Niewielki kwadratowy staw, zwany przez mieszkańców Jeziórkami, pośrodku stawu – wyspa. Wokół Jeziórek matki pchają wózki, kilku emerytów ćwiczy na siłowni na świeżym powietrzu, jest relaksująco i zielono. Na wyspie Daniel Rycharski ustawił rząd macew i ozdobił ten cmentarz tęczą kwiatów z krepiny. To główny element projektu „Wyspa” w Sierpcu, nad którym artysta pracował przez kilka miesięcy z kuratorem Szymonem Maliborskim.
Macewy wyglądają jak prawdziwe, ale prawdziwe nie są. Służyły jako dekoracja w filmie Władysława Pasikowskiego „Pokłosie”, powstały z odlewów zdjętych z autentycznych żydowskich nagrobków. Te właśnie macewy skupował filmowy Józek, grany przez Macieja Stuhra, by je ustawić na swoim polu, gdy odkrył tajemnicę zbrodni dokonanej na miejscowych Żydach w czasie wojny. Jeszcze żyją świadkowie tamtych wydarzeń; wspólny, zbiorowy grzech, zbrodnia – jak ta z Jedwabnego – ciąży, a Józek z wewnętrznej potrzeby bierze na siebie rolę egzorcysty. Symboliczny cmentarz na polu Józka z końcówki filmu jest rodzajem oczyszczenia, ale on sam – ponieważ narusza zmowę milczenia – zostaje ukrzyżowany na drzwiach stodoły.
Dziś w rolę Józka wchodzi Rycharski.
Macewy
Losy macew odzwierciedlają stosunek Polaków do losów ich byłych sąsiadów, Żydów. W wielu polskich miastach i miasteczkach macewy z żydowskich cmentarzy służyły za podkłady do utwardzania dróg. I tam zostały.
„Wyspa nienawiści”, Daniel Rycharski
Projekt zrealizowany we współpracy z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie można oglądać na jeziorku w Sierpcu do końca maja 2018. Kurator: Szymon Maliborski, współpraca: Dawid Gospodarek.
Popularny, adresowany do szerokiej publiczności film Pasikowskiego mógł powstać, bo poprzedziło go wiele innych filmów i książek, badań i dyskusji. Powstał, bo przed nim był już Jan Tomasz Gross, film Pawła Łozińskiego „Miejsce urodzenia” o Henryku Grynbergu poszukującym miejsca pochówku swego ojca, „Maus” Arta Spiegelmana, „Z daleka widok jest piękny” Wilhelma i Anki Sasnalów, „Nasz śpiewnik” Artura Żmijewskiego, album „Macewy codziennego użytku” Łukasza Baksika…
Cała ta kulturowa produkcja stanowi kontekst dla działania Rycharskiego w Sierpcu. W mazowieckim miasteczku przed wojną żyło około czterech tysięcy Żydów. Tyle kwiatów z krepiny ozdabia dziś filmowe macewy na sierpeckich Jeziórkach, stawie, do którego pogłębiania i oczyszczania zmuszono tutejszych Żydów, zanim wywieziono ich do obozów. Projekt Rycharskiego można więc odczytywać jako wyraz pamięci o sierpeckich Żydach. Tu żyli, tu mieszkali.
Rycharski ustawił też w Sierpcu swój Pomnik Chłopa, z którym kilka lat temu jeździł po polskich miastach i wsiach. Tym razem przyczepę z niewielkim podnośnikiem, na której na kance od mleka siedzi zamyślony w pozie Chrystusa Frasobliwego rolnik, artysta pomalował na czerwono i ozdobił sprzętami strażackimi. Pomnik stanął tuż obok miejsca, w którym pod koniec września 1939 roku spłonęła synagoga, a Niemcy zabronili ją gasić.
Pomówmy jednak o kwiatach i tęczy.
Kwiaty
Skądś już je znamy. Kwiatowa „Tęcza” Julity Wójcik z placu Zbawiciela w Warszawie stała się – niezależnie od pierwotnych intencji artystki – queerowym symbolem Warszawy, a także przedmiotem homofobicznych ataków. W Sierpcu jednak queerowe odczytanie tęczy nie jest przypadkowe. Podczas gdy Wójcik zakładała, że jej „Tęcza” będzie szeroką metaforą pojednania, przymierza niczym w historii Noego z Księgi Rodzaju, Rycharski posługuje się kwiatami w tęczowych kolorach z premedytacją, właśnie jako symbolem środowiska LGBTQ.
Kwiaty pomogło Rycharskiemu zrobić Stowarzyszenie „Pomoc Wzajemna” z Zawidza, niedaleko Sierpca. Podczas inauguracji projektu pod koniec kwietnia, gdy wyspie można się było przyjrzeć z bliska dzięki pontonowym wycieczkom, rozdawano też żółte żonkile – kilka dni wcześniej obchodziliśmy rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim. Żonkile korespondowały z kwiatami ozdabiającymi scenograficzny żydowski cmentarz, który dodatkowo po zmroku artysta oświetlał na tęczowo, a światła romantycznie odbijały się w wodach stawu.
W intencji Rycharskiego zestawienie scenograficznych macew i tęczy ma stanowić rodzaj pomostu między prześladowaniami społeczności żydowskiej w czasie wojny a dzisiejszą nietolerancją. To właśnie geje, lesbijki, a zwłaszcza osoby trans, obok imigrantów, spotykają się z największą niechęcią w dzisiejszej Polsce. W przeciwieństwie do „Tęczy”, wyspa na Jeziórkach jest jak dobrze zabezpieczona gablota w muzeum, niczym fosa ochraniają ją wody stawu.
Na co patrzą katolicy
O ile jednak w Sierpcu mamy język, by mówić o Holokauście i jego lokalnych obliczach, bo możemy się odwoływać do lektur, które już przerobiliśmy, o tyle z gejami i lesbijkami jest już gorzej. Wielu te słowa nie przechodzą przez usta. Chociaż Rycharski podkreśla połączenie w swym projekcie dwóch elementów, macew i tęczy, dyskusja o projekcie zorganizowana w Sierpcu toczyła się głównie wokół sierpeckich Żydów. O swoich poznańskich projektach opowiadał też Rafał Jakubowicz.
W opowieści samego artysty, kuratora oraz mediów, które dotychczas pisały o projekcie „Wyspa”, następuje rodzaj przeskoku. Od żydowskiego Holokaustu przeskakujemy prosto we współczesność, od Żydów do LGBTQ. Wtedy była nietolerancja i dzisiaj też.
Rycharski jako jedną z inspiracji wymienia tekst Marcina Dzierżanowskiego „Biedni chrześcijanie patrzą na Paradę Równości” z magazynu „Kontakt”, wydawanego przez Klub Inteligencji Katolickiej. Dzierżanowski odwoływał się oczywiście do wiersza Miłosza „Biedny chrześcijanin patrzy na getto” oraz głośnego eseju Jana Błońskiego z 1987 roku „Biedni Polacy patrzą na getto”. Wskazywał na znany nam wszystkim z codzienności paradoks: w katolickim kraju jest miejsce na tyle nienawiści i przemocy podszytych homofobią. To nie są przecież chrześcijańskie wartości.
Dodałbym: nikogo to też specjalnie nie dziwi. Rycharski zbadał ten temat jak mało kto, w swoich wcześniejszych pracach ukazywał rozbieżności między deklarowanymi wartościami a praktyką polskiego Kościoła. Wiemy, że polski Kościół katolicki, przy silnym zaangażowaniu w politykę, na wiele rzeczy patrzy, ale ich nie zauważa. Pod getto z tytułu eseju Błońskiego moglibyśmy podstawić dziś nie tylko gejów i lesbijki, ale też tonące łodzie uchodźców, pedofilów w kościelnych szeregach, niepełnosprawnych i ich matki protestujących dziś w sejmie…
Różowe trójkąty
Tymczasem projekt „Wyspa” Rycharskiego zbiega się z odkrywaniem w Polsce pamięci o homoseksualnych ofiarach Holokaustu. Dyskusje te nie mają takiej temperatury jak awantury wokół książek Grossa. Ale dzięki badaniom i tekstom Joanny Ostrowskiej oraz wydanym ostatnio, także dzięki jej staraniom, wspomnieniom gejów, ofiar niesławnego paragrafu 175 nazistowskiego kodeksu karnego, poznajemy historie do tej pory objęte zmową milczenia.
To publikacje o wiele lat spóźnione. Książka Heinza Hegera „Mężczyźni z różowym trójkątem” została wydana w Niemczech w 1972 roku. „Cholernie mocna miłość” została przetłumaczona na polski rok temu, w Niemczech ukazała się w 1991 roku, a to przecież wspomnienia Polaka, Teofila Kosińskiego (w książce pod pseudonimem Stefan K.), które spisał Lutz Van Dijk. Opowiada o miłości Kosińskiego do niemieckiego żołnierza oraz karze, jaka go za to spotkała. Kosiński aż do śmierci bał się ujawnić swą orientację seksualną. Strach nie skończył się wraz z końcem wojny. Występował publicznie i udzielał wywiadów, ale tylko poza Polską.
Dopiero te książki wypełniają pustkę w naszej pamięci. Homoseksualnych więźniów, różowych trójkątów i czarnych trójkątów (czarnymi oznaczano w obozach „więźniów aspołecznych”, do których zaliczano lesbijki) było co najmniej kilkanaście tysięcy, a połowa nie przeżyła prześladowań. By rozpocząć śledztwo, wystarczyło podejrzenie o homoseksualną relację. Po wojnie nie uznano ich cierpień. Nikt nie zadośćuczynił ich krzywdom. Zresztą paragraf 175 nadal w Niemczech obowiązywał (w RFN złagodzono go dopiero pod koniec lat 60., ale usunięto go z kodeksu karnego na początku lat 90.). Jego ofiary niemiecki rząd zrehabilitował dopiero w 2017 roku.
To historie ważne nie tylko ze względu na pamięć ofiar, ale też dla historii ruchu LGBTQ oraz naszej tożsamości. Stygmat różowego trójkąta wciąż pozostał.
Pomnik
Gest Rycharskiego, połączenie „Pokłosia” i tęczy, przypomina strategię przyjętą przez Michaela Elmgreena i Ingara Dragseta, skandynawskich artystów, autorów Pomnika Homoseksualnych Ofiar Nazizmu odsłoniętego w Berlinie w 2008 roku. Na obrzeżach Tiergarten stanął prosty betonowy prostopadłościan. Wygląda, jakby odczepił się od Pomnika Zamordowanych Żydów Europy, zaprojektowanego przez Petera Eisenmana, znajdującego się zaledwie kilkaset metrów dalej i składającego się z 2711 różnej wysokości stel. Do pomnika Elgreena i Dragseta można zajrzeć przez niewielką szparę do środka. Wyświetlane jest tu wideo całującej się homoseksualnej pary.
Kilka innych pomników poświęconych prześladowanym przez nazistów gejom i lesbijkom zazwyczaj operuje symbolem różowego trójkąta: w Amsterdamie (Homomonument, 1987), Kolonii (1995), Sydney (2001), San Francisco (Pink Triangle Park w dzielnicy Castro, 2001), Barcelonie (2011) czy Tel Awiwie (2014). Elmgreen i Dragset celowo nawiązali do pomnika Holokaustu. Nie umniejsza to ani wadze pomnika żydowskiego, ani nie licytuje się na ofiary. Wręcz przeciwnie – pokazuje, że wszystkie ofiary były elementem tej samej maszyny zniszczenia, w której tryby wpadali Żydzi, Romowie, umysłowo chorzy, geje, lesbijki… Ale znaleźli się i tacy, jak profesor Israel Gutman, sam ocalały z Auschwitz, historyk instytutu Yad Vashem, którzy oburzali się na bliskość gejowskiego i żydowskiego pomnika. Mówił coś o tym, że trzeba znać proporcje…
Nie tylko na niby
Gejowsko-żydowska instalacja Rycharskiego też staje się takim pomnikiem, choćby tylko tymczasowym. Pierwszym w Polsce. Jeśli jednak o powstaniu pomnika w Berlinie zdecydował Bundestag, a odsłaniali go politycy (w tym burmistrz Klaus Wowereit), „Wyspa” to inicjatywa artysty.
Przez postawienie go nie w dużym mieście, lecz w niewielkim Sierpcu, niedaleko wsi Kurówko, z której sam pochodzi, Rycharski pokazuje, że to również problem małych miasteczek (kiedyś i dziś). Przez użycie współczesnych symboli LGBTQ przenosi pamięć o ofiarach w teraźniejszość.
Dla środowiska LGBTQ nazistowskie prześladowania nie są fundującym wydarzeniem, wokół którego buduje się zbiorowa tożsamość. Nie nosimy w sobie holokaustowej traumy, dziedziczonej z pokolenia na pokolenie. Gdy wieczorem oglądałem mieniące się kolorami tęczy macewy, myślałem o gejach torturowanych w Czeczenii, o miejscach, gdzie wciąż za homoseksualizm karze się śmiercią przez ukamienowanie, o uczniach zastraszanych przez swych rówieśników, o wpajanych w nas wstydzie i strachu. Te macewy powinny stanąć w każdym polskim mieście. Peregrynować jak Pomnik Chłopa. Koniecznie z tęczowymi kwiatami.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).