Psychopapież
Ryszard Grzyb / dzięki uprzejmości Piktogramu/BLA

Psychopapież

Karol Sienkiewicz

Jeśli to szaleństwo, jest w nim metoda. I jeśli to galeria Piktogram, to znowu czeka nas powrót do przyszłości… w lata 80. poprzedniego wieku. Do końca listopada trwa wystawa „Psychopapier”

Jeszcze 2 minuty czytania

Michał Woliński wie, co robi. Nie od wczoraj pracuje ze sztuką polską lat 80., a w niewielkiej przestrzeni Piktogramu, o wiele mniej ekstrawaganckiej niż sąsiadująca z nim galeria Leto, wypracował charakterystyczny model wystaw. Do tego ma talent do chwytliwych, trafnych tytułów, które i mówią wszystko, i łączą rzeczy pozornie odległe. W tamtym roku był to „Berlegustopol”, teraz − „Psychopapier”. To i owo, ale zawsze z papierem w tle.

Wystawy w Piktogramie zazwyczaj rozgrywają się na ścianach, w gustownych gablotach z płyty wiórowej i skrzyniach na kółkach. Jest elegancko, ale z szorstką nutką, bardzo w klimacie warszawskiego Soho Factory. Tak jest i tym razem. Prace w różnych formatach swobodnie rozwieszone na ścianach wokół, tam gdzie się dało − w zgrabnych ramkach. Do tego dwie gabloty, a pośrodku podest z telewizorkiem. W telewizorku krótki filmik. Anonimowa ręka prezentuje przed kamerą papiery, by je po chwili porwać i rzucić na kupę. Na koniec jeszcze na sekundę pojawia się tekturowy pajac i po pociągnięciu za sznurek zabawnie porusza kończynami. On też pada ofiarą skupu makulatury. Ten obsesyjny gest niszczenia wszystkiego, co papierowe, nieustannie towarzyszy tej wystawie. Jakby to, co zawisło na ścianach i zagościło w gablotach, też czekał ten smutny los.

„Psychopapier”

artyści: Ryszard Grzyb (Gruppa), Leszek Knaflewski (Koło Klipsa), Zbigniew Libera (Kultura Zrzuty, Sternenhoch, Nihilistyczny Alians Orgiastyczny), Luxus, Jerzy Truszkowski (Kultura Zrzuty, Sternenhoch, Nihilistyczny Alians Orgiastyczny);

kurator: Michał Woliński

Piktogram, Warszawa, do 30 listpada 2013

Zresztą autor tego krótkiego filmiku, Zbigniew Libera, zasłynął między innymi tym, że w 1988 roku po pokazie swoich filmów w Stodole przy niemal pustej sali (konkurencją był „Pies andaluzyjski” Buñuela) wpadł w szał, wyciągał taśmę z kaset i ciął ją nożyczkami. Wcześniej pracował jako terapeuta na oddziale psychiatrycznym szpitala w Pabianicach, ale rzucił tę robotę, gdyż − jak podaje jego zachętowski katalog − „zbyt mocno identyfikował się z pacjentami”. Film Libery jest też tu najbardziej „psycho”. Ale „psycho” były też same lata 80., w których toczy się „Psychopapier”. Nadmienię, że chcąc złożyć tę wystawę do kupy, sam kurator musiał uciec ze szpitala.

Widok wystawy / fot. B. Górka, dzięki uprzejmości Piktogramu/BLA

Vice, cyce, rękawice

Gdy usiąść w środku, prace zdają się wirować wokół jak maszyna losująca totolotka. Następuje zwolnienie blokady i rozpoczynamy losowanie. Większe, mniejsze i całkiem średnie − ich układowi został nadany pewien rytm. Co jakiś czas na pierwszym planie wyłania się kolorowe malowidło Ryszarda Grzyba. Jego prace są tu po prostu największe. Malowane na szarym pakowym papierze, wiszą na metalowych klipsach. Z jednej macha ufoludek, ale niebezpiecznie przypomina Jerzego Urbana. Inna, powstała spontanicznie podczas akcji Gruppy w Dziekance w 1986 roku, pokazuje − jak zdradza tytuł − „Pocałunek w odbyt”. I rzeczywiście tę część ciała artysta wyraźnie zaznaczył. W dalszej kolejności rzucają się w oczy nieco mniejsze i już oprawione, ale wciąż kolorowe akwarele Ewy Ciepielewskiej z wrocławskiego Luxusu. Na różnobarwnych, jednolitych tłach pojawiają się fantastyczne postaci, niby zwierzęce, ale dwunożne i w ludzkich sytuacjach, arlekinowo- patchworkowe. Stawiam, że to ilustracje do bajek Ezopa po grzybkach.

Widok wystawy / fot. B. Górka, dzięki uprzejmości Piktogramu/BLA

By obejrzeć mniejsze, głównie czarno-białe rysunki i grafiki rozsiane nieregularnie po ścianach, trzeba już się do nich zbliżyć. Leszek Knaflewski osiągał niespodziewane efekty, zaczynając rysować z zamkniętymi oczami. W efekcie z głowy wychodzi ręka, a drzewo rośnie na stopie. Jednemu ptakowi oczy wypadły z orbit. Ale czy to właściwie miał być ptak, pewny nie jestem. Drugi się dziwnie rozkraczył i głowa spadła mu z szyi. A u pewnego pana oczom wyrosły nogi i najwyraźniej wybierają się na spacer. Każde w swoim kierunku.

Sporo tu tego. Niektóre kartki pożółkły i nabrały dostojnej patyny. Ale jest jeszcze warstwa werbalna. Jeśli się ładnie poprosi, kurator okrasi je wszystkie pikantnymi historiami z epoki. Kto, z kim i w jakich okolicznościach przyrody.

Leszek Knaflewski / fot. B. Górka, dzięki uprzejmości Piktogramu/BLA

Szyfrem

Na komiksowym rysunku Paweł Jarodzki (podobnie jak Ewa Ciepielewska − z Luxusu) uwiecznił stan wojenny. Dziś wydaje się operować zapomnianym kodem. Jest tu na przykład samolot LOT-u kursujący na trasie Tempelhof-Breslau, na którym siedzą okrakiem pasażerowie na gapę. Mało kto pamięta, że w latach 80. żartowano, że skrót LOT oznacza „Landing On Tempelhof”. Już w lutym 1982 roku lot 747 z Warszawy zamiast we Wrocławiu wylądował w Berlinie. W Polsce początku tamtej dekady porwania samolotów, zazwyczaj przez samych pracowników linii lotniczych, zdarzały się stosunkowo często. Na luxusowym linorycie Piotra Gusty Pies Goofy goni Myszkę Miki, trzymając w ręku wywalone na wierzch, wyjątkowo pokaźne przyrodzenie. Obok podpis: „Mała Miki i jej duży los”. Ten los to w podtekście policyjna pałka. Wtedy − jednoznaczne, dziś − niemal archaiczna greka.

W szaleństwo wdziera się ponura rzeczywistość. Ale oni rysują na czym się da, na tym, co się nawinie pod rękę, do czego mają dostęp. Dobrej jakości papier to wtedy też dobro luksusowe. Stąd te bure płachty papieru pakowego, rysunki na próbnych wydrukach z drukarni, na kalce, jakichś skrawkach. Wystarcza im flamaster i pierwsza lepsza kartka. Jakby nie dało się nie rysować. Jakby kompulsywne rysowanie było jednym z syndromów tej choroby. A „charakter epoki” co rusz daje o sobie znać. Chociażby w cyklu fotografii Libery, na którym uwiecznił on ciekawe zjawisko − odręcznie zapisywane kartki, naklejane na przystankach i słupach niezidentyfikowaną ręką, nie padały ofiarą rutynowego oczyszczania miasta z jakichkolwiek przejawów nieprawomyślności. Działający w pojedynkę wariat z kartką i ołówkiem nie był uznawany za groźnego, a nawet pozostawał niezauważalny. By go dostrzec, potrzeba było artysty.

Paweł Jarodzki / fot. B. Góka, dzięki uprzejmości Piktogramu/BLA

Na tym tle Jerzy Truszkowski, którego zdjęcie z cyklu „Praca przeciw absurdowi” (brom na trochę pogniecionym papierze) zawisło nisko nad podłogą, wypada dosyć psycho-metafizycznie. W dziwnym akrobatycznym skoku, który uwiecznił aparatem jego ojciec − Tadeusz Truszkowski, znany z tężyzny fizycznej artysta zdaje się lewitować lub po prostu spadać. To moment tuż przed zderzeniem z ziemią. W rozmowie z Andrzejem Partumem („PRO/LA stimulation” 1983) Truszkowski stwierdził, że „Każda świadomość jest znerwicowana”, jakby parafrazując słynne słowa Poloniusza z Szekspirowskiego „Hamleta” o bziku i metodzie. Czy „psycho” jest warunkiem uprzytomnienia?

Drugi oddech

Dla sztuki lat 80. Woliński znalazł odpowiednią metodę, którą konsekwentnie stosuje w kolejnej już wystawie. Po pierwsze, nie poddaje się wyborom estetycznym samej dekady. Przegląda cały materiał i wybiera od nowa. Po drugie, wybrane prace oczyszcza z oryginalnego kontekstu. Po trzecie, zestawia je ze sobą tak, że same zaczynają budować dla siebie punkty odniesienia. Do tego raperzący się tytuł, jak wisienka na torcie, i świetna wystawa gotowa. Po kilku odsłonach „I could live in Africa”wystawie Leszka Knaflewskiego można już mówić o metodycznym spojrzeniu na lata 80.

Ewa Ciepielewska / fot. B. Górka, dzięki uprzejmości Piktogramu/BLA

I niby nic tu szczególnie nowego. Nawet jeśli oglądamy głównie prace niepokazywane od bardzo dawna, a nawet takie, które nigdy wcześniej nie opuściły teczki artysty, to operują one dobrze znaną estetyką. Ale dawny duch ożywa w nowej, aktualnie swobodnej formie. Jest w tym jakaś irytująca łatwość, jednak trudno byłoby ją powtórzyć. Odkąd pamiętam, na wystawach sztuki lat 80. wiało nudą − robili je ci sami kuratorzy, z wciąż tym samym zestawem dzieł i według tego samego klucza, czyli swobody trącącej myszką. Woliński pozwolił dekadzie wziąć drugi oddech. Malarz z Gruppy idzie tu ramię w ramię z artystami Luxusu, rzeźbiarz z Koła Klipsa z Liberą. I nie zapominajmy o Truszkowskim. A „psycho” może być wszystko. Psychopapier − psychopapież, gancegal. Chyba że przyjąć za dobrą monetę słowa Paola Coehlo: „Bądźcie szaleni, ale zachowujcie się jak normalni ludzie”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.