Wzniosłe płytki PCV
Mikołaj Smoczyński, „Piramida”, 1993-2013 Rekonstrukcja pod opieką Roberta Kuśmirowskiego CSW Zamek Ujazdowski Fot: Krzysztof Zaleski Archiwum Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa

Wzniosłe płytki PCV

Karol Sienkiewicz

Na pierwszy rzut oka toczy się tu remont. A to wystawa. Miał być Smoczyński, a trudno nie pisać o Kuśmirowskim, bo obaj artyści na tę okazję stapiają się w jedną postać

Jeszcze 3 minuty czytania

Zmarły w 2009 roku Mikołaj Smoczyński nie należał w ostatnich latach do najczęściej wystawianych artystów i kojarzony jest głównie z tzw. sztuką instalacji lat 90. Rok temu jego postać przypomniała kilkuczęściowa retrospektywa w rodzinnym Lublinie, połączona z konferencją i obszerną publikacją. Jednak do Lublina mało kto się pofatygował i wydarzenie przeszło bez echa. Podobna inicjatywa w Centrum Sztuki Współczesnej, bądź co bądź jednej z głównych warszawskich instytucji, to wydarzenie innej rangi. W dodatku bardziej udane.

Wystawa, której tytuł zadaje dziwne pytanie „Co outsider może nam powiedzieć o rzeczywistości?”, to jedno z najważniejszych wydarzeń w CSW w ostatnim czasie. I z pewnością jasny punkt w programie instytucji. Bo o ile latem w Zamku Ujazdowskim zrobiono krzywdę twórczość Józefa Robakowskiego (w jej mało przemyślanym nadmiarze), o tyle skomplikowane zabiegi kuratorskie pozwoliły odświeżyć spojrzenie na trudną twórczość Smoczyńskiego.

Remanenty

„Co outsider może nam powiedzieć o rzeczywistości?”

wystawa Mikołaja Smoczyńskiego z udziałem Roberta Kuśmirowskiego i Jarosława Kozakiewicza, kuratorka: Ewa Gorządek, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa, do 9 czerwca 2013

Smoczyński jest artystą trudnym, bo jego najważniejsze realizacje znane są głównie ze zdjęć, których charakter trudno jednoznacznie określić. Istota jego twórczości gdzieś umyka i najlepiej świadczą o tym wysiłki wokół wystawy w CSW − z wieloma różnymi podchodami do artysty. Przedsięwzięcie lubelskie miało ambicję objąć, opisać i sklasyfikować całą jego twórczość. Już wtedy szeroki materiał uzupełniała bezpretensjonalna instalacja Roberta Kuśmirowskiego, najbardziej znanego z uczniów Smoczyńskiego. Kuratorka warszawskiej ekspozycji Ewa Gorządek postanowiła pójść o krok dalej, wychodząc z założenia, że Smoczyński „jako autor znalazłby może powody do wykonania niektórych instalacji na nowo”. Może by znalazł, a może nie. To nie on jednak dzisiaj rozdaje karty. Doszło do rekonstrukcji. I tu znowu palce maczał Kuśmirowski.

Widok ogólny wystawy „Co outsider może nam powiedzieć o rzeczywistości?”: Mikołaj Smoczyński, „Bez tytułu”, 1991-92, 
z kolekcji CSW Zamek Ujazdowski; Robert Kuśmirowski, Adaptacja przestrzeni według dokumentacji prac Mikołaja Smoczyńskiego,
2013, fot: Juliusz Sokołowski Archiwum Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa

Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że w otwierającej wystawę sali prace montażowe jeszcze się toczą albo że pracownicy techniczni nie zdążyli po sobie sprzątnąć. To właśnie interwencje Kuśmirowskiego. Kilka dalszych pomieszczeń wypełniają rekonstrukcje architektonicznych instalacji Smoczyńskiego, przede wszystkim „Piramida” i „Labirynt”, które artysta zrealizował w Zamku dwadzieścia lat temu. Dziś oglądamy je w nowej krasie również za sprawą Kuśmirowskiego, który wcielił się w swego mistrza. Architektoniczne instalacje ze zgrzebnych materiałów izolacyjnych (płyt supremy) nieco rażą surowością. Ale w tej surowości leży też ich urok.

Rekonstrukcje uzupełniają przykłady ascetycznych prac rzeźbiarskich i malarskich Smoczyńskiego, ale przede wszystkim jego fotografie − zarówno te na poły dokumentalne, na których utrwalał ulotne momenty swych instalacji, jak i te wykonywane w pracowni − rejestrujące potoczną rzeczywistość, jednak w skrajnie zawoalowany sposób. Nieco z boku stoi zaś rzeźba Jarosława Kozakiewicza, którego nie łączyły ze Smoczyńskim bliższe relacje, ich zainteresowania były sobie jednak bliskie. Na pośmiertnej wystawie Smoczyńskiego spotyka się więc właściwie trzech, a − jak się okaże − nawet czterech twórców.

Mikołaj Smoczyński, „Labirynt”, 1993 -2013. Rekonstrukcja pod opieką Roberta Kuśmirowskiego. Fot: Juliusz Sokołowski
Archiwum Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa

Nie tylko z lamusa

Jak wiemy, kuratorzy lubią wyzwania. A rekonstrukcje coraz częściej goszczą w naszych muzeach − by wspomnieć chociażby wystawę Władysława Borowskiego w Muzeum Sztuki Nowoczesnej sprzed paru lat. Jej trzonem była rekonstrukcja ekspozycji Borowskiego w Galerii Współczesnej, a w pracach brał udział artysta Krzysztof M. Bednarski. To przy okazji tej wystawy okazało się, że nieraz konserwatorzy mają więcej do powiedzenia na temat sztuki niż historycy sztuki, którzy w daleko posuniętych interpretacjach odklejają się od materialnej strony prac. Konserwatorzy pytają zaś o intencje artysty, dociekają aury dzieła, jego istoty, przesłania, kontekstu. Wracają więc do pytań podstawowych.

Smoczyński to kolejny twardy orzech do zgryzienia dla kuratorów i konserwatorów z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, tworzył instalacje z nietrwałych materiałów, dla konkretnych miejsc. Żadna z nich się nie zachowała. Po drugie, pamięć o nich przetrwała na fotografiach samego artysty, ale Smoczyński nadawał tym zdjęciom szczególną rangę. O ile jego instalacje interpretowały przestrzeń, ich autorskie fotografie stawały się − jak sam je nazywał − „interpretacjami interpretacji”, czyli autonomicznymi dziełami sztuki. Nie były to więc fotografie strictedokumentalne. Co z kolei każe zadać pytanie o status archiwum negatywów po artyście, obecnie znajdujących się w kolekcji krakowskiego MOCAK-u (instytucją kieruje związana niegdyś z artystą Anna Maria Potocka).

Widok ogólny wystawy „Co outsider może nam powiedzieć o rzeczywistości?”: Mikołaj Smoczyński, cykl fotografii 1980 - 2007
Fot: Krzysztof Zaleski Archiwum Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa

Rekonstrukcja instalacji Smoczyńskiego to gest odważny. Na tyle odważny, że trzeba do tego artysty. I na tyle też odważny, że twórcy rekonstrukcji uchylają się od tego, by nazywać ją rekonstrukcją − uciekają się do bardziej rozmytej „interpretacji”. A Robert Kuśmirowski, kolekcjoner staroci w hurtowych ilościach, znany jest z tego, że do perfekcji opanował sztukę tworzenia atrap. Z dykty, papieru, gipsu i sobie tylko znanych materiałów potrafi wyczarować a to stary bilet, a to wagon towarowy, a to wnętrze bunkra z czasów drugiej wojny światowej. Ale Kuśmirowski to nie tylko imitator, najpierw sprawia bowiem, że chcemy w tę ułudę uwierzyć. W Zamku musiał dokonać czegoś więcej − odtworzyć prace sprzed wielu lat przy użyciu tej samej techniki, którą stosował Smoczyński. Ale przy okazji, jak konserwator, musiał zadać sztuce swego mistrza kilka ważnych pytań.

Natchnienie

Niedookreśloność Smoczyńskiego, chociaż czasem też jego wyraźne wskazówki, skłania do odczytań religijno-metafizycznych. W instalacji, którą artysta wykonał pod koniec życia w białostockim Arsenale, a którą również odtworzył w CSW Kuśmirowski, ramiona i ukośna dolna belka prawosławnego krzyża zostały przedłużone i rozchodzą się po ścianach w sześciu kierunkach, dodatkowo przyprawione jakby błotem czy brudem. Krzyż nie od razu się ujawnia, chwilę trzeba poświęcić, by zrozumieć, co się tu właściwie dzieje, i skupić na punkcie, w którym linie się zbiegają. W tytule Smoczyński mówił o „zmianie właściwości miejsca” i dedykował pracę Malewiczowi.

Mikołaj Smoczyński, „Zmiana właściwości miejscowej (Malewicz w Polsce), 2004-2013. Rekonstrukcja pod opieką Roberta
Kuśmirowskiego
Galeria Arsenał, Białystok.
Fot: Krzysztof Zaleski. Archiwum Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa.

Pamiętam, jak na konferencji poświęconej twórczości rosyjskiego awangardzisty natchniony głos z widowni arbitralnie stwierdził, że „prawosławie jest wzniosłe, a katolicyzm wyniosły”. Trudno byłoby mi wchodzić w polemikę z takim bon motem, ale historia i współczesność odnotowują też wyniosłych popów. Kuśmirowski/Smoczyński − panowie już zlali mi się w jedną postać − grają wzniosłością. Jakby słowo ciałem się stało, a we wnętrzu ich „Labiryntu” naprawdę można było zabłądzić (a przecież nie można).

Z pomocą zazwyczaj przychodzą litanie, mało wymagający gatunek modlitwy. Na przykład taka zbitka: „nostalgia, przemijalność, śmierć”, którą odnalazłem w tekście kuratorki Ewy Gorządek. Odpadłem zaś w pierwszym akapicie innego tekstu z katalogu wystawy – „Głębi” Jaromira Jedlińskiego, w którym autor wyznaje: „Kiedy namyślam się nad odczuwaniem i życiem Mikołaja Smoczyńskiego, odczuwam też smutek. Odczuwam nastrój Popielca”. Czy na tym ma właśnie polegać różnica między „potocznym widzeniem a percepcją”? Tymczasem Adam Mazur celnie zauważa rozbieżność między takimi interpretacjami a suchymi autokomentarzami Smoczyńskiego. O jednym ze swoich cykli fotograficznych, najbardziej otoczonych tajemnicą, „Secret Performance”, artysta pisał, że „przedstawia obiekt leżący na podłodze wyłożonej płytkami PCV”.

Mikołaj Smoczyński, „The Secret Performance”, 1986 Galeria Labirynt, Lublin. Fot: Krzysztof Zaleski Archiwum Centrum
Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa

Druga skóra

Wchodząc na wystawę, nie przekraczam granicy przestrzeni świętej, chociaż rekonstrukcja instalacji z Białegostoku mogłaby uchodzić za kaplicę wystawioną przez jakiegoś bardzo postępowego kapłana. Raczej zadaję sobie pytanie, co takiego dzieje się z przestrzenią. I nie był potrzebny labirynt, by w wielokrotnie odwiedzanych przestrzeniach wystawienniczych Zamku poczuć się jak w obcym miejscu. Bo najciekawsza okazuje się sama aranżacja przestrzeni dokonana przez Kuśmirowskiego, którą początkowo pomyliłem z remontem.

To nie rekonstrukcja, lecz praca Smoczyńskim inspirowana, „według Smoczyńskiego”, w jego duchu i z wykorzystaniem jego techniki. Niedopowiedziana interwencja w architekturę. Kuśmirowski sięgnął do metody „zdjęć” Smoczyńskiego, gdzie artysta nakładał nowe warstwy na ściany pomieszczeń, a po zastygnięciu odrywał je od architektury, ujawniając negatyw powierzchni. Kuśmirowski wydobył zamkowy detal, pozostałości dawnych architektonicznych podziałów. Od ścian odchodzą całe płaty sztucznych nawarstwień.

Robert Kuśmirowski według Mikołaja Smoczyńskiego, „Zdjęcie”, 2013. Fot: Krzysztof Zaleski
Archiwum Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa

Na przeciwległej ścianie korytarza te nawisy przeglądają się w wielkoformatowych fotografiach Smoczyńskiego z cyklu „Secret Performance”. Łuszcząca się, wyschnięta substancja na podłodze pracowni wyznacza horyzont, w którym czai się ciemność. Dodatkowo, patrząc na te prace, trudno w nich nie dostrzec własnego, stapiającego się z czernią odbicia. Odruchowo poprawiam fryzurę. Czy tym gestem wracam do „potocznego widzenia”?

Pustki i klepki

Jarosław Kozakiewicz, „Anarchitekton –
w hołdzie Gordonowi Mattcie – Clarkowi”
, 2013
29, 7 m kw podłogi, fot: Juliusz Sokołowski
Archiwum Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Mimo tak licznych interpretacji, „interpretacji interpretacji” i kolejnych ich warstw, wystawa wydaje się niezwykle spójna − dzięki umiejętnemu doborowi fotografii, rzeźb i zrekonstruowanych instalacji, ale też bezsprzecznemu talentowi Kuśmirowskiego. Odmienne wrażenie sprawia jedynie rzeźba Jarosława Kozakiewicza, nieco odizolowana od reszty ekspozycji. To monumentalna, ażurowa struktura − nieregularny wielobok, którego boki wypełniają ułożone w tradycyjną jodełkę klepki podłogowe oraz… pustka. To ta pustka ma chyba, w zamierzeniu Kozakiewicza, nawiązywać do wspomnianego na wstępie czwartego bohatera tej ekspozycji − Gordona Matty-Clarka, amerykańskiego twórcy, który zasłynął cięciami w budynkach. Fascynacja tym przedwcześnie zmarłym artystą łączyła Kozakiewicza ze Smoczyńskim.

Tutaj jednak rzeźba Kozakiewicza zdaje się pełnić inną, otrzeźwiającą funkcję; jest tak odmienna od reszty wystawy, że każe zadać pytanie, czy dialog nauczyciela z byłym studentem (o ile można to nazwać dialogiem) nie przebiega oby zbyt gładko.

Jednak dałem się temu dialogowi ponieść, bez zadawania takich pytań. Bo, paradoksalnie, dokonując rekonstrukcji, Kuśmirowski już na wstępie zdaje się dawać wykład z entropii, nieuniknionej przemijalności przedmiotów. A pewnie i entropii − ała! − naszej ziemskiej powłoki. Ale wydaje mi się, że ta entropia służy nie tyle uświadomieniu vanitas, ile zaprzeczeniu mechanistycznemu poglądowi na świat. Tylko tyle, albo aż tyle.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.