Wystawa „Nieodkryte / niewypowiedziane” w Nowym Teatrze

Karol Sienkiewicz

„Nieodkryte / niewypowiedziane” to wystawa oparta na ciekawym, może nawet zbyt atrakcyjnym, pomyśle. Jednak przede wszystkim jest to porażka kuratorów

Jeszcze 1 minuta czytania

„Nieodkryte / niewypowiedziane”, Nowy Teatr w Warszawie, 25 maja - 14 czerwca 2009.

„Nieodkryte / niewypowiedziane” – hasło-wytrych, za którym może kryć się wszystko. Jako temat wystaw i konkursu – hasło niebezpieczne. W odpowiedzi narodzić się mogą prace na siłę podążające za wątkiem tajemniczego. Pierwsza część – „nieodkryte” – sugeruje, że istnieje jakaś sfera, niedostępna dla zwykłych śmiertelników, a ujawniana przez artystę. „Niewypowiedziane” odnosić można z jednej strony do tabu, z drugiej – do nadużywanego wobec sztuki toposu niewysłowienia. Wizualnie ma opisywać to, czego nie da się ująć słowami, czym nierzadko interpretatorzy tłumaczą swą bezradność wobec niektórych dzieł.

Hasło „Nieodkryte / niewypowiedziane” stało się punktem wyjściowym dla szeroko zakrojonego projektu. Do udziału w nim zaproszono ośmioro artystów, posługujących się medium fotograficznym lub/i wideo: Martę Deskur, Mikołaja Długosza, Mikołaja Grospierre’a, Kobasa Laksę, Alekę Polis, Konrada Pustołę, Julię Staniszewską i Zorkę Wollny. Każdy z nich musiał wcielić się w trzy role: po pierwsze – w najbliższą im rolę twórców (wyprodukowanie nowych prac), po drugie – rolę jurorów w konkursie (wybór zwycięzców), po trzecie – rolę kuratorów (stworzenie miniwystaw z wybranych prac laureatów). Pomysł wydawał się ciekawy. Na wystawie stanowiącej efekt całego procesu, złożonej z ośmiu części, poszczególne prace mogły się powtarzać (wybrane przez więcej niż jednego z jurorów-kuratorów), nabierając różnych znaczeń w zależności od kontekstu i sąsiedztwa. Praktyka daleka jest jednak od teorii. Organizatorzy wystawy w Teatrze Nowym do tego stopnia nie poradzili sobie z chaotyczną przestrzenią na wpół zrujnowanej architektury, że trudno odróżnić poszczególne części ekspozycji (z wyjątkiem projektów kuratorskich Grospierre’a i Kobasa Laksy, które znalazły się w osobnych, wyodrębnionych częściach budynku), co całkowicie niweczy pierwotne założenia. Rzeczywiście, niektóre prace powtarzają się, w dodatku w różnych mediach (np. w formie różnych formatów i technik odbitek, slajdu rzutowanego na ścianę, projekcji cyfrowej), ukazując jedynie, jak poszczególne realizacje zyskują przy odpowiednim wyeksponowaniu. Co ciekawe, najgorzej wypada miniwystawa przygotowana przez Grospierre’a, który – jak sam mówi – chciał „pokazać prace tak, jak autorzy sami sobie wyobrażali, że będą pokazane”.

Mimo kuratorskiej porażki na wystawę warto wybrać się z kilku powodów, głównie prac artystów-jurorów. Ograniczę się do całkowicie subiektywnego wyboru. Z pewnością nie można przeoczyć kolejnego świetnego cyklu fotograficznego Julii Staniszewskiej, która tym razem sięgnęła do historii miejsca związanego z jej rodziną. Artystkę zainteresowały pozostałości dawnego splendoru, istniejącej od 50 lat, a założonej przez jej dziadka restauracji Baszta w Pyrach pod Warszawą, której okres największej prosperity przypadał na lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte. Na uwagę zasługuje też film Kobasa Laksy poświęcony niezauważonej artystce i procesowi powstawania jej prac – okrągłych reliefów z masy plastycznej, powstałej z wytłaczanek na jajka („Koło jest przyjemne”). Wreszcie warto przyjrzeć się pracom jednego z laureatów konkursu Damiena Brailly’ego, który w cyklu „Miejsca krytyczne” spenetrował granice Warszawy. Na jego fotografiach obok Świątyni Opatrzności Bożej odnajdziemy funkcjonujące fabryki, niszczejącą architekturę postindustrialną, nieużytki, jak też sklecony ze znalezionych materiałów domek, zamieszkany prawdopodobnie przez bezdomnego. Inne prace konkursowe niestety rozczarowują, zbyt nachalnie próbując sprostać zawartemu w temacie niesamowitemu.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.