„Konceptualizm w PRL” Luizy Nader

Karol Sienkiewicz

Autorka „Konceptualizmu w PRL” nie stawia przed sobą zadania tworzenia „obiektywnej” historii nurtu, pokazuje natomiast, jak działania konceptualne funkcjonowały w ramach różnorodnych dyskursów

Jeszcze 2 minuty czytania

Historię sztuki najnowszej w Polsce cechuje swoista dwupłaszczyznowość. O niektórych kwestiach nie mówi się publicznie, choć jednocześnie zmitologizowane siłą powtarzanej zakulisowo plotki, funkcjonują w środowisku, zazwyczaj oddziałując silniej na współczesną scenę artystyczną niż najbardziej popularne książki. Przełamanie tej dychotomii obiegu informacji wymaga odwagi. Nie chodzi tu bynajmniej o lustracyjne demaskacje. Problem polega na takim podejściu do przedmiotu badań, by przeprowadzić rzetelną analizę, nie rezygnując z tematów polemicznych, a unikając nieobcych szeptanej propagandzie argumentów ad personam. To trudne zadanie udało się Luizie Nader w wielu fragmetach właśnie wydanej książki „Konceptualizm w PRL”. Jak udowadnia, sztuka konceptualna to przedmiot badań nieograniczający się do nudnych teoretycznych rozważań nad dematerializacją obiektu artystycznego. Kontrowersje towarzyszące wystawom sztuki konceptualnej pokazały, jak drażliwy może być to problem.

Przestrzeń dyskursu

Luiza Nader „Konceptualizm w PRL”.
Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Fundacja
Galerii Foksal, 429 stron, w księgarniach od maja 2009
O tej książce było głośno na długo przed jej wydaniem. Luiza Nader prezentowała częściowe wyniki badań na konferencjach i w licznych artykułach. To był jednak dopiero przedsmak tego, co zawarła na ponad czterystu stronach tomu „Konceptualizm w PRL”, książki pod wieloma względami wyjątkowej. Na półce w księgarni zwraca uwagę już projektem graficznym – jego twórca Błażej Pindor nawiązał do atmosfery wizualnej epoki, w której porusza się narracja książki – lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Tekst uzupełniają liczne ilustracje, bez których trudno sobie wyobrazić dobrą książkę poświęconą sztuce, co jednak wcale nie jest regułą (zwłaszcza w wypadku publikacji akademickich).

Jednak wyjątkowość „Konceptualizmu w PRL” wynika przede wszystkim z postawy badawczej autorki, na naszym gruncie nowatorskiej. Już na wstępie Nader zaznacza, że zrywa z „fantazmatyczną jednością konceptualizmu”. Zauważa, że „sztuka konceptualna nigdy nie była obiektem o raz zdefiniowanych, immanentnych wartościach”. Jej celem nie jest więc precyzowanie definicji, ze swej natury wykluczających i represyjnych. Określa konceptualizm jako formację dyskursywną, „jako obiekt działań i manipulacji artystów oraz krytyków”. Pytania o pozycję zajmowaną w przestrzeni sztuki, artystyczne strategie, „walki o definicje”, „moc konsekracyjną w przestrzeni historii”, wreszcie – procesy uhistorycznienia – czynią tę publikację ciekawą nie tylko dla osób żywo zainteresowanych historią konceptualizmu. Po lekturze „Konceptualizmu w PRL” napisanie takowej wydaje się wręcz niemożliwe. Autorka nie stawia przed sobą zadania tworzenia szerokiej, „obiektywnej” historii nurtu, pokazuje natomiast, jak działania konceptualne funkcjonowały w ramach różnorodnych dyskursów. Do swych analiz włącza doświadczenie emancypacyjne (pytanie o podmiotowość, pożądanie, wymiar polityczno-etyczny) oraz doświadczenie psychoanalizy.

Uhistorycznienie

Książka składa się z czterech zasadniczych części. Pierwsze trzy poświęcone są wybranym przez autorkę galeriom, w których rozwijała się sztuka konceptualna: Galerii Pod Moną Lisą we Wrocławiu, Akumulatorom 2 w Poznaniu oraz Galerii Foksal w Warszawie. Każda z tych części ma podobny układ. W pierwszych rozdziałach Nader analizuje kontekst instytucjonalny, w kolejnych – teksty i wystawy, by następnie podjąć się analizy nurtujących zagadnień na przykładzie twórczości wybranych artystów: Włodzimierza Borowskiego, Jarosława Kozłowskiego i Krzysztofa Wodiczki. Ostatnia, czwarta część książki poświęcona została dwóm „ważnym, a zarazem silnie zmitologizowanym wydarzeniom”, które – jak się utarło – miały rozpocząć polski boom na konceptualizm: Sympozjum Wrocław ’70 oraz VIII Spotkanie Artystów i Teoretyków Sztuki w Osiekach w 1970 roku.

Kluczowa okazuje się przeprowadzona przez Nader krytyczna analiza procesu uhistorycznienia konceptualizmu w historiografii zachodniej oraz w Polsce. Autorka nie unika ostro sformułowanych sądów, a jako wypowiedzi równie istotne dla tego procesu traktuje naukowe pozycje Piotra Piotrowskiego, wystawy kuratorowane przez Łukasza Rondudę czy artystyczne cykle Zbigniewa Libery („Mistrzowie”). Oględnie określa dotychczasowe wysiłki uhistoryczniające polski konceptualizm jako „skromne” (wskazując jako „otwarcie” dyskusji wystawę przygotowaną przez Pawła Polita w warszawskim CSW w 1999 roku – „Refleksja konceptualna w sztuce polskiej”). Zarazem pozwala to jej na rozwinięcie śmiałych analiz, bez wdawania się w zbędne dyskusje z poprzednikami. Z niesłychaną odwagą potraktowała Nader zwłaszcza temat Galerii Foksal – problem gorący od momentu powstania galerii w 1966 roku. Metafora „płonącego dziecka” ze słynnego snu analizowanego przez Freuda posłużyła jej do interpretacji problemu wykluczenia w historii tej instytucji. „Czy wykluczeni przez nią krytycy nie traktowali historii tej instytucji właśnie jako impulsu do wybudzenia i stawienia czoła dokonywanej przez instytucję represji?” – pyta Nader, przenosząc akcent z przeszłości na jej oddziaływanie na teraźniejszość. Skomplikowane relacje Galerii Foksal, Fundacji Galerii Foksal, historii obu instytucji i tworzących je osób od wielu lat stanowią obiekt szczególnego zainteresowania, ale głównie zakulisowego.

Wartościowanie

Podejście badawcze Nader traktujące konceptualizm jako formację dyskursywną zdaje się jednocześnie pozwalać na ominięcie szerokim łukiem ważkiego problemu – problemu wartościowania sztuki konceptualnej. Problem ten obcy jest zresztą całej akademickiej historii sztuki. Nader nie odpowiada więc na pytanie, dlaczego zajmuje się tymi a nie innymi galeriami, teoretykami i artystami. Zaznacza jedynie możliwość rozszerzania wypracowanej przez siebie analizy o inne „idiomy konceptualizmu”. Tymczasem wybór autorki uznać można by za kanoniczny i utrwalający zastane hierarchie, nawet jeśli kanon ten znaliśmy bardzo powierzchownie.

Z drugiej strony wydaje się, że tylko tak wysoko stawiające poprzeczkę opracowania są w stanie przełamać monopol zachodniej historiografii, w której ciągle działa symboliczna Żelazna Kurtyna. Ogromną zasługą Luizy Nader (i nie mam tu na myśli jedynie „Konceptualizmu w PRL”) na naszym gruncie pozostaje upowszechnianie podstawowych standardów – zwłaszcza naukowej rzetelności i kultury dyskusji. Przez ostatnie lata przekonali się o tym jej studenci, do których grona mam szczęście się zaliczać.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.