ubrań, poduszek, plażowego parasola, a nawet obrazów czy roślin doniczkowych. Z przedmiotów, które stanowią wyposażenie ich mieszkań i akurat były pod ręką. Niektóre schrony są puste, w innych spotkamy ich mieszkańców. Jedna z kobiet ukryła się pod stertą pościeli, koców i ubrań, spod której wystaje jedynie jej głowa z burzą czarnych włosów.

Namiot zaimprowizowany na stole, którego fantazyjnie rzeźbione nogi wspierają się dodatkowo na stertach książek, nie wydaje się jednak stabilnym schronieniem. Przypomina raczej współczesną rzeźbę, asamblaż, dodatkowo uchwycony efektownie na fotografii, wykonanej z wnętrza ciemnego pokoju, przez co sama konstrukcja ramowana jest przez framugę drzwi.

Joanna Piotrowska, Bez tytułu 2017 / dzięki uprzejmości Galerii Dawid RadziszewskiJoanna Piotrowska, Bez tytułu 2017 / dzięki uprzejmości Galerii Dawid Radziszewski

Strachy

Te kryjówki i ich zdjęcia można odczytywać jako rodzaj portretów i autoportretów. Piotrowska fotografuje znajomych, a oni tworząc swe kryjówki, przez wybór przedmiotów, których na co dzień używają, tworzą obraz samych siebie.

Ale dlaczego potrzebują dodatkowego schronienia? Czego się boją? Co ich dręczy? Gdy takie szałasy czy skrytki budują dorośli, nie dzieci, nie mamy już tylko do czynienia z zabawą czy głęboko zakorzenioną potrzebą chwilowego odizolowania się od świata. Fotografie Piotrowskiej okazują się szalenie niepokojące. Nasze mieszkania przestają być bezpieczne.

Zdjęcia z jednej strony przywodzą na myśl dziecięce gry, z drugiej – wywołują szereg odmiennych skojarzeń. Mogą to być fotografie z jednoosobowej ziemianki, w której ukrywał się schwytany w 2003 roku były dyktator Saddam Hussein; skrytki ukrywających się w czasie II wojny światowej Żydów; tymczasowe schronienia bezdomnych.

Ale nikt tu oczywiście nie jest bezdomny, nikt nie jest osaczony, nikomu nie grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo. Sądząc po wystroju mieszkań, bohaterowie Piotrowskiej prowadzą raczej wygodne życie. Zdradza to ich komfortowe otoczenie, sterty książek i sprzętów, pewna elegancja i prostota. By poznać ich lęki, trzeba by kopać głębiej.

Konstelacje

Jednocześnie sami się w tych fotografiach przeglądamy, instynktownie wyczuwamy podobne, trudne do zwerbalizowania lęki. Sam bym się chętnie czasem schował w jakiejś norce. Być może moc fotografii Piotrowskiej leży właśnie w tym, jak łatwo można się w nich odnaleźć, mimo wyraźnej sztuczności aranżowanych przez nią sytuacji.

Widok wystawy Art Now: Joanna Piotrowska: All Our False Devices w Tate Britain / Tate Photography (Matt Greenwood)Widok wystawy Art Now, Joanna Piotrowska, „All Our False Devices” w Tate Britain / Tate Photography (Matt Greenwood)

Kilka lat temu jej fotografie wykonane w Nairobi pokazywane były w krakowskiej Wystawie / Księgarni (Fundacja Razem Pamoja). Był to pokaz slajdów z hotelowych wnętrz, w których artystka, ubrana niczym seksturystka, pozowała z nagimi przystojnymi Kenijczykami. Pokazywała, jak łatwo dziś o odtworzenie kolonialnych relacji. Wchodząc w kadry, ujawniała wielopoziomowe hierarchie, o których decydują rasa czy miejsce pochodzenia.

Najbardziej znane fotografie Piotrowskiej dotyczyły bardziej intymnych, rodzinnych relacji. Interesują ją różnorodne psychoterapie zakładające pracę z ciałem. W serii „Frowst”, jej pracy dyplomowej na Royal Collage of Art w Londynie, inspirowała się metodą ustawień hellingerowskich, zwanych też konstelacjami rodzinnymi, w których przedmiotem analizy są relacje między ciałami uczestników. To metoda terapii mająca przywracać harmonię w kontaktach z najbliższymi. Zdjęcia Piotrowskiej przedstawiały ludzi w niewielkich grupach w domowych wnętrzach, dotykających się lub obejmujących, jednak za każdym razem w sposób, który zdradzał jakąś sztuczność. Jej fotografie są zawsze inscenizowane i artystka nie stara się tego ukryć. Być może przez to porównuje się je do filmów Yorgosa Lanthimosa.

Na wystawie w Tate obok serii „Shelters” Piotrowska pokazała kilka fotografii z cyklu „Self Defence”, na których kobiety powtarzają pozycje zaczerpnięte z podręczników do samoobrony. Pozbawione pierwotnego kontekstu, ale też potencjalnego napastnika, często w domowych wnętrzach, jak na wyłożonej drewnianą boazerią klatce schodowej, wydają się ekscentryczną gimnastyką. Wyrażają pewne zakodowane w ciele poczucie niebezpieczeństwa, które noszą w sobie kobiety, ale już nie mężczyźni. Artystka przyznaje, że inspirowała się pismami feministki i psycholożki Carol Gilligan. Cały zestaw tych figur odtwarzają kobiety sfilmowane przez Piotrowską. Podczas gdy fotografie z ich domową gimnastyką wydają się nieco surrealne, filmy są już wyrazem kobiecego oporu.

„Schrony” można też traktować jako rodzaj terapii, instynktownej odpowiedzi ciała narażonego na poczucie niepewności i tymczasowości, kruchości materialnego komfortu. Wreszcie, to nośne metafory globalnego lęku. Sama artystka, Polka mieszkająca w Londynie zbliżającym się do brexitu, mówi w jednym z wywiadów: „Być może niedługo będę budować sobie nowe schronienie gdzie indziej”.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).