Opowiedzieć przemianę
„Ruchy tektoniczne”

10 minut czytania

/ Sztuka

Opowiedzieć przemianę

Karol Sienkiewicz

Kanon sztuki lat 90. wydawał się raz na zawsze ustalony. Jednak od jakiegoś czasu próbuje w nim mieszać Kuba Banasiak. Jego wystawa „Ruchy tektoniczne” ma ambicje potrząsnąć historią sztuki

Jeszcze 3 minuty czytania

Współczesne filmy, których akcja dzieje się w latach 90., są już zaliczane do kostiumowych. W sztuce to też epoka, która bezpowrotnie odeszła do historii. Kanon tej dekady ze sztuką krytyczną na czele wydawał się już raz na zawsze ustalony. Jednak od jakiegoś czasu próbuje w nim mieszać Kuba Banasiak.

„Ruchy tektoniczne”, kuratorowana przez niego wystawa w Muzeum Sztuki w Łodzi, dotyczy okresu transformacji, której początek Banasiak umiejscawia gdzieś w połowie lat 80. Wszak przemiany gospodarcze rozpoczęły się nie w 1989 roku, lecz znacznie wcześniej, gdy PRL próbował się reformować, wprowadzając elementy wolnego rynku i uwalniając ceny. Z drugiej strony – chociaż niektóre pokazywane prace powstały nawet w pierwszych latach XXI wieku – górną cezurę wystawy wyznacza połowa lat 90. Co ciekawe, nie ma tu prawie sztuki krytycznej, chociaż pojawiają się niektórzy z jej głównych aktorów.

Punktem wyjścia dla Banasiaka nie jest bowiem historia sztuki, lecz socjologiczne i ekonomiczne opracowania polskiej transformacji. W sztuce kurator szuka przejawów tych procesów i z łatwością je znajduje.

Zwątpienie

Ruchy tektoniczne

kurator: Jakub Banasiak, Muzeum Sztuki w Łodzi, do 19 marca 2023

Cała wystawa przesiąknięta jest niepewnością i obawami o przyszłość. Kiczowaty telewizyjny optymizm i obiecywane przez Wałęsę „sto milionów” miesza się z beznadzieją upadających zakładów pracy i bezrobociem. Potwierdzają to przywoływane przez Banasiaka statystyki. Według badań „Diagnoza społeczna 2000” co najmniej połowa Polaków negatywnie oceniała transformację. Pod tym względem wystawa świetnie oddaje klimat epoki.

Obrana przez kuratora strategia szukania w sztuce symptomów zjawisk społeczno-ekonomicznych wnosi sporo świeżości. Banasiakowi wyraźnie zależy na tym, by pisać historię sztuki na nowo. Większość prac pokazanych na wystawie musiała zostać mocno odkurzona. Część z nich nawet w okresie powstania nie miała swoich pięciu minut. Jeśli pojawiają się dzieła artystów łączonych ze sztuką krytyczną, to raczej te mniej znane, na przykład studenckie realizacje Pawła Althamera czy Artura Żmijewskiego. Prawie nie ma tu Zofii Kulik, za to sporo prac Przemysława Kwieka. Artystów, którzy wcześniej funkcjonowali jako duet KwieKulik, a pod koniec lat 80. zaczęli podążać osobnymi ścieżkami.

Takich przetasowań jest więcej. Można powiedzieć, że cała wystawa stanowi próbę wywołania małego trzęsienia ziemi. Dzieła sztuki mogą być szeroko interpretowane, ponieważ każdy gest artysty odzwierciedla doświadczenia całego społeczeństwa. Pogryzione przez Romana Stańczaka plastikowe zabawki z jajek z niespodzianką urastają nagle do metafory frustracji wczesnym kapitalizmem.

dokumentacja wystawy


Jak żyć?

Wystawa jest podzielona na dwie części. Wchodząc na nią, możemy skręcić w lewo lub w prawo, niczym Neo wybierający między dwiema pigułkami w „Matrixie”. Jedna droga poprowadzi nas szlakiem ducha, a więc rodzajem ułudy, druga – materii, czyli materialnej prawdy. Dotyka ona transformacji ekonomicznej, kryzysu i potrzeby odnajdywania się w nowych warunkach. Ścieżka ducha natomiast ukazuje różnorodność właściwych dla tego okresu pozarozumowych zmysłowych poszukiwań, które nie ominęły też artystów. Jedno wynika jednak z drugiego.

Im głębiej wchodzimy w materialne aspekty transformacyjnej rzeczywistości, tym robi się coraz gorzej. Polska rodzina z rysunku Marcina Maciejowskiego, powielanego niegdyś na bilbordach AMS, pyta: „Jak tu teraz żyć?”.

Transformacja to okres rozpędzonej inflacji, prywatyzacji i zamykania zakładów pracy. Ślady i świadectwa tych procesów Banasiak odnalazł w pracach do tej pory raczej marginalnych: kilku obrazach Maciejowskiego i Jerzego Truszkowskiego czy zdjęciu Pawła Kwieka „Posiłki najuboższych”. Zebrane razem składają się na krajobraz polskiego rozpadu. Znów wspierają go dane – statystyki GUS-u z korelacją fali strajków i liczby likwidowanych przedsiębiorstw.

Z pytaniem „Jak żyć?” musieli się też mierzyć sami artyści, których również dopadła nowa rzeczywistość. W kapitalistycznych realiach mieli wyżywić się sami, bez dotychczasowej pomocy państwa. Jeśli im się to nie udawało, wpadali do tego samego worka co inni „pozbawieni inicjatywy”. Wielu zaczęło flirtować z nową rzeczywistością, podejmując się różnego rodzaju zleceń, które w PRL-u sami nazwaliby chałturami. Stąd w jednej z gablot znalazła się książeczka Harlequina – za kampanię reklamową tej łatwej w konsumpcji literatury odpowiadał debiutujący w latach 80. malarz Paweł Kowalewski. Symbolem nowego ruchu stał się Przemysław Kwiek, który zaczął malować kwiaty i próbował sprzedawać swoje obrazy na rynku w Łomiankach. Oczywiście powstała z tego praca meta o kuszącym tytule „Awangarda bzy maluje”.

Marcin Maciejowski, Jak tu teraz żyć (dokumentacja wystawy)Marcin Maciejowski, „Jak tu teraz żyć?” (dokumentacja wystawy)

Ucieczka w wyższe rejestry

Wielu artystów próbowało się jednak dystansować od trudnej materialnej rzeczywistości, wybierając niebieską pigułkę. Na Banasiakowej ścieżce ducha zaczynamy mrocznie, ale kończymy optymistycznie. Najpierw wkraczamy bowiem w transformacyjny nihilizm. Znajduje się tu studencka „Dmuchawka” Artura Żmijewskiego, antropomorficzna konstrukcja, pierwotnie zionąca nieświeżym oddechem. Nieprzypadkowo jego „Młotek do zabijania ludzi”, pochodzący z tego samego okresu, znalazł się w sali poświęconej dezindustrializacji. Nihilizm zdaje się iść w parze z upadającym przemysłem.

Na ścieżce zaraz za nihilizmem kryje się „nowa duchowość”, mająca swe korzenie w gnozie, mistycyzmie i New Age’u, które miały być odtrutką na przytłaczającą rzeczywistość. Tutaj spotkamy wczesnego Pawła Althamera, Alicję Żebrowską czy artystów z Gdańska, takich jak Grzegorz Klaman i Marek Rogulski. Rolę, którą na ścieżce materii odgrywały statystyki, tutaj przejmują umieszczone w gablotach, zapomniane dziś periodyki, jak „Trzecie oko” czy „Gnosis”, a także podręczniki feng shui i teksty o miejscu aniołów w naszym życiu.

Gdy jednak Banasiak umieszcza na wystawie obraz Marcina Maciejowskiego przedstawiający Kazimierza Domańskiego, który – jak mówi podpis na obrazie – „miał już ponad 200 objawień”, nie tylko przypomina o fenomenie licznych wizji i cudów, ale też bierze cały ten ezoteryczny zryw w cudzysłów. Wielu, podobnie jak Maciejowski, traktowało go bowiem z dystansem.

dokumentacja wystawy

Wisielcze przepowiednie

Ten ostatni przykład ukazuje ograniczenia traktowania sztuki jako symptomu. Banasiak wprawdzie odtwarza stan ducha i rozkłady poglądów, ale sam unika ocen i wyciągania wniosków. Próbuje dotrzeć do prawdy o tamtych czasach i naukowo je odtworzyć. W przypadku „Ruchów tektonicznych” sztuka okazuje się nie tylko objawem, ale też materiałem do tworzenia nowych narracji. Ale w żadnej z ról nie może zaprezentować się w całej okazałości, przez co wypada blado.

Gdy „Łódź i skafander” Althamera przestają być poszukiwaniem innych stanów ducha, a stają się wyrazem ruchów społecznych i ilustracją dla naukowych tez, doświadcza się jego pracy inaczej, płycej. Sztuka jako świadectwo, a nie niezależna wypowiedź, w jakimś sensie schodzi na dalszy plan, traci na atrakcyjności.

Jednym z najważniejszych pytań pozostaje stosunek artystów do transformacji politycznej. Banasiak zebrał postawy zarówno optymistyczne wobec zmian zapoczątkowanych przy okrągłym stole (na przykład performans Piotra Wyrzykowskiego „NATO now”), jak i krytyczne – w jednym z happeningów Wspólnota Leeeżeć dosłownie umywała od tego wszystkiego ręce. Te prace i wyrażane w nich postawy wydały mi się szczególnie ciekawe, gdyż właśnie w ocenie przemian politycznych i polityki grubej kreski wydają się mieć korzenie najważniejsze podziały współczesnej Polski.

Chociaż ówczesne nastroje może najlepiej oddaje noworoczna pocztówka Zofii Kulik „Wiwat nowy rok! 1989”, na której nagi Zbyszek Libera jako wisielec pokazuje palcami „V”, symbol zwycięstwa, wówczas znak firmowy Lecha Wałęsy.

Piotr-Wyrzykowski-NATO-Now-1994-fotografie-dzieki-uprzejmosci-artystyPiotr Wyrzykowski, „NATO now”, 1994, dzięki uprzejmości artysty

Trudne lata

Z jednej strony mamy więc ambitnie zarysowany temat, z drugiej – właściwą dla epoki odrobinę szaleństwa. Wydawałoby się, że to przepis na sukces. „Ruchy tektoniczne” to jednak żaden „Matrix”. Banasiak prowadzi swoją wystawę nie jak fascynującą opowieść, lecz raczej jak akademicki wykład. Ekspozycja jest gęsta, kurator chciał jak najbardziej wypełnić ją treścią, więc liczne teksty na ścianach i w rozszerzonych podpisach uzupełniają informacje w folderze. Sztuka jest tylko jednym z elementów tej układanki. Momentami miałem wrażenie, że kurator chciał tu zawrzeć więcej, niż jest w stanie pomieścić wystawa

Można też zadać pytanie o atrakcyjność czasów transformacji. Do lat 90. wróciło ostatnio Muzeum Warszawy wystawą „Błysk, mat, kolor”, poświęconej fotografii z tego okresu. Stolica jawi się na niej jako miszmasz kiczu i brudu. Wczesny kapitalizm zalewa miasto bazarowym oceanem. Nawet jeśli wielu warszawiaków odnajdzie na tej wystawie wspomnienia – na przykład podróży na stadion w poszukiwaniu nielegalnych kopii gier komputerowych i taniej muzyki, trudno wobec tamtego miasta Warszawy żywić szczególną nostalgię. Ja na pewno za tamtym miastem nie tęsknię.

Podobne uczucia miałem po zobaczeniu „Ruchów tektonicznych”. Trzeba do tych okresów powracać, by wyciągać wnioski z historii. Zobaczyć, kto skorzystał na przemianach, kto stracił, czy reformy były uczciwe i sprawiedliwe. Wychodząc z wystawy Banasiaka, można jednak też głęboko odetchnąć – jak dobrze, że te czasy mamy już za sobą!