Wojciech Krukowski przygotował wystawę teatru, który prowadzi, w instytucji, którą kierował przez ostatnie dwadzieścia lat. I to właśnie w Akademii Ruchu, stojącej pomiędzy sztukami plastycznymi i teatrem, szukać należy korzeni modelu, jaki został nadany Centrum Sztuki Współczesnej przez Krukowskiego. Instytucji wprawdzie najbardziej kojarzonej z wystawami, ale jednocześnie wchodzącej na różne pola – sztuk performatywnych, teatru, muzyki współczesnej, kina.
Przez dwie dekady dyrektorowania Krukowskiemu nie wypadało zorganizować wystawy poświęconej Akademii Ruchu. Teraz nadrabia te zaległości. Publikacja podsumowująca dorobek trupy powstała już kilka lat temu, ale wystawa dokumentacji filmowych i fotograficznych wydaje się medium najbardziej adekwatnym. Poza tym Akademia Ruchu wciąż istnieje, czego dowodzi towarzyszący wystawie program wydarzeń.
AKADEMIA RUCHU W CSW
„Autoprezentacja: Akademia Ruchu. Miasto. Pole akcji”, kurator: Wojciech Krukowski, komitet naukowy: Anda Rottenberg, Ryszard W. Kluszczyński, Łukasz Ronduda, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa, do 29 kwietnia 2012
„Autoprezentacja”, jak słusznie zatytułowano pokaz, podzielona została na trzy części, według narzucającej się chronologii – poszczególne rozdziały poświęcone są epoce Gierka, epoce Jaruzelskiego oraz okresowi najnowszemu, po przełomie 1989 roku. Autorzy postanowili skupić się na akcjach miejskich Akademii Ruchu, które zdominowały jej działalność, choć grupa realizowała też bardziej konwencjonalne spektakle i stosunkowo często występowała za granicą. Z 250 projektów (i ponad 600 realizacji) wybrano 70 najbardziej reprezentatywnych i – co nie zawsze było normą – w ogóle udokumentowanych. Ten mimo wszystko szeroki wybór uzmysławia wagę dorobku Akademii.
Istnienie w działaniu
„Teatr uliczny”, akcja, Oleśnica, 1978,
fot. Jan Pieniążek © Autor i Akademia RuchuNajciekawsze, ale też najbardziej zapoznane i wpisane w historię sztuki i teatru wydają się ich wczesne działania z lat 70. To one być może najpełniej akcentowały rodzący się wówczas „nowy etos sztuki”, który Jolanta Brach-Czaina opisywała poprzez „symbolizowanie czynnego stosunku jednostki do świata i do siebie samej”. Pisała też: „Filozofia nowej sztuki jest zdecydowanie antyracjonalistyczna. Chłodnym kalkulacjom rozsądku przeciwstawia intensywne doświadczenie życia, ładowi rozumu przeciwstawia ład emocji…”.
Włączanie w ramy swych przedsięwzięć otoczenia, tego, co dzieje się wokół, wejście „bezpośrednio w strumień rzeczy”, zmierzenie się „z ich dosłowną cielesną obecnością”, ale też rozmywanie podziału na twórcę i odbiorcę stanowiło istotny wymiar wielu akcji inicjowanych przez Wojciecha Krukowskiego. „Sztuka współczesna symbolizuje istnienie w działaniu”, pisała Brach-Czaina. Nowością było tu nie tyle traktowanie ciała jako medium, co ukazanie działania jako takiego. Ruch w nazwie grupy właśnie do działania się odnosił.
Girlandy parówek
„Potknięcie 1”, akcja, Świnoujście, 1976,
fot. Jan Pieniążek © Autor i Akademia Ruchu„Nowy etos sztuki” realizował się zwłaszcza w akcjach i interwencjach miejskich grupy, nastawionych na przypadkową publiczność. Wystawę otwiera szeroki, czarno-biały fryz, zbudowany z kilku projekcji zapełniających chodniki pieszych. W nie wkomponowana jest dokumentacja akcji „Potknięcie” (1975 – 1977). Aktorzy udawali zwykłych przechodniów i potykali się – jeden po drugim – w miejscu, gdzie pozornie nic nie powinno stać na przeszkodzie, czym wzbudzali konsternację u obserwatorów. Celowo wybierali uczęszczane punkty miasta. W jednej z mutacji działania potknięcie następowało w pobliżu dekoracji propagandowych, i czyniło je bardziej czytelnymi.
W jednej z najgłośniejszych akcji Akademii Ruchu „Happy Day” (1976) aktorzy przebrani w kolorowe stroje pojawiali się na przysłowiowej szarej ulicy, niosąc na ogromnych tacach trudno dostępne towary – owoce cytrusowe czy – jak czytam w opisie akcji – „girlandy parówek”. Z głośników okolicznych okien puszczano nagrania „Wiosny” Vivaldiego. W Świnoujściu, a więc miejscowości letniskowej, postępowali na odwrót – wcielali się w „szarych” przechodniów, spieszących z siatkami z pracy do domu („Szary Happy Day”, 1977). Podobnie absurdalne odwrócenie wykorzystali, tworząc prowokacyjne kolejki do nikąd czy kolejki wychodzące ze sklepu.
Happy day, akcja, Olsztyn, po 1976Dziś te i tym podobne akcje miejskie z pewnością straciły na sile. Ogląda się je ze wspomnieniem czy – coraz częściej – wyobrażeniem na temat tego, czym była przestrzeń publiczna w PRL. Patrząc na archiwalnym nagraniu na kolorowy korowód aktorów przemykający Krakowskim Przedmieściem, przypominam sobie historię aresztowania Przemysława Kwieka, gdy ze swą dyplomową „Babą” wyszedł z Akademii Sztuk Pieknych przed Pomnik Nieznanego Żołnierza. Działania Akademii Ruchu nabierały znaczenia przez zdyscyplinowanie przestrzeni, której ramy rozsadzały.
Współcześnie „Akcje miejskie” przekształciły się w żartobliwe flash moby. Kolorowa parada aż tak bardzo nie kontrastowałaby dzisiaj z wyglądem ulicy. Zapytalibyśmy raczej – czego to reklama? Sam pamiętam, jak kilka lat temu producent jednej z marek piwa zapowiadał jej wejście na polski rynek poprzez przechodniów wyprowadzających na smyczy swe niewidzialne (bo zasnute mgłą) psy. Czy znaczenie „Autoprezentacji” ogranicza się zatem do historii?
Kino uliczne
Bronisław Linke, „Autobus”, olej na płótnie, 1959-61Nadal jednak ciekawsze od rozmywania granic sztuk wizualnych i teatru wydaje się przekraczanie granicy między sztuką a życiem codziennym. Stąd z jednej strony wychodzenie ze sceny teatralnej do przestrzeni miejskiej, a więc działanie wobec przypadkowych widzów, a z drugiej – działania, w których przechodnie stawali się elementem teatru mimochodem, czy nawet świadomie, gdy zgadzali się uczestniczyć w przedsięwzięciach Akademii.
Stagnacja, ucieleśniana przez płótno „Autobus” Bronisława Linkego (1959-61), a następnie przetłumaczona przez Akademię Ruchu na żywą rzeźbę zbudowaną z aktorów („Autobus”, 1975), była w innych akcjach przełamywana. Grupa często posługiwała się językiem kontrastu – bezruchu i poruszenia, monochromatycznego i kolorowego, zmianą kontekstu. Badała możliwe języki komunikacji i ich skuteczność.
Akcja „Autobus” po raz pierwszy prezentowana w Dziekance
w maju 1975 roku. A potem w Wetlinie we wrześniu 1975 roku.Jedną z najbardziej efektywnych metod komunikacji okazało się specyficznie wykorzystane medium filmowe. W ramach „Kina ulicznego” Akademia wyświetlała na ścianach domów przechodniów nagranych w tym samym miejscu poprzedniego dnia. Grupa wchodziła też w bezpośrednią relację z mieszkańcami konkretnych budynków czy ulic.
Żrący mięso
W latach 80. akcje Akademii Ruchu stały się bardziej polityczne, mówi o tym druga część wystawy. Był to zarazem najsłabiej udokumentowany okres działania grupy. Otwiera go spontaniczne działanie pod budynkami sądów w Warszawie w dniu rejestracji NSZZ Solidarność. Wypisane na gmachu hasło: „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej” zostało powtórzone na transparencie, trzymanym naprzeciw budynku tak, aby był widoczny dla znajdujących się wewnątrz działaczy. Jak zauważyła Anda Rottenberg, „ulica żyła wówczas wydarzeniami bardziej spektakularnymi: strajkami, demonstracjami, utarczkami z milicją, aresztowaniami. Ten kontekst usunął ze zbiorowej pamięci wieloletnie działania teatru”.
„Sprawiedliwość jest ostoją”, akcja, Warszawa, 1980Już wcześniejsze akcje miejskie Akademii Ruchu stanowiły reakcję na wydarzenia polityczne i rzeczywistość społeczną, w niektórych momentach antycypując szeroki ruch społeczny, który zrodził się kilka lat później. Jedna z ich najsłynniejszych realizacji, „Europa”, powstała w reakcji na wystąpienia robotnicze w Radomiu i Ursusie w 1976 roku. Poemat Anatola Sterna nabrał w tym kontekście nowych znaczeń. Aktorzy podbiegali do miejsca oświetlonego reflektorami samochodów i rozpościerali poszczególne wersy i słowa wiersza, wypisane na białym płótnie, rzucając je następnie na ziemię. Słowa o „żrących mięso raz na miesiąc” czy hasło „my nie jesteśmy szczurami!” łatwo było odnieść do otaczającej rzeczywistości.
Po zmianie ustrojowej działania Akademii Ruchu straciły tę cechę bezpośredniości, pewnie również dlatego, że zelżała dotychczasowa gęstość przestrzeni semantycznej. Nie tylko artyści, ale też zwykli przechodnie mogli sobie pozwolić na więcej. Akcje miejskie grupy Wojciecha Krukowskiego, aby być bardziej widoczne i czytelne, musiały stać się bardziej widowiskowe i działać skalą. Czy rzeczywiście, jak chcą autorzy wystawy, kontestacja przeszła wówczas w dyskurs? Oglądając dokumentację zgromadzoną w ostatnich salach, odnosi się wrażenie, że akcje te powstały z rozpędu nabranego w poprzednich dekadach.
Kawiarniane rewolucje
„Europa”, akcja,
Warszawa, listopad 1976,
fot. Stefan Okołowicz © Akademia Ruchu„Autoprezentacja” realizuje się w pełni w towarzyszącym wystawie programie wydarzeń – akcjach, oprowadzaniach, projekcjach filmowych. Warto też dotrzeć do końca wystawy, gdzie w piwnicy trwa „nieustający wernisaż”. Na ścianach zaaranżowanej ad hoc niewielkiej kawiarni zawisły plakaty, ulotki, zaproszenia, druki z Kinoteatru Tęcza, prowadzonego przez Akademię Ruchu w latach 90. Poczytać tu można pierwsze numery „Obiegu”, który powstał w latach 80., na długo przed objęciem przez Krukowskiego posady dyrektora CSW, gdy pismo stało się organem zamkowym (dziś w internecie).
W kawiarni pracują na zmianę twórcy Akademii Ruchu, służąc jako żywe źródła informacji. Częstują kawą i herbatą, a rzucając kostką można nawet wygrać lampkę wina. Warto tu zajrzeć przede wszystkim, żeby usłyszeć opowieści o historii grupy i odpowiedzi na nurtujące pytania.
Kawiarnia przypomina też historię z 1978 roku, gdy Akademia, zaproszona do udziału w Festiwalu Kultury Studentów PRL, nie przygotowała spektaklu, ale otrzymane honorarium przeznaczyła na zakup produktów spożywczych i urządziła darmowy bufet. „Członkowie AR (a zarazem bufetowi) rozmawiali z konsumentami o rzeczywistości kraju i kultury, informując równocześnie o aktualnej praktyce pracy Akademii Ruchu”.
Zapomnij strach
„Pancernik Potiomkin i inne opowiadania”, akcja,
Warszawa, 1999, fot. Katarzyna Górna
Copyright Akademia Ruchu„Autoprezentację” odczytuję również jako zapowiedź zbliżającego się wielkimi krokami Biennale w Berlinie, kuratorowanego przez Artura Żmijewskiego, który postanowił ponownie poszukać działań artystycznych nastawionych na rzeczywisty skutek. Wydarzenie, które otworzy się z końcem kwietnia, zapowiada wydana niedawno książka „Forget Fear”. We wstępie Żmijewski pisze o „artystycznym pragmatyzmie”, rozczarowaniu sztuką i jej obiegiem. „Kilka lat temu przestałem sztuki potrzebować”, wyznaje, bo – jak formułuje swój główny zarzut – „sztuka nie działa”. Historia Akademii Ruchu dowodzi, że tak być nie musi.
Wystawa Akademii Ruchu jest tym samym pierwszym pozytywnym wyłomem w trwającym od dłuższego czasu marazmie, przez niektórych nazywanym oględnie zamkowym spleenem. Przypomina też te momenty w historii CSW, gdy – krótko mówiąc – działo się. Gdy pracowali tu artyści, którzy mogliby uchodzić za spadkobierców formacji „nowej sztuki” współtworzonej przez Akademię Ruchu. W latach 70., nawet jeśli ich działania nie miały bardzo radykalnego charakteru, grupa Wojciecha Krakowskiego przełamywała strach przed „istnieniem w działaniu”. Może coś jest na rzeczy.