Śmieci, alkohol i krzyki. Tak wyglądało ostatnie otwarcie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Z tej triady tylko jeden element kojarzy się z wernisażem – alkohol. Atmosfera odbiegała od wernisażowej normy. Czy to za sprawą sporej grupy przyjezdnych z Moskwy, czy też ich sztuki, Muzeum pozwoliło sobie na przełamanie paru konwencji. A może to nieco przedwczesne powitanie wiosny?
„Angry Birds”
artyści: Eryk Binder, Iwan Brażkin, Aleksandra Gałkina, Iwars Grawlejs, Alina Gutkina, Wala Fietisow, Żanna Kadyrowa, Polina Kanis, Irina Korina, Laura Kuusk, Camille Laurelli, Lena Martynowa, Misza Most, Anton Nikołajew, Anastazja Potemkina, Siergiej Sapożnikow, SOSka (Mykola Ridnyj, Anna Kriwiencowa i Siergiej Popow), Dawid Ter-Oganian, Swieta Szuwajewa, Igor Szuklin, Grigorij Juszczenko, kurator: Dawid Ter-Oganian, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, wystawa czynna do 6 maja 2012.
W głównej sali tymczasowej siedziby Muzeum nakładają się na siebie odgłosy z różnych prac. Odnosi się wrażenie, że różne grupy starają się nawzajem przekrzyczeć. Także wizualnie. Metalowe barierki, asfaltowa kula, materiały jakby zebrane z ulicy, nagrania manifestacji, skandowanie i krzyki, miejscami brud i syf. Kto głośniej, kto bardziej przyciągnie uwagę. Od samego przekazu bardziej liczy się jego siła. Bo trudno dociec, co wypisane jest na tych sztandarach.
Pogo
Wystawa „rosyjska” jest bardzo aktualna i odnosi się nawet wrażenie, że powstała ad hoc, w ciągu jednej nocy. Ktoś coś rozlał, ktoś coś skleił, ktoś nabazgrał na ścianie. Tak ma wyglądać „estetyka buntu”, na nowo odradzającego się w stolicy Rosji po latach społecznej stagnacji. Artystyczna brać jest jednak kosmopolityczna. W grupie, wśród Rosjan, znaleźli się i Ukrainka, i Łotysz, i Słowak, a nawet jeden Francuz.
widok wystawy, fot. Bartosz StawiarskiPodczas otwarcia coś jednak nie grało. Międzynarodowe pojednanie nie następowało w pełni. To dawał o sobie znać naturalny podział na gości i autochtonów, ich i nas. Granica w pełni się ujawniła podczas powernisażowego koncertu w Nowym Wspaniałym Świecie. Do głośnych i ostrych dźwięków rosyjskiej kapeli rockowej Rosjanie zaczęli tańczyć pogo, a tubylcy otoczyli ich zwartym kołem, podrygując w miejscu lub przestępując z nogi na nogę. I pewnie mówiło to więcej o „nas” niż o „nich”.
Przywykliśmy do tego, że wernisażom towarzyszy raczej muzyka elektroniczna, kontemplowana w bezruchu. A tu poszturchiwania, agresywne zaczepki, pięści wyrzucane w górę, nagie torsy, ciała rozebrane do bielizny i skarpetek. (A więc jednak granicą pozostaje bawełna.) Ostatni raz widziałem pogo na żywo na szkolnej dyskotece w pierwszej połowie lat 90. A tu taka niespodzianka.
Nikomu nie ufam!
Eryk Binder. Bez tytułu, 2012Na wejściu do muzeum buty kleją się od rozlanej coca-coli. Eryk Binder namalował na oknach i ścianach muzeum tytułowe ptaki oraz żółto-białe plamy sugerujące, że budynek został obrzucony jajkami. Jeden z ptaków wymiotuje tęczę. Jest więc kolorowo.
Iwan Brażkin proponuje możliwość uczestnictwa w manifestacji. Urządził karaoke, w którym możemy skandować razem ze sfilmowanym tłumem. (Z możliwości korzystano głównie podczas otwarcia.) Pod ścianą zatrzymała się ogromna asfaltowa kula Żanny Kadyrowej, kiedyś członkini kijowskiego REP-u (Rewolucyjnej Eksperymentalnej Przestrzeni). Grigorij Juszczenko maluje na zerwanych z ulic plakatach, dodając do nich nowe postaci i hasła. „Trupie robaki to nasza przyszłość!”.
Misza Most na ulicach Warszawy wymalował graffiti – kontur maszerującej manifestacji. Jakby całe miasto nagle powstało. Sztandary pozostają puste, gotowe do wypełnienia. To bardziej sugestia buntu. Mowa tu bardziej o potencjale społecznej rebelii niż rzeczywistych hasłach, skierowanych przeciwko komuś lub czemuś. Może dziwić, że artyści, którzy przyjeżdżają do Warszawy w aurze rosyjskich dysydentów, nie umieszczają na wystawie żadnego antyputinowskiego hasła. Jedynie pośrednio – w dokumentacji streetartowych akcji poparcia dla aresztowanych Pussy Riot. Kolorowe kominiarki na ulicznych malowidłach zostały przekształcone w światła z przejścia dla pieszych – czerwone, żółte i zielone. „Free Pussy Riot!”.
W tym całym bałaganie w pełni wybrzmiewają jedynie egzystencjalne pytania i slogany, wykrzykiwane przez emo-młodzież na filmie „Marzyciele” ukraińskiej grupy Soska. „Nie mogę oddychać!”, „Moje serce jest pełne łez!”, „Nikomu nie ufam!”, „Komu mam uwierzyć?”, „Kim jestem?”. Bunt przybiera charakter tożsamościowy. Emo-hamletyzm.
Z kim i przeciw komu
Rosja w mediach ma różne oblicza. Z jednej strony Buranowskie Babuszki śpiewają „Party for Everybody”, „Come on and Dance…”, z drugiej Masha Gessen, założycielka nieformalnej Pracowni Działań Protestacyjnych, jedna z liderek rosyjskich protestów, pisze Manifest Karnawału. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”mówi: „Uważam, że mamy dość mówienia do Putina, dzisiaj mówimy sami do siebie. Nie chcemy przekonywać Putina, aby nas traktował poważnie, bo w chwili, kiedy Putin zacznie nas traktować serio, nie będziemy mieli powodów do radości. […] System trzeba rozmontować od dołu”. W innym miejscu dodaje: „Ludzie muszą wiedzieć, że nasz protest jest czymś pozytywnym, bezpiecznym, radosnym. Bo tylko wtedy będą chcieli w nim uczestniczyć”.
Iwan Brażkin, Rebel Karaoke, 2011–2012Tymczasem wystawa „Angry Birds” jest pomieszaniem buntu i braku zaufania. Do wszystkich i wszystkiego. Gdy przyjrzeć się pracom nieco bliżej, okaże się, że artyści wskazują na niebezpieczeństwo wszechobecnej kontroli czy manipulacji. Nie tylko w Rosji. Bo w „Rebel Karaoke” Iwana Bażkina możemy nieopatrznie wziąć udział w manifestacji, z którą niekoniecznie się zgadzamy.
Aleksandra Gałkina filmuje powstawanie prostych rysunków, za każdym razem dopełnianych energicznie stawianymi czerwonymi kropkami. Z tym że raz stają się piegami na muchomorze, raz bombkami na choince, a raz też pociskami ostrzelanego samochodu czy budynku szkoły. W sfilmowanej akcji Anastazja Potemkina w prosty sposób wprowadziła na ulicę kaczki, rozsypując w poprzek jezdni ścieżkę z okruchów chleba. Skuszone nim ptaki weszły na drogę, paraliżując ruch, ale też narażając się na bezpośrednie niebezpieczeństwo. Śmieszy łatwość, z jaką artystka potrafiła zatrzymać samochody, ale też zmanipulować zwierzęta.
Muzeum silniejsze od Putina
I w ten sposób dochodzimy do Muzeum. Bo także z instytucją wystawa pozostaje na bakier. Począwszy od wylewania na podłogę coca-coli (Dawid Ter-Oganian), po wnoszenie do muzeum kontrabandy w postaci obrazów, na poły abstrakcyjnych, których tapetowe wzory powstały ze złożenia brzydkich wyrazów (Swieta Szuwajewa). Polina Kanis wyśmiewa muzeum, fantazjując na temat gwałtu w galerii. Na jej filmie oglądamy twarz artystki na tle wypchanych zwierząt, czemu towarzyszy nagranie seksu przez telefon. Na prośbę artystki męski głos opowiada fantazję o gwałcie w sali z renesansowymi rzeźbiarzami. „Dlaczego nikogo tu nie ma?” – pyta dziewczyna. „Po prostu zazwyczaj jest tu tak pusto”. W projekcie Wali Fietisowa muzeum staje się panoptikum, nie tyle prezentującym sztukę, ile kontrolującym kroki swych zwiedzających. Przedmiotem jest też malarstwo sztalugowe. Iwars Grawlejs inspirując się czechosłowacką bajką dla dzieci „Sąsiedzi”, na wzór Pata i Mata tworzy koślawy obraz z pociętej ramy i kawałka wykładziny podłogowej.
Iwan Brażkin, Rebel Karaoke, 2011–2012Do tego (symboliczne) obrzucenie muzeum jajkami. Jeden z artystów, Anton Nikołajew, chcąc wyrazić swą antyinstytucjonalną postawę, spędził nawet noc na prowizorycznym posłaniu naprzeciw wejścia. Ale nie ma się co łudzić – muzeum się tym raczej nie przejmie. Bo i po co? Co więcej, zapłaci mu za ten performens. Już dawno nauczyło się inkorporować wszelkie antyinstytucjonalne praktyki. Muzeum połknie wszystko.
Biorę poprawkę na to, że niechęć wobec układu artystycznego ma inny wymiar w zdominowanej przez oligarchów Rosji, a inny w Polsce. Ale może to właśnie muzeum, jako przeciwnik nie do pokonania, którego trudniej powalić niż Putnia, jest świetnym poligonem doświadczalnym dla artystycznej bojówki? Albo po prostu akceptacja instytucji muzeum nie przystoi zadeklarowanym buntownikom.
Kamikadze
„Wkurzeni” artyści posługują się prostym językiem. Ich dzieła nie wymagają lektury długich tekstów, tłumaczą się same. To proste gesty. „Łopatologiczne”, usłyszałem komentarz publiczności. Bo trzeba pracować szybko i dosadnie, pod presją. Są gotowi podejmować ryzyko, działać stosownie do potrzeb chwili. Może dlatego w koncepcie wystawy czytam o nich: „każdy jest równocześnie wojownikiem i pociskiem”. Dlaczego z tym wszystkim wydają się u nas inni, niepasujący, …egzotyczni?
Dawid Ter-Oganian. Lep, 2012Brak wyrafinowania wynika z „protestacyjnego”, interwencyjnego charakteru tej sztuki. Stąd też nawiązanie w tytule do popularnej gry, w której ptaki atakują świnie, bo te ukradły im jaja. Artyści „nie zamierzają się wdawać w pokojowe negocjacje ze świniami”. I niektórzy mogą dojść do wniosku, że muzeum potraktowali jak mały chlewik.
Przyszedłem na wystawę „Angry Birds” z poczuciem, że przenoszę się w inny kontekst, nie w czasie (chociaż historia lubi się powtarzać), lecz w przestrzeni – za wschodnią granicę Unii Europejskiej. Goście pokazali prawdziwą wschodnią, ułańską duszę. Ich bunt jest jednak globalny i kieruje się przeciw neoliberalnemu kapitalizmowi.
I można utyskiwać na to, że proste – w przekazie, że naiwne – w ataku na muzeum, że brudne – w dotyku. Oraz że język tej sztuki i jej strategie wcale nie są takie nowe, jak głoszą artyści. Coś jest jednak poruszającego w ich świeżości i młodzieńczej wierze, a zazwyczaj anorektyczne ekspozycje w Muzeum nabrały trochę mięsa. Pytanie tylko: co z tego pozostanie, gdy emocje opadną?