Między imponującymi imprezami, pod znakiem których minęła tegoroczna wiosna, Skulptur Projekte w Münster wypada skromnie. Jednak chcąc zaliczyć Grand Tour rozpięty między Atenami, Wenecją, Bazyleą czy Kassel, nie można ominąć tego niemieckiego miasta. Nie ma drugiej takiej imprezy jak Skulptur Projekte. Zwiedzanie tej wystawy to rodzaj biegu na orientację. Całe miasto zamienia się w galerię, po której najlepiej poruszać się rowerem. Nieprzypadkowo Münster ochrzczono rowerową stolicą Niemiec. W całym mieście rozsiane są nowe realizacje zaproszonych artystów, ale też zbiór dzieł sztuki, które pozostały po poprzednich edycjach. Skulptur Projekte odbywa się tu od 1977 roku w dziesięcioletnich odstępach.
W poszukiwaniu prac trafimy między innymi do ogródków działkowych, na podmiejskie nieużytki, do sklepu z azjatycką żywnością, na łąkę, na stary cmentarz, do zabytkowego ratusza i na nieczynne lodowisko. Ale Skulptur Projekte to impreza o znacznie szerszej perspektywie – i przestrzennej, i czasowej. To rodzaj rozpisanego na dekady miejskiego eksperymentu, w którym sztuka zlewając się z otoczeniem, akcentuje historię miejsca, bada jakość przestrzeni życiowej, definiuje wspólnotę mieszkańców.
Skulptur Projekte 2017
Wystawa sztuki w przestrzeni publicznej, kuratorzy: Kasper Konig, Britta Peters, Marianne Wagner, różne lokalizacje, Munster, do 1 października 2017.
Charakter poszczególnych edycji Skulptur Projekte zmieniał się, dostosowując do nowych czasów. Zmieniała się sztuka, ale też jej otoczenie. W tym roku większy nacisk położono na współczesne środki komunikacji, globalizację i digitalizację. Dlatego poza rowerem nieodzowny okaże się też smartfon. Niektóre prace, na przykład Andreasa Bunte, zobaczymy dopiero dzięki aplikacjom na smartfonie. A jeśli wyczerpie się nam bateria, możemy ją doładować w prostej instalacji Arama Bartholla, która zamienia w prąd energię palącego się ogniska. Niech nas bowiem nie zmyli nazwa – Skulptur Projekte. Od lat 70. znacznie zmieniło się to, jak definiujemy sztukę w przestrzeni miasta. Realizacje nie ograniczają się do rzeźby czy przestrzennych interwencji. Nieprzypadkowo w tym roku Skulptur Projekte opisano trzema hasłami: miejsce, czas, ciało.
Polubić sztukę
Dziś trudno uwierzyć, że Münster, miasto, którego nazwa na stałe wpisała się do artystycznego kalendarza, nie zawsze było ze sztuką związane. Wręcz przeciwnie, historia Skulptur Projekte zaczęła się od odrzucenia sztuki, a konkretnie – rzeźby Georga Rickey’a „Trzy obrotowe kwadraty”, która pojawiła się w mieście w 1975 roku. Ten dosyć typowy przykład sztuki kinetycznej spotkał się nie tylko z niezrozumieniem, ale też sprzeciwem mieszkańców. Niby nic wielkiego – trzy metalowe kwadraty ułożone w rodzaju wiatrowskazu.
W odpowiedzi na sprzeciw mieszkańców ówczesny dyrektor Westfälisches Landesmuseum w Münster (obecnie LWL-Museum für Kunst und Kultur) Klaus Bussman zorganizował cykl wykładów i prezentacji, a potem zaprosił Kaspera Königa do współpracy przy pierwszej wystawie rzeźby w przestrzeni miasta. Artyści, którzy przyjechali do Münster w 1977 roku, głównie amerykańscy, to dziś podręcznikowe nazwiska, m.in. Carl Andre, Joseph Beuys, Richard Long czy Richard Serra. Nad jeziorem Aa wciąż możemy oglądać wielkie kule bilardowe Claesa Oldenburga, świetny przykład monumentalnego pop-artu, wokół których mieszkańcy grillują i opalają się na trawie, a nieco dalej – rzeźbę Donalda Judda. Bruce Nauman, którego propozycji w 1977 roku nie zrealizowano, powtórzył ją w 2007 roku. Dzięki temu w sąsiedztwie uniwersyteckiego kampusu można zejść do wnętrza „Kwadratowej wklęsłości” i z jej niezwykłej geometrycznej perspektywy rzucić okiem na okolicę.
Mieszkańcy Münster nie tylko zamieszkali wśród sztuki, ale też zrozumieli, jakie korzyści płyną ze Skulptur Projekte dla miasta. W międzyczasie na całym świecie sztuka współczesna stała się formą rozrywki, rozwinęła się turystyka artystyczna, i coraz chętniej wykorzystują ją specjaliści od promocji miast. Kassel jest miastem Documenta, Münster – miastem Skulptur Projekte. Imprezy są zresztą skorelowane, a miasta dzieli jakieś 200 kilometrów. Pojawiają się wręcz naciski, by zwiększyć częstotliwość Skulptur Projekte, a nad tym, by tak się nie stało czuwa autorytet Kaspera Königa, który zrealizował wszystkie dotychczasowe edycje imprezy; w tym roku we współpracy z kuratorkami Brittą Peters i Marianne Wagner.
Palimpsest
Skultpur Projekte to wydarzenie o specyficznym wymiarze czasowym i przestrzennym. Na Biennale w Wenecji czy odbywających się co pięć lat Documenta w Kassel za każdym razem nastawiamy się na to, co nowe w sztuce, oczekujemy nowych nazwisk i trendów. Skulptur Projekte nastawione jest na długie trwanie, nie tyle przez swą cykliczność, co ciągłość, kontynuację, narastanie dzieł sztuki w przestrzeni miasta. Do Münster przyjeżdża się nie tylko zobaczyć nowe realizacje, zresztą gwiazd tu nie brakuje, ale też ponownie odwiedzić stare.
Symbolem Skulptur Projekte stał się projekt amerykańskiego artysty Michaela Ashera. Zaproszony do udziału w wystawie w 1977 roku Asher w wybranych przez siebie punktach miasta ustawiał na okres tygodnia przyczepę kempingową. Powtórzył swą akcję w 1987, 1997 i 2007 roku, za każdym razem ustawiając przyczepę w tych samych punktach miasta. Archiwalne zdjęcia jego akcji przy okazji dokumentowały, jak zmienia się krajobraz miasta – zresztą nie wszystkie miejsca były dla jego przyczepy dostępne (wtedy na tydzień odstawiał ją do garażu). Ponieważ Asher zmarł w 2012 roku, w tym roku jego projekt przypomina wystawa archiwalnych dokumentów, ale też cykl zdjęć, który w miejscach wybranych oryginalnie przez Ashera, już bez jego przyczepy, wykonał fotograf Alexander Rischer.
Po każdej edycji niektóre prace znikają, inne, kupione do kolekcji, pozostają w miaście. Nowych prac w tegorocznej edycji jest trzydzieści pięć, przy prawie czterdziestu, które pozostały z poprzednich lat. Miasto dla Skulptur Projekte jest jak palimpsest – poszczególne edycje imprezy przypominają warstwy, z których pozostają tylko niektóre ślady, a na plan pierwszy wysuwa się oczywiście edycja najświeższa. Jednocześnie jednak przy rozmachu Documenta, ekstrawagancji Biennale w Wenecji czy odzwierciedlających zasobność prywatnych portfeli targach w Bazylei, jadąc na Skulptur Projekte nie nastawiajcie się na fajerwerki, raczej na bardziej kameralny kontakt ze sztuką.
Organizatorzy podkreślają też autonomię przedsięwzięcia, finansowanego ze środków publicznych i definiującego przestrzeń publiczną jako heterogeniczną, przestrzeń nieustannych negocjacji, które pozwalają zapewnić kulturową koegzystencję wszystkich jej użytkowników. Dlatego też wszystkie projekty można zobaczyć za darmo. Gdy na całym świecie utrwala się model parku rzeźby z ustawionymi na ograniczonej przestrzeni obiektami, a przed biurowcami zachodnich miast wyrastają coraz to nowe przykłady „korporacyjnych” rzeźb, w Münster sztuka pomaga definiować przestrzeń wspólną. Z edycji na edycję Skulptur Projekte staje się też projektem coraz bardziej różnorodnym.
Centrum i peryferia
Zwiedzanie tradycyjnie zaczyna się od LWL-Museum, które trzy lata temu rozbudowało swoją siedzibę o nowy, efektowny budynek projektu Staab Architekten z Berlina. W holu starego budynku swe rzeźby prezentuje nominowany ostatnio do Nagrody Turnera Brytyjczyk Michael Dean. Minimalistyczny hol nowej części muzeum zaanektowała w całości Nora Schultz, przekształcając przestrzeń za pomocą prostych interwencji, dźwięku, filmu nagranego z dronów i minimalistycznej rzeźby Olle Bœrtlinga. Przed Muzeum stanęła zaś ciężarówka z czarnym kontenerem z półotwartym wiekiem. To praca Cosimy von Bonin i Toma Burra; zamiast rzeźby tworzą sugestię ich obecności, jakby coś przyjechało, ale jeszcze nie zostało rozpakowane.
Jeśli jednak podejść muzeum z boku, bocznym wejściem i klatką schodową dotrzemy do pracy Greogra Schneidera – ciągu zwykłych pomieszczeń mieszkalnych, ni to jeszcze nie zamieszkanych, ni to opuszczonych. Po jakimś czasie zorientujemy się, że przechodzimy przez dwa identyczne, połączone ze sobą mieszkania. Łatwo zgubić się w tym labiryncie.
Chociaż większość prac z kolekcji Skulptur Projekte skupionych jest w centrum Münster, tegoroczna edycja rozlała się szeroko po mieście, sięgając przedmieść i terenów zielonych, a nawet zaglądając do sąsiedniej miejscowości – niewielkiego Marl z Muzeum Rzeźby Glaskasten. Między miastami powstał rodzaj symbolicznego pomostu. To z Glaskasten Schultz wypożyczyła rzeźbę Bœrtlinga. Do Marl pojechała praca Richarda Artschwagera z 1987 roku, do Münster z Marl – neon Ludgera Gerdesa „Angst” z 1989 roku, który zawisł na centrum handlowym naprzeciw LWL-Museum. Lara Favaretto w obu miastach ustawiła wydrążone w środku fragmenty skały. Te okazują się jednak wielkimi skarbonkami. Po zakończeniu Skulptur Projekte skały zostaną rozbite, a zebrane pieniądze przekazane organizacji pomagającej uchodźcom.
Żyć razem
Podobnie jak u Favaretto, w wielu innych pracach również dostrzeżemy echa światowych kryzysów. Na przykład w świetnym filmie Miki Rottenberg – zapowiedzi prezydenta Trumpa zbudowania muru na granicy z Meksykiem. Ale zawsze na pierwszy plan wysuwa się pytanie, które japoński artysta Koki Tanaka powtarza za Rolandem Barthesem: „jak razem żyć”. Tanaka zorganizował kilkutygodniowe warsztaty z mieszkającymi w Münster imigrantami – stworzyli rodzaj tymczasowej wspólnoty.
Podobnie wspólnotowe i całkiem praktyczne zastosowanie ma też propozycja Oscara Tuazona, który na zaniedbanej łące między autostradą i kanałem postawił betonową konstrukcję – coś między grillem i wieżą widokową. Może z niej skorzystać każdy. Tuazon pozostawił nawet drewno, które wykorzystano przy budowie jego pracy, by je zużyć w palenisku.
Oscar Tuazon, Burn the formwork, Skulptur Project 2017, fot. Henning Rogge
W historycznym ratuszu Münster, w którym w 1648 roku podpisano jeden z dokumentów Pokoju Westfalskiego, codziennie odbywa się performens Alexandry Pirici. Ciała performerów stają się nośnikiem pamięci o wydarzeniach odległych w czasie i przestrzeni lub całkiem bliskich. Pirici też pyta o to, jak razem żyć, ale stawia to pytanie znacznie szerzej. Na koniec performensu następuje bowiem istotne odwrócenie, tancerze zmieniają się w żywą przeglądarkę internetową; kto z niej skorzysta, rzucając hasło, sam stanie się przedmiotem skrupulatnej analizy – odpowiedzi wyszukiwarki wezmą pod uwagę jego wygląd, płeć, wiek czy noszone ubrania, ujawniając przy okazji istotne powiązania. Kto i gdzie wyprodukował twoje buty to też pytanie o to, jak razem żyć.
Chodzić po wodzie
Wśród projektów efemerycznych, skromnych, czasami trudnych do odnalezienia czy położonych tak daleko, że niewiele osób do nich dociera, show skrada Ayşe Erkmen, turecka artystka, która zatopiła kontenery w portowym doku, umożliwiając przejście z jednej strony na drugą. Wprawdzie nie suchą nogą, bo po kostki wody, ale przez to projekt jest jeszcze bardziej efekciarski – z daleka ludzie zdają się chodzić po wodzie niczym Jezus. By doświadczyć tego cudu ustawiają się długie kolejki chętnych. To najbardziej rozrywkowy z projektów tegorocznego Skulptur Projekte, chociaż zgrzytający skojarzeniami z innymi wodnymi przeprawami, tymi nieudanymi, skazanymi na porażkę, gdzie cud nie następuje, a wokół nie rozciągają się kawiarnie i restauracje.
Ayşe Erkmen, On Water, Skulptur Projekte 2017, fot. Honing Rogge
Realizacja Pierre’a Huyghe’a na pierwszy rzut oka wygląda równie efekciarsko. Na jej potrzeby francuski artysta zaanektował halę nieczynnego krytego lodowiska. Jej wnętrze rozkopał, tworząc rodzaj pagórkowatego krajobrazu, a w dachu zainstalował kilka otworów, które niczym kosmiczne włazy co jakiś czas otwierają się. Dodatkowe elementy przestrzeni ujawniają się, gdy oglądać ją przez smartfona za pomocą specjalnej aplikacji. Ale wystarczy przykucnąć, by odkryć żyjące tu kolonie owadów. Wszystko tu bowiem żyje.
Zresztą spektakl Huyghe’a jest sterowany przez nieustanny podział linii komórkowej HeLa umieszczonej w inkubatorze (to linia wywodząca się z komórek raka szyjki macicy pobranych wiele lat temu od mieszkanki Baltimore Henrietty Lacks). Komórki HeLa uważane są za nieśmiertelne, mogą się dzielić w nieskończoność, według niektórych naukowców stanowią nawet odrębny gatunek jednokomórkowych organizmów. Teoretycznie instalacja Huyghe’a, rodzaj nowego organizmu, mogłaby więc działać w nieskończoność, w symbiozie życia biologicznego i wirtualnego.
Pierre Huyghe, After a Life Ahead, Skulptur Projekte 2017, fot. Ola Rindal.
Kontynuacje
Zwiedzaniu Skulptur Projekte, na rowerze czy pieszo, ciągle towarzyszy pytanie, co z tegorocznej edycji w Münster pozostanie. I nie chodzi tylko o to, które z prac zobaczymy tu jeszcze za dziesięć lat. Niektóre prace ewoluują, inne – trwają, a miasto zmienia się wokół nich. W otaczającym starówkę parku można zerknąć do środka „Sanktuarium” Hermana de Vriesa. To fragment parkowej zieleni, okrąg o promieniu siedmiu metrów, otoczony wysokim murem w 1997 roku. Od tego czasu w tym niewielkim wycinku parku nikt natury nie niepokoił, nie kosił trawy, nie przycinał drzew. Nie stanęła tu ludzka noga, ale ewidentnie trafiają tu śmieci, które wśród bujnej zieleni można zobaczyć przez niewielkie otwory w murze – nikt tu też bowiem nie sprząta.
Dopiero w tym roku można też obejrzeć efekty projektu zapoczątkowanego przez brytyjskiego artystę Jeremy’ego Dellera przed dziesięciu laty. Deller zaangażował do współpracy niewielkie społeczności skupione wokół ogródków działkowych w Münster. Rozdał im grube tomy i prosił, by prowadzili w nich rodzaj kroniki. Dzisiaj można je obejrzeć w jednym z niewielkich domków w starannie zadbanym ogrodzie. To pamiętniki mikro-społeczności, zapełnione przepisami, dobrymi radami dla ogrodników, zdjęciami wspólnych imprez. Odbija się w nich cykl przyrody, zmienność pór roku, a czasem wydarzenia, które zaburzają ich rytm, jak powódź czy przyjazd artysty.
Michael Smith poprosił różnych artystów, by zaprojektowali wzory tatuaży, które dziś można wybrać w salonie. Projekt będzie więc trwał tak długo, jak długo będą żyły osoby, noszące te tatuaże – kolejna z tymczasowych wspólnot, które powstały w Münster.