Zagłada w niedzielne popołudnie

Karol Sienkiewicz

Największa dotychczas prezentacja prac wideo Mirosława Bałki – „Fragment” w warszawskim CSW – zachwyca i wprawia w zakłopotanie. Bo wciąż wiemy bardzo mało, a może nawet coraz mniej

Jeszcze 2 minuty czytania

Na wystawę Mirosława Bałki w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie można wejść i z niej wyjść, nie wynosząc prawie nic, poza ogólnym wrażeniem estetycznym. I obawiam się, że większość zwiedzających pozostaje w tej błogiej niewiedzy. Ale warto na nią pójść chociaż i z tego tylko powodu – „Fragment” to wystawa, która sięga wyżyn estetycznego wysmakowania. Nie ma tu niczego zbędnego i brak wsparcia dla widza w postaci dodatkowych informacji współgra z puryzmem wizualnym.

Artysta zgromadził w CSW prawie trzydzieści prac wideo. Medium tym zajmuje się od dwunastu lat. Od czasu, gdy – jak mówi – kamery stały się na tyle małe i niezbyt inwazyjne, że bez problemu zaczęły mieścić się w kieszeni marynarki.

W tytule wystawy chodzi nie tylko o fragment dorobku wideo Bałki, ale przede wszystkim o wybrany fragment rzeczywistości, wyselekcjonowany przez artystę. Rzeźbiarz, co należy podkreślić, tworzy krótkie filmy z jednym zapętlonym motywem, ale dużą wagę przywiązuje do sposobu ekspozycji. Projekcje odbywają się m.in. na specjalnych, niewysokich postumentach ustawionych na podłodze, wysypanych równą warstwą soli. Sam artysta mówi o soli: „suchy pot, suche łzy”.

 

Miroslaw Balka „I Knew It Had 4 In It”, 2008, © Muzeum
Sztuki Nowoczesnej, Warszawa

Całą wystawę potraktować więc można jako rzeźbiarską kompozycję z ruchomym obrazem, a może raczej rzeźbiarskie interwencje w przestrzeń sal wystawowych. Dominują szarości, filmy też są jakby zamglone. Bałka nie dba o jakość obrazu; obraz mruży, a często trudno rozpoznać, co właściwie przedstawia.

Co więc tu widzimy? W jednej z zamkowych baszt wyświetlany jest prosty film – kamera skupia się na cyfrze „4”, by po chwili zgubić ostrość. Na postumencie wysypanym solą oglądamy obraz z kamery podążającej wzdłuż rur i prysznicy w łaźni. W innym pomieszczeniu kamera śledzi drogi na mapie, co jakiś czas zatrzymując się na zaznaczonych na czerwono lub czarno budynkach. Obok, na dwóch sąsiednich solnych ekranach, widzimy palniki kuchenki gazowej. W innej z baszt – kamera przedziera się nocą przez gałęzie jabłonki. Dalej na czterech ekranach wyświetlany jest film z kręcącej się wokół osi kamery – migają zabudowania. Gdzie indziej ktoś uderza w podłogę-ekran skórzanym pasem. Na ścianie – rejestracja przesypującego się piasku. W sąsiedniej sali na tle zabudowań, na śniegu, zatrzymało się stado saren…

Meandry pamięci

Większość z tych motywów pozostaje dla przeciętnego widza nierozpoznawalna, albo zdaje się nie nieść głębszych treści. Bo co takiego interesującego artysta znalazł w cyfrze cztery i czego szukał po nocy w gałęziach drzewa? Intuicyjnie odczuwa się tylko pewien niepokój. Niosą go w sobie te obrazy, z pozoru neutralne, co najwyżej smutne czy poważne.

W niektórych filmach odnajdujemy jednak znane motywy. Uderza chociażby zawieszona wysoko projekcja z odwróconą literą „B”. To „B” wszyscy dobrze znamy z napisu „Arbeit macht frei” z bramy wjazdowej obozu w Auschwitz. Jest symbolem oporu więźnia, który go wykonał i celowo „pomylił” brzuszki litery. W tle słychać roześmiane głosy niemieckiej wycieczki, przypadkowo nagrane przez artystę. Sarenki i zamarznięty staw z „Winterreise” to zimowa sceneria zaobserwowana przez Bałkę w tym samym miejscu. W zabudowaniach z „Carrousel” również rozpoznajemy obozowe baraki, tym razem Majdanka. A w niewyraźnej, pulchnej twarzy, powtarzającej słowo „Primitive”, ktoś znający film Claude’a Lanzmanna „Shoah” być może zidentyfikuje Franza Suchomela, komendanta SS.

Miroslaw Balka Carrousel”, 1999/2004, © Tate Modern,
London

To z pewnością najsilniej działające obrazy na wystawie. Również „sfragmentaryzowane”, wycięte z większej całości, celowo zamazane (np. gestem kręcenia się artysty wokół własnej osi), lub odwołujące się do innych obrazów, jak sielskość natury w zderzeniu z tragiczną historią miejsca.

Odwiedzanie obozów koncentracyjnych Bałka nazywa pielgrzymowaniem. Na wernisażu wystawy mówił z kolei o nowej kategorii widza, jaką chciałby wprowadzić – o widzu-świadku wystawy, podobnie jak podczas swych pielgrzymek stawał się świadkiem tych miejsc. A w tym byciu świadkiem towarzyszyła mu kamera.

Kluczem do wystawy jest jednak moim zdaniem właśnie film z czwórką w tytule – „I Knew It Had 4 In It”. Tytuł to fragment dyskusji z przywoływanego już filmu Lanzmanna. Kobieta nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: „Czy wie pani, ilu Żydów tam wymordowano?”. Może 40 tys., może 400 tys.? Właściwa odpowiedź to 400 tys. „Wiedziałam, że była tam czwórka”. Czy to celowo wyparta wiedza czy naturalne działanie pamięci?

 

Suche łzy

W wielu wypadkach Bałka wystawia więc widzów na eksperyment, jakby chciał sprawdzić, czy samo miejsce wytwarza na tyle silną aurę, że odczuć ją można także bez jasnych wskazówek. Jabłonka z filmu „apple T.” – niczym biblijne Drzewo Poznania – wyrosła na torowisku w Treblince. Czy obraz rdzewiejących prysznicy budzi w nas jednoznaczne skojarzenia z komorą gazową? Jak odbieramy kuchenne palniki gazowe, gdy obok kamera śledzi mapę Lublina z zaznaczonym obozem w Majdanku? Jak po zawrocie głowy wywołanym „karuzelą” na placu apelowym w Majdanku, odbieramy słowa w języku niemieckim czytane przez artystę, czy złowrogie uderzanie w podłogę?

Jeśli Bałka nazywa sól „suchymi łzami”, to znaczy, że emocje już dawno opadły. Mamy do czynienia jedynie z ich śladem czy resztką. Znowu – fragmentami pozostawionymi w naszej pamięci.

Miroslaw Balka Winterreise / Bambi & The Pond”,
2003, © MB + Gladstone Gallery, New York

Ale dzieje się coś jeszcze – „fragmenty” okazują się niezwykle estetyczne, podobnie jak „suche łzy”, czyli sól w jego instalacjach. Mapa Lublina widziana kamerą Bałki przypomina estetyką dzieła awangardy radzieckiej, a szczególnie obrazy El Lissitzky’ego (zderzenie dwóch utopii?), film z czwórką z Lanzmanna – eksperymentalne filmy z lat 70., „Winterreise” – bukoliczne obrazy. A przecież staw, który oglądamy, to ten sam staw, do którego wsypywano prochy pomordowanych. „Mapping the Studio, Too” to hommage do klasyka Bruce’a Naumana (żywe szczury zastąpiła tu nakręcana mysz-zabawka).

Te skojarzenia oraz zestawienia z fragmentami banalnej rzeczywistości łamią zasadę decorum mówienia o Zagładzie. Ale możemy też sobie wyobrazić, jak wyglądał artysta, gdy nagrywał w Majdanku „Carrousel”...

 

Sundays Kill More Men Than Bombs

„Holocaust art” w wykonaniu Bałki nie jest tak jednoznaczna, jakby się niektórym wydawało. Zwłaszcza zagraniczni komentatorzy jego twórczości zdają się przekraczać w tym szufladkowaniu granice rozsądku, np. w tych kategoriach odczytując monumentalną rzeźbę „How It Is”, którą artysta zbudował w Hali Turbin Tate Modern w Londynie w 2009 roku. Na wystawie „świadkujemy”. Ale czemu? Bo już nie zbrodni. Raczej zgliszczom. I znaczeniom, które się zacierają, nakładają czy gryzą ze sobą. Nawet jeśli jest tu mowa o Holocauście, to o Holocauście DZISIAJ, kiedy łzy zamieniły się w sól, kiedy wydarzyły się i wciąż wydarzają inne zbrodnie, ale też toczy zwykłe życie. Adrian Searle w brytyjskim „Guardianie” porównał oglądanie wideo Bałki do próby odczytania znaczenia linii papilarnych na naszych dłoniach. Czy jest w nich zapisana nasza przeszłość, czy przyszłość?

Miroslaw Balka „B”, 2006, MB + White Cube, London

Na jednej z projekcji z „Carrousel”, w prawym dolnym rogu, dostrzeżemy na ścianie tajemniczy relief. To logo arabskiego kanału informacyjnego Al-Dżazira. W ten ledwo widoczny sposób wkracza współczesna rzeczywistość medialna. Bałka nie pyta bowiem, jak mówić o Holocauście, lecz o to, w jaki sposób możemy mówić o współczesnym świecie. By uczynić go czytelniejszym, zwraca uwagę na detal. By uczynić go znośniejszym, stawia na głowie. Film zatytułowany „Bottom” pokazuje rury i prysznice pod sufitem, a „leży” na podłodze. W dodatku artysta każe nam się zastanawiać – czy to na pewno prysznic? „B” z Auschwitz jest odwrócone. Całkowicie a rebours wydaje się w tym obozowym kontekście projekcja „BlueGasEyes” z kuchennymi palnikami. Tę gorzką nutę pikanterii zawarł już Tadeusz Borowski w tytule opowiadania „Proszę państwa do gazu”.

Ale na wystawie „Fragment” jest jeszcze jeden film, który przenosi akcent w zupełnie innym kierunku. Widzimy na nim szalejącą burzę, ale jej odgłosy zagłusza recytowany w języku angielskim wiersz. To amerykański poeta i pisarz Charles Bukowski czytający własny utwór „Sundays Kill More Men Than Bombs”. Słowa te są uznawane za manifest samobójców. Czy potraktować je można za motto wystawy? Autodestrukcja podsycona niedzielną nudą. Wypadająca z dłoni piłeczka ping-pongowa. Puszczanie po podłodze nakręcanej myszki. Jakby patos był częściowo udawany, a nie wynikał z rzeczywistych emocji. To przecież dosyć perwersyjne towarzystwo dla obozowych obrazów. A może to właśnie tej strony medalu jeszcze nie znamy.

Mirosław Bałka, „Fragment”. Centrum Sztuki Współczesnej  Zamek Ujazdowski, Warszawa, wystawa czynna do 3 kwietnia 2011


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.