Książka to niewielka, a twarda jak orzech. Nie po raz pierwszy pożenieni ze sobą filozof Zygmunt Bauman i artysta Mirosław Bałka prowadzą niespieszną rozmowę. Trudniej powiedzieć, o czym ta książka-dialog opowiada, łatwiej − dlaczego powstała. Spełnia „kulturotwórcze” ambicje Mirosława Bałki, któremu uznanie na samym polu sztuki dawno przestało wystarczać. Osobiście trzymam kciuki.
Do tego „Bałka / Bauman” to dobro rzadkie. Pierwszy nakład liczy zaledwie trzysta sztuk. Wspominam o tym dlatego, że egzemplarze są numerowane i trafiły tylko do rąk wybrańców. Nie rozumiem, z jakich powodów czyni tak Narodowe Centrum Kultury, wydawca książeczki, instytucja utrzymywana z naszych podatków. Mój recenzencki egzemplarz nosi numer 250/300.
Magia liczb udzieliła się też redaktorce tomu Katarzynie Bojarskiej, która przedstawiając bohaterów podkreśla, kto to się nie urodził w tym samym roku co oni. Tak więc gdy Bauman jest rówieśnikiem Roberta Kennedy’ego, Gilles'a Deleuze i niesławnej książki „Mein Kampf”, Bałka jest w wieku Madonny, Michaela Jacksona, Luca Tuymansa i filmu Wajdy „Popiół i diament”. Dzieli ich pokolenie, ale – jak się okazuje – bardzo wiele ich łączy.
Ściana
„Bauman / Bałka”, red. Katarzyna Bojarska.
Projekt książki: Błażej Pindor, Narodowe Centrum
Kultury, Warszawa, 146 stron, nakład 300
numerowanych egzemplarzy, w tym 100
w sprzedaży od marca 2013Punktem wyjścia do rozmowy „dwóch wielkich” jest ściana z pracowni Bałki, na której umieszcza on fotografie, wycinki, szkice, projekty. Używa do tego staromodnych pinezek. To rodzaj notatnika i rezerwuar motywów. Ze zdjęciem tej ściany w skali 1:1 artysta pojawił się w domu Baumana w Leeds. „Warto było tu przyjechać, żeby wykonać ten gest – powiesić tę fotografię w tym właśnie miejscu” – przekonuje. Rwana rozmowa co chwilę startuje od któregoś fragmentu ściany, by po kilku stronach ugrząźć we wzajemnych uprzejmościach.
Spotkanie odbyło się dwa lata temu – po sukcesie „How It Is” Bałki w Tate Modern (rzeźby-kontenera, w którego wnętrzu widzowie konfrontowali się z ciemnością) i po głośnej wystawie „Fragment” w CSW w Warszawie. Na ścianie znalazły się m.in. notatki do realizacji w Tate, projekt neonu dla łódzkiego ms2 czy wycinek dialogu z filmu „Shoah” Claude'a Lanzmanna, wykorzystany przez Bałkę w wideo „I knew it had 4 in it”. To zazwyczaj zaledwie zaczątki pomysłów. Zdjęcia obozowe, aresztowana Ulrike Meinhof zestawiona z enerdowską sportsmenką Ulrike Meyfarth, fragmenty obrazów, kadry. Przykuwa uwagę anagram napisu „Arbeit macht frei” z bramy obozu w Auschwitz, z którego Bałka ułożył angielskie „I fat rat, me be rich”.
Wszystko w zgrabnym porządku kątów prostych. Jakby nic tu nie było przypadkowe. Dlaczego Bałka je zawiesza? „Są dla mnie ważne”.
Jak to jest
Książka przede wszystkim daje wgląd w proces twórczy rzeźbiarza. I wytrąca argumenty z rąk złośliwców, którzy co raz oskarżają go o plagiaty i uleganie modzie na minimalizm. Bałka udowadnia, że daleko mu do powierzchowności. Mówi: „Idę do pracowni wtedy, kiedy wiem, co chcę zrobić”. Tworzenie to proces myślowy, chociaż zakorzeniony w rzeczywistości, także w przypadku Bałki – zapośredniczonej przez media (zdjęcia prasowe, filmy, telewizję). Artysta wyławia z tej magmy motywy ciekawe i ważkie. A to chłopcy kradną karuzelę z placu zabaw i idą ją sprzedać na złom, a to papież jeździ mercedesem po obozie w Auschwitz, a to w kilkugodzinnym filmie padają zdania, w których różnica między tysiącami a milionami ludzkich istnień jest kwestią przejęzyczenia. Chyba tę szczególną uważność artysty ma na myśli Bauman, gdy mówi o „chwytaniu w sieć swojego czasu”.
fot. Prot Jarnuszkiewicz © NCK
Bałka opowiada o metodzie eliminacji: „To, co zostaje, to jedna dziesiąta z tego, co przechodzi przez ręce”. Zdradza nawet swój pierwszy pomysł na pracę do Tate, niezrealizowany z powodów technicznych. Podkreśla intymność tworzenia: „Nie wpuszczam nikogo do pracowni”, oraz moment, w którym rozstaje się ze swoimi dziełami: „To dziecko musi szybko przejść w okres dojrzałości i zderzyć się z widzem czy – lepiej – podjąć z nim dialog”. Zaznacza jednak, że „przez ten okres pielęgnacji i karmienia, przygotowuję je odpowiednio na ten los. Wyposażam w system obronny, pełen znaczeń i emocji”.
Książka „Bałka / Bauman” wpisuje się w takie fortyfikowanie twórczości. Pod tym względem przypomina katalog do „How It Is”. Gdy Bałka pracował nad projektem dla Tate Modern, autorzy tekstów – w tym Bauman – otrzymali odręczną listę kulturowych skojarzeń sporządzoną przez artystę i później zreprodukowaną w katalogu: od własnej piwnicy, przez Arkę Noego i Jonasza we wnętrzu wieloryba, po czarne dildo. Ale znalazły się też na niej inicjały autorów – jakby ich wybór również był częścią procesu „wyposażania w system obronny”. To Bałka jednak sam nakreślił interpretacyjny pejzaż swej pracy.
Fra Angelico i ja
Mimo kilku ciekawych tropów (płodne okazuje się zwłaszcza porównanie recyklingowej metody Bałki do gospodarstwa rolnego), rozmowę czyta się z trudem. Zanurzona w nieznośnie dusznej atmosferze, toczy się na niezmiennie wysokim „c”. Panowie przerzucają się metaforami, a niektóre powtórzone kilkukrotnie (jak „mleczne krople przedmiotu” z wiersza Białoszewskiego), wiotczeją. Nawet nieprzyznanie Bałce asystentury na Akademii w 1985 okazuje się jakimś biblijnym „wygnaniem”. Dlatego tę niewielką książkę trzeba sobie serwować po trochu. Łatwo o przedawkowanie.
fot. Prot Jarnuszkiewicz © NCK
Dla twórczości Bałki Bauman znajduje porównania zaczerpnięte z filozofów i pisarzy. Komplement Heideggerowski mówi więc, że Bałka dostarcza szczelin w „murze bytów”, które pozwalają „stanąć oko w okiem z byciem” (dzięki ubogim materiałom). Komplement zainspirowany Kunderą – że artysta dziurawi „kurtynę codzienności”. Co jakiś czas tylko panowie sprowadzają się nawzajem na ziemię. Gdy Bauman niebezpiecznie schodzi na temat twórczych olśnień, artysta woli porozmawiać o powtarzanym geście sprzątania pracowni. Eurece przeciwstawia pracę.
Co dziwniejsze, Bauman często mówi o Bałce w trzeciej osobie, jakby ten nie siedział na krzesełku obok, ale był jakąś figurą „wielkiego artysty”. „Bałka jest artystą świadomym jak mało który twórca”, słyszy o sobie artysta. Filozof ociera się nawet o niezamierzony humor, bliski podpisom z MOCAK-u: „Posługując się obrazami, Fra Angelico i Bałka milczeć nie muszą, nie mogą. (…) A cały czas nęka ich (jak i mnie) podejrzenie, że kiedy już powiedzieli wszystko, to, co najważniejsze, pozostało niewypowiedziane”. W potoku słów i prawionych sobie komplementów najtrwalszy okazuje się więc topos niewypowiedzianego. Odnosząc się do nietrwałości używanych przez siebie surowców, Bałka sam zresztą dodaje: „Milczenie jest materiałem nietrwałym”. No i oczywiście milczenie jest złotem.
Kocham pana
Krygując się, że w temacie sztuki „czuje się bezbronny”, Bauman nie powstrzymuje się jednak przed nazywaniem „paradygmatu Bałki” – „gestem kopernikańskim”. Artysta próbuje skromnie ripostować, że od górnolotnych porównań woli metodę „szumów, zlepów, ciągów” Białoszewskiego, ale po chwili – jakby potwierdzając intuicje filozofa – rzuca na stół wiersz poety „O obrotach rzeczy”. Białoszewski też pił do Kopernika i wszystko zaczyna grać.
fot. Prot Jarnuszkiewicz © NCK
Pocieszające jest jednak to, że nawet wielki filozof o pięknej białej czuprynie, rówieśnik Deleuze'a, odbiera sztukę jak inni śmiertelnicy – w pierwszym momencie na poziomie zmysłowym. Mówi o przeżyciach. Ale sztukę Bałki, rówieśnika Madonny, przyjmuje bezkrytycznie, jako wyraz geniuszu, nie dostrzegając jej ograniczeń. Gdy jednak tłumaczy artyście, że „Mirosław Bałka jest zaangażowany politycznie” (znowu jakiś wyabstrahowany „Mirosław Bałka” – podmiot liryczny „twórczości Bałki”), ten prawdziwy Bałka odpowiada, że „niezręcznie mu tego słuchać” i snuje rozważania o partyjności co poniektórych.
Zazwyczaj jednak panowie piją sobie z dzióbków, a nawet siedząc naprzeciw siebie doznają narcystycznych uniesień. Pod koniec Bauman wyznaje Bałce: „Bardzo lubię to, co Pan robi, dlatego że odnajduję tam jakieś dla mnie niespodziewane, Panu zawdzięczane, potwierdzenia moich intuicji”. Artyście nie pozostaje nic innego, jak odwzajemnić komplement: „To jest to, co ja – tworząc – znajduję w Pańskich książkach, w Pana myśli”. Zaś gdy w wartej „Kamieni na szaniec” scenie, Bauman wyznaje: „Bliskie to mojemu sercu, dlatego się w Panu zakochałem”, Bałka odpowiada: „Z wzajemnością”. Idealny odbiorca okazuje się lustrzanym odbiciem artysty. To smutne.